„Taka sobie rodzina” – napisał kardynał Martini, pokazując rodzinę Joanny jako wzór dla współczesnych rodzin.
„Niebiosa głoszą chwałę Boga, dzieło rąk Jego obwieszcza nieboskłon” –mówi Psalm 18. Joanna była szczęśliwa, gdy wraz z dziećmi mogła jeździć do Courmayeur, gdzie było świeże powietrze. Lubiła jeździć na nartach i wędrować. Czuła się włączona w ową liturgię, która dzień i noc po szczytach i w dolinach objawia łaskę i miłosierdzie, a także piękno i Opatrzność Bożą. Podobnie jak Bóg, stworzywszy człowieka, podtrzymuje go w każdym momencie, gdyż „jest podobny do tchnienia wiatru, a dni jego jak cień mijają” (Ps 144,4), tak i rodzice są wezwani do daru bez końca, do przekazania swym dzieciom własnego oddechu życia. W liście apostolskim Mulieris dignitatem Jan Paweł II zaprezentował swoją interpretację słów Jezusa co do cierpień i radości kobiet po narodzeniu dziecka: „Słowa Chrystusa nawiązują najpierw do owych «boleści rodzenia», które stanowią część dziedzictwa pierworodnego grzechu. Równocześnie jednak wskazują na łączność kobiecego macierzyństwa z tajemnicą paschalną” (nr 19). To jest wszystko to, czego doświadcza każda kobieta przy porodzie, lecz Joanna zdawała się być wezwana w wyższym stopniu do zaświadczenia, do zanurzenia – jak mówi apostoł Paweł – w śmierci z Chrystusem, by potwierdzić nowe życie, zaświadczyć, że ze śmierci rodzi się życie, że nawet najbardziej przerażające i realne cierpienie to jeszcze nie ostatnie słowo, to nie przegrana, ale sytuacja, która musi ustąpić wobec nowego światła zmartwychwstania i życia w Bogu.
Po urodzinach Laury w 1959 roku Joanna napisała do swej przyjaciółki Mariucci o swym szczęściu, że mogła dać Mariolinie jakby towarzyszkę zabaw. Być może pragnęła ofiarować braciszka również Pierluigiemu. Może pragnęła licznej rodziny, jaką miała ona czy jej mąż. Jest faktem, że w drugiej połowie roku 1961 była ponownie w stanie błogosławionym. Początkowo trudności były identyczne, jak te z poprzednich miesięcy oczekiwania na dziecko, lecz dość szybko sytuacja stała się o wiele poważniejsza. Powodem był pewien rodzaj włókniaka, który zagrażał życiu dziecka i mamy. Rozwój sztuki medycznej był w tamtych czasach na tyle zaawansowany, że wystarczyłoby usunięcie włókniaka, aby wyeliminować wszelkie ryzyko dla matki. Tymczasem Joanna była temu przeciwna.
Wiedziała bardzo dokładnie o wszystkim, co mogło się stać, ale jej powołaniem jako lekarza i matki była ochrona życia, a nie uśmiercanie go. „Jako lekarka”, napisało wielu, na pierwszym planie postawiła życie dziecka. „Właśnie dlatego, że była lekarką”, chciałbym uściślić, czuła się upewniona w swoim wyborze matki i nakazała mężowi oraz lekarzowi zadbać bardziej o życie dziecka niż jej własne, aczkolwiek w tym momencie nie rozpoczęła się jeszcze ostateczna walka. Na początku września doszło do operacji, która wydawała się zakończyć sukcesem, gdyż uratowano zarazem życie dziecku, mogącemu się od tej pory dalej rozwijać.
Z pewnością w świadomości Joanny i Piotra, na dnie ich duszy, pojawiała się mroczna i groźna myśl o śmierci. Tym niemniej obydwoje małżonkowie stali na stanowisku, że tak należy uczynić: Joanna kochała życie, pragnęła towarzyszyć mężowi oraz swoim skarbom. Piotr powierzał się Opatrzności Bożej, która nie mogła opuścić rodziny, zanoszącej tak wiele modlitwy, pokładającej całą swą ufność w Bogu. Czyż nie powiedział pewnego dnia Pan Jezus, że jeśli dwaj będą zjednoczeni w imię Jego, to On będzie z nimi, a Ojciec ich wysłucha (por. Mt 18,19)? Lecz z Bogiem nie można się targować: Jego drogi nie są naszymi drogami.
Joanna przyjechała do szpitala 20 kwietnia 1962 roku. Nazajutrz rano urodziło się czwarte dziecko. Była to jeszcze jedna dziewczynka, która cieszyła się doskonałym zdrowiem. Zostało jej nadane imię Joanna Emanuela. Natomiast kondycja mamy stawała się stopniowo coraz gorsza. Zostalo zdiagnozowane zakaźne zapalenie otrzewnej, które stopniowo niszczyło system odpornościowy Joanny. Jej życie zgasło 28 kwietnia 1962 roku. Umarła w wielkim cierpieniu. Miała wówczas 39 lat. Pozostawiła owdowiałego męża i czwórkę dzieci: Cóż za szaleństwo! Tymczasem czyż to nie jest jakościowo ta sama niedorzeczność, co Jezusowa: „Czyż nie wiadomo wam, że my wszyscy, którzyśmy otrzymali chrzest zanurzający w Chrystusa Jezusa, zostaliśmy zanurzeni w Jego śmierć? Zatem przez chrzest zanurzający nas w śmierć zostaliśmy razem z Nim pogrzebani po to, abyśmy i my wkroczyli w nowe życie – jak Chrystus powstał z martwych dzięki chwale Ojca” (por. Rz 6,3n).
A Piotr? Zastanawiam się, czy czytał poetycki szkic pewnego Lombarda żyjącego w ubiegłym stuleciu, wielkiego piewcy ufności w Opatrzność Bożą, który stworzył z okazji śmierci żony pomimo na próżno zanoszonej modlitwy o jej uzdrowienie. Manzoni napisał:
Ty, który jesteś straszny,
...
widzisz nasze łzy,
słyszysz nasze wołania,
nasza wola błaga,
a Twoja wola decyduje.
Autor Narzeczonych nie opublikował tej poezji, rozpoznając swe bluźnierstwo. Albowiem Bóg nie jest głuchy na modlitwy, niezdolny do miłosierdzia i współczucia, jak się zdaje w godzinie ciemności. On cierpi i umiera