„Taka sobie rodzina” – napisał kardynał Martini, pokazując rodzinę Joanny jako wzór dla współczesnych rodzin.
Maria – o czym tak pięknie daje świadectwo jej syn ksiądz Józef Beretta – zawsze miała dziecko na ręku albo „siadywała na swoim fotelu obok przepełnionego kosza bielizny do prasowania lub cerowania oraz pończoch wymagających naprawy”.
W tamtych czasach nie mówiło się jeszcze o planowaniu rodziny, o odpowiedzialnym rodzicielstwie. Rodzice przyjmowali dzieci z rąk Boga i Jemu z ufnością zawierzali ich rozwój i edukację. Tak właśnie postępowali Albert i Maria, którzy mieli trzynaścioro dzieci. Troje: Dawida, Rosinę, Pierinę, zabrała tak zwana hiszpańska grypa. Natomiast Guglielmina i Anna Maria umarły jako jeszcze malutkie dzieci. Pozostałe ośmioro w kolejności wieku to: Amalia (zdrobniale Iucci) – pianistka, Franciszek – inżynier, Ferdynand – lekarz, Henryk – lekarz i kapłan Zakonu Ojców Kapucynów (ojciec Albert), Zyta – farmaceutka, Józef – inżynier i kapłan, Joanna – lekarka, Virginia – lekarka i siostra zakonna. Wszyscy razem chodzili często do klasztoru, aby się bawić i w praktyce doświadczyć dzieła miłości. Ich bliskimi przyjaciółmi byli Luigi i Mary Gedda.
Wybiegliśmy nieco za bardzo w przyszłość. Po to, żeby przezwyciężyć hiszpańską grypę, która zdziesiątkowała dzieci, ojciec zdecydował się na przeprowadzkę rodziny do Bergamo. Kupił ładny dom z ogrodem w wyżej położonej części Bergamo, niedaleko od domu dziadków ze strony mamy, i tam zamieszkał wraz z rodziną. Musiał codziennie pokonywać drogę z Mediolanu do Bergamo. Nie było to łatwe życie. Wstawał o piątej, by móc uczestniczyć we Mszy świętej, następnie szedł na pociąg, jechał do pracy i znów na pociąg, żeby powrócić do domu, gdzie zmęczenie i trud ustępowały miejsca radości doświadczenia rodziny.
Joanna przyszła na świat w Magencie (niedaleko Mediolanu), w domu dziadków ze strony ojca, 4 października (w święto świętego Franciszka) 1922 roku. Z tego też względu bywała nazywana Joanną Franciszką. Trzy lata później, w roku 1925, nastąpiła, wspomniana już wcześniej przeprowadzka do Bergamo. W tej dużej rodzinie istniały uprzywilejowane funkcje i odpowiednie do wieku relacje pomiędzy rodzeństwem. Amalia, dwudziestoletnia starsza siostra, przygotowywała małą Joannę do Pierwszej Komunii Świętej, która została ustalona na 14 kwietnia 1928 roku w parafii pod wezwaniem świętej Graty. Virginia, inaczej Ginia, młodsza siostra, to z kolei ta, która była Joannie najbliższa.
Jeśli chodzi o szkołę podstawową, to Joanna zmieniała ją kilkakrotnie. Największy wpływ miały na nią Siostry Kanoniczki, do których uczęszczała w ostatnich klasach. Ale i wówczas szkoła nie była środowiskiem, gdzie miała możliwość najlepiej rozwijać swoją osobowość. Joanna była szczęśliwa w rodzinie. Codziennie towarzyszyła mamie w drodze na Mszę świętą. Prócz tego od mamy i siostry uczyła się grać na pianinie. Cieszyła się z życia w kontakcie z naturą. Ukończywszy szkołę podstawową, została przyjęta w roku 1933 do liceum-gimnazjum Paolo Sarpi w Bergamo, gdzie uczęszczała przez pierwsze cztery klasy gimnazjalne, osiągając raczej nie najlepsze wyniki. W 1936 roku nie przeszła do następnej klasy z języka włoskiego oraz łaciny, dlatego groziło jej wydalenie ze szkoły.
