Posiłek raz dziennie, dwie godziny snu w ciągu doby, szykany, upór osła, ubóstwo graniczące z nędzą – oto propozycja dla współczesnego księdza. Powiedzmy sobie szczerze: nie do przyjęcia.
Pogarda uszlachetnia
Ten ksiądz niczego nie chciał dla siebie, za to wszystkiego pragnął dla kapłaństwa. Jego westchnienia o wielkości sakramentu kończyły się radosnym: na szczęście nie wiem do końca kim jestem, bo bym umarł z przerażenia. To po pierwsze.
Dlatego potrafił mieć cierpliwość do penitentów. Dlatego szykany i pomówienia znosił bez szemrania. Był większy od swych oskarżycieli. Był księdzem. I nie dla siebie, tylko dla innych. Wszyscy mieli do niego prawo – po to żył w celibacie. Nigdy nie odważył się wykorzystywać swojej pozycji dla swoich interesów. Bycie księdzem było szczytem jego marzeń i sensem życia. Ambicje ludzkie pozostawił na boku. Przecież właśnie po to stał się znakiem innego świata, by już tutaj nie tylko na ten „inny” wskazywać, ale usiłować nim żyć.
Więc tym razem nie chodzi o ślepe naśladowanie kapłańskich gestów i słów. Tym razem idzie o serce, które kocha to, kim jest! Nazywają to dynamiką miłości – rozkochaj się w kapłaństwie, a nie będziesz potrzebował dowartościowania innego niż kapłaństwo właśnie.
Tyle zrozumiałem patrząc na dziwny zegar, na którym zaznaczono tylko trzy czynności: Najświętszą Ofiarę, czas spowiadania i dwie godziny snu. Zawsze był sobą! Księdzem.
Wredni są najlepsi
Cukierkowata biografia mówi, że było inaczej, niż podają prawdziwsze historie proboszcza Jana. Ona sugeruje, że na powitanie nowego księdza przyszła cała wieś: całe dwieście trzydzieści osób. Inni jednak upierają się, że było ich tylko czworo. Reszta siedziała w knajpach.
Ksiądz jednak nie uciekł. Został z nimi czterdzieści lat. Do śmierci. Potrzebował ich, by stawać się świętym. Potrzebował ich sprzeciwu, żeby zasmakować w bezinteresowności. Zatem druga tajemnica udanego życia brzmi: pokochaj to i tych, co masz!
Wydaje się, że mają z tym kłopot nie tylko księża. Wynieśli bowiem ze swego, polskiego, domu, że wciąż trzeba oglądać się za czymś, czego nie ma. Ciągle jest źle, źle i źle. Biadolenie wtedy, gdy praca jest (za mało płacą), biadolenie, gdy pracy nie ma (z czego tu żyć?). Jęczenie na męża (bo kocha tak bez emocji), jęczenie na dzieci (bo ciągle im mało). Zamartwianie się pogodą (bo pada), kręcenie nosem na słońce (bo susza idzie).
Tak rodzi się rozgoryczenie. Z braku miłości do tego co się ma, co jest na wyciągniecie ręki. Wtedy matka ma dosyć gotowania i prania, ojciec szuka kochanki, ksiądz staje się alkoholikiem.
Proboszcz Vianney powinien umrzeć z rozżalenia. A on wziął się do roboty. Pierwszym słuchaczem był chłopiec, który wskazał mu drogę do Ars. Potem ucieszył się, że może być księdzem dla tych nielicznych, którzy przyszli. Opowiadał im o niebie. Oni słuchali i wracali do siebie. Z tygodnia na tydzień, coraz bardziej inni.
Dobro promieniuje. Wiejski kościół stawał się za mały. Tylko serce proboszcza było coraz większe.
Bez prawdy ani rusz
Największy problem współczesnego świata – począwszy od życia poszczególnego człowieka, przez rodzinę, a na całych narodach skończywszy – to poprawność. Życie w kłamstwie. Kościół nie jest wolny od zdrady ewangelicznej wskazówki, że tylko poznanie prawdy wyzwala.
Proboszcz z Ars był inny. Nazywał rzeczy po imieniu. Piętnował grzech, bo za bardzo zależało mu na grzesznikach. Nauczył się od Jezusa, że nie ma straszniejszego doświadczenia w życiu człowieka, niż grzech. Bóg wie najlepiej. Dlatego bez skrupułów „odrąbywał ręce” i „wyłupywał oczy” – byle tylko parafianie uniknęli potępienia. To kolejna tajemnica szczęśliwego życia: przez prawdę doprowadzić grzesznika do skruchy.
Kiedy Chrystus opowiada o pasterzu, któremu udało się odnaleźć zagubioną owieczkę, wtedy kończy zaskakującym stwierdzeniem o nieopisanej radości, jaka panuje z tego powodu w niebie. Ksiądz w konfesjonale jakoś doświadcza tej euforii. Potrafi się tym karmić. Podobnie jak matka, która płacze ze szczęścia, że jej dziecko nareszcie się opamiętało. I kocha jeszcze bardziej. I służy jeszcze ofiarniej. Jest matką, nie potrafi inaczej. Inaczej nie chce.