Posiłek raz dziennie, dwie godziny snu w ciągu doby, szykany, upór osła, ubóstwo graniczące z nędzą – oto propozycja dla współczesnego księdza. Powiedzmy sobie szczerze: nie do przyjęcia.
Trzeba zejść z Taboru
Patrzę na zmizerowaną twarz księdza, co zmarł sto pięćdziesiąt lat temu. Właśnie skończył swoje kazanie. Najtrudniej mówi się do księży. Jemu także. Oni przecież wszystko wiedzą najlepiej. Powoli schodzimy z rekolekcyjnego Taboru.
Nie będę drugim proboszczem z Ars. Nie będzie nim ani ugrzeczniony ksiądz ze Stanów, ani wciąż uśmiechający się skośnooki z Chin, ani podrygujący w rytm harfy czarnoskóry, tym bardziej dystyngowany Niemiec czy Francuz. To nic. Nie oto chodzi.
Realizm życia duchowego rządzi się swoimi prawami. Wystarczy poddać się działaniu Ducha. On już wie, jak uczynić z nas naczynia użyteczne. Tego nauczyliśmy się w Ars. W Roku Kapłańskim. Tymczasem trzeba wracać do domu. Jeszcze tylko od Jeana Vanier nauczymy się mycia nóg a potem będziemy prosić Ducha, by sprawił w nas wielkie rzeczy, o których nawet nie ośmielamy się marzyć. Wielkie rzeczy na miarę świata, któremu służymy w imię Jezusa. Dla jego uświęcenia.
«« |
« |
1
|
2
|
3
|
4
|
» | »»