W następnym roku w życiu Joanny, podobnie jak i całej rodziny Berettów, miał miejsce przełom. Umarła, chora już od pewnego czasu, najstarsza córka Amalia, mając zaledwie 26 lat. Ojciec Albert, pragnąc, aby dzieci uczęszczały na uniwersytet oraz aby utrzymać je w jedności, zwolnił się z pracy i przeniósł rodzinę do Genewy. Joanna uczęszczała do gimnazjum prowadzonego przez Siostry świętej Doroty. Tam właśnie dokonało się stopniowo pogłębienie jej religijnej edukacji. Wzrost wiary miał miejsce zwłaszcza w roku 1938. Wtedy właśnie dziewczyna wzięła udział w rekolekcjach prowadzonych przez jezuitę ojca Avedano. Teraz Joanna nie była już małą dziewczynką z Akcji Katolickiej, która towarzyszy mamusi we Mszy świętej, lecz młodą kobietą, pragnącą wziąć we własne ręce swe przeznaczenie i w obliczu Boga dokonywać świadomych wyborów:
„Podejmuję świętą obietnicę czynić wszystko dla Jezusa. Wszystkie moje czyny, jakikolwiek trud, wszystko ofiaruję Jezusowi... Pragnę prosić Pana Jezusa, by mi dopomógł, żebym nie trafiła do piekła... Proszę Pana Jezusa, aby mi dał zrozumieć swe wielkie miłosierdzie”.
Można by rzec, iż Joanna opuściła w tym momencie środowisko wychowania otrzymanego w rodzinie, żeby móc kroczyć własnymi ścieżkami ku świętości. Nadal kontynuowała grę na instrumencie i malowała. Niestety, stan jej zdrowia nie był stabilny. Rodzice martwili się tym i dlatego w latach 1938-1939, zaraz po zakończeniu gimnazjum, zatrzymali córkę w domu. Dzięki temu Joanna znów była blisko rodziców. Miała możliwość lepiej ich poznać. Mogła w dalszym ciągu uczyć się gry na pianinie. Miała czas na praktyki religijne. Pod wpływem nowego księdza proboszcza i liturgisty prałata Maria Righettiego, zaczęła pojmować głęboki sens liturgii. Od tego czasu miała zwyczaj chodzenia na Mszę świętą, zabierając ze sobą mszalik ojca opata Carontiego.
Wszystko to czyniła po to, aby móc lepiej uczestniczyć w lekturze słowa Bożego i całej akcji liturgicznej. Gdy w następnych latach ponownie podjęła naukę, od razu było widoczne, że ta przerwa i pogłębienie życia duchowego były jej bardzo potrzebne. Rozpoczęła naukę w szkole z nowym rozmachem. Czyniła plany co do swej przyszłości. Myślała o powołaniu misjonarki i pragnęła żyć według zasad Ewangelii. Za przykładem mamy, którą prałat Righetti wytypował na przewodniczącą grupy kobiet, zaczęła prowadzić grupę najmłodszych dziewcząt Akcji Katolickiej i czyniła to – jak wspomina ksiądz proboszcz – z pełnym zaangażowaniem i sukcesem. Również Siostry świętej Doroty były z Joanny wielce zadowolone. Być może niejedna z nich widziała już w niej nowicjuszkę ich zgromadzenia. Wydaje się, iż był to wyjątkowy czas w historii rodziny Berettów. Franciszek, po śmierci Amalii najstarszy z rodzeństwa, został inżynierem, Ferdynand lekarzem, a Zyta farmaceutką. Henryk i Józef byli już studentami: pierwszy medycyny, drugi inżynierii. Natomiast Joanna i Virginia stały przed wyborem własnej drogi życia uniwersyteckiego. „Błogosławiony każdy, kto boi się Pana... Małżonka twoja jak płodny szczep winny we wnętrzu twojego domu. Synowie twoi jak sadzonki oliwki dokoła twojego stołu” (por. Ps 128).
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.