Święta Joanna Beretta Molla

„Taka sobie rodzina” – napisał kardynał Martini, pokazując rodzinę Joanny jako wzór dla współczesnych rodzin.

Reklama

Najdroższy Piotrze!
Dziś w południe, wróciwszy z wyprawy narciarskiej, otrzymałam Twój ekspres. Czy możesz sobie wyobrazić, jak wielką sprawił mi przyjemność. A wszystko to dzięki Twym jakże czułym i ciepłym słowom, z których bije cała miłość, jaką masz dla mnie. Dziękuję Ci, drogi Piotrze. Ja również mam moją miłość dla Ciebie i często myślę, że będziemy ją mieć zawsze. Masz tak dobry charakter i jesteś tak mądry, iż jestem przekonana, że my nie możemy nie żyć w zgodzie. Przykro mi, że w poniedziałek byłeś tak bardzo zapracowany. Towarzyszę Ci zawsze myślą, a jeśli mogłabym Ci pomóc, uczynię to z całego serca.

Dzień wczorajszy i dzisiejszy były tak cudownie słoneczne. Obudziłam się rano o 8.00 (Co za drańciuch ze mnie! Ty jesteś już wtedy w biurze!), ponieważ o 8.30 jest Msza święta. Uwierz, nigdy jeszcze nie przeżywałam tak Mszy świętej i Komunii jak właśnie w tych dniach. Kościółek, wyjątkowo piękny i spokojny, jest puściutki. Kapłan nie ma nawet ministranta. A zatem Pan Jezus jest cały dla mnie i dla Ciebie, Piotrze, albowiem tak już jest – gdzie jestem ja, tam jesteś ze mną również Ty.

Natychmiast po śniadaniu zabieramy nasze narty i w dół... na trasy narciarskie. Zwykle około godziny 11.00 rozpoczynam pod okiem instruktora krótki kurs i... bez fałszywej skromności, nauczyłam się nawet zjazdów nieco trudniejszych. Bądź jednak spokojny. Nie ma żadnego niebezpieczeństwa, albowiem tam, gdzie stok jest zbyt szybki, sam instruktor wybiera trasę nieco łatwiejszą. Jest naprawdę fantastycznie. Jakże się nie radować i uwielbiać Boga, kiedy się staje na górze, pod błękitem nieba, na iskrzącym, białym śniegu!

Piotrze, Ty już wiesz, że ja czuję się tak szczęśliwa, gdy jestem w kontakcie z tak piękną przyrodą, iż mogłabym spędzać całe godziny na jej kontemplacji.

Natomiast po obiedzie, zaraz po krótkim odpoczynku i spacerku, powracamy na trasy zjazdowe i jesteśmy tam od około 15.00 do 18.00. Później czas się jakby zatrzymuje. Na szczęście mam drogie mi towarzystwo Piery (bardzo wesoła osóbka), z którą wiele żartujemy!
I w ten oto sposób opisałam Ci mój dzień, nieco inny od Twego, mój biedny Piotrze, ciągle tak zapracowany.

Ale jeszcze tylko dwa dni i znów się zobaczymy. Cóż za radość!
Do zobaczenia, Piotrze. Pozdrów ode mnie serdecznie Twych rodziców i Twą siostrę Adelajdę oraz przyjmij mocne uściski od rozmiłowanej w Tobie
Joanny

Piera dziękuje Ci za pozdrowienia i je odwzajemnia.

List Joanny do Piotra Molla z 23 marca 1955 r.

Joanna planowała założenie rodziny chrześcijańskiej, rozumianej jako wieczernik zgromadzony wokół Jezusa. Piotr, który wzrastał w atmosferze etyki bliskiej jansenizmowi, po raz pierwszy czuł się uwolniony od ciążących na nim obowiązkach i był w stanie się uśmiechnąć oraz pożartować. Daty zaręczyn i zawarcia sakramentu małżeństwa przez tych dwojga to 11 kwietnia i 24 września 1955 roku. Są to dwa stałe punkty odniesienia, informacja dla wspólnot rodzinnych i braci, przy pewności, iż decyzja została podjęta w sercu, jako konsekwencja miłości, która nie zna ograniczeń czasu i jako sakrament uczestniczy w nieograniczonej miłości Chrystusa wobec swego Kościoła. „Tajemnica to wielka, a ja mówię: w odniesieniu do Chrystusa i do Kościoła!” (Ef 5,32). Z drugiej strony Joanna i Piotr to były osoby bardzo konkretne. Byli dwojgiem zakochanych w sobie młodych ludzi, przeżywających radość swojego narzeczeństwa i niecierpliwie oczekujących na dzień zaślubin. Dotyczyło to szczególnie Joanny. Była szczęśliwa i nie obawiała się okazywać swoich uczuć: wybierała meble do swego domu, kupowała nakrycia i sztućce na stół, myślała o sukience ślubnej. Wreszcie nadszedł oczekiwany 24 września. Joanna i Piotr stanęli przed ołtarzem.

Warto choćby na chwilkę zatrzymać się na tym wydarzeniu. „Joanna ubrana na biało, w błyszczącej satynie, z welonem z tiulu upiętym nad szyją, prowadzona pod rękę przez brata Ferdynanda, wchodzi do Bazyliki Świętego Marcina w Magencie”. Joanna była piękna jako wyobrażenie niewiasty i figura Kościoła, figura Oblubienicy, w której „wody wielkie nie zdołają ugasić miłości, nie zatopią jej rzeki” (Pnp 8,7). Zaproszeni goście dostrzegli owo piękno, które rozbłysło nadzwyczajnym światłem, i objawili swój podziw spontanicznie wybuchającym aplauzem pośród ciszy świątyni. „Mój miły jest mój, a ja jestem jego, on stada swe pasie wśród lilii” (Pnp 2,6). Joanna i Piotr dość szybko mieli możliwość potwierdzić, że związek miłości, zawarty w tym dniu w obecności księdza Józefa, kapłana i brata, był silniejszy niż wszelkie trudności, a nawet śmierć.

Tymczasem świętowanie zaślubin było bardzo zwyczajne. Przedłużyło się w podróż poślubną na południe Włoch: Rzym, Neapol, Ischia, Taormina – to najważniejsze jej etapy. Po powrocie zaczęło się zwykłe, codzienne życie. Jednakże Joanna i Piotr nie narzekali na trudy dni powszednich, które w porównaniu do odpoczynku i święta wydawały się nigdy nie kończyć. Joanna – szczególnie ona – „to kobieta pogodna, spokojna, pełna radości. Radością, którą wyjątkowo promieniowała, wydawała się zarażać tych, którzy byli wokół”. Joanna w tym właśnie okresie była o wiele bardziej niż kiedykolwiek wcześniej zaangażowana w pracy lekarza ogólnego i pediatry. Nie zapomniała również o Akcji Katolickiej Kobiet. Nie zaniedbywała też wielkiej rodziny Berettów, pisząc do braci, którzy byli daleko, oraz odwiedzając lub zapraszając tych, którzy byli bliżej, do swego domu.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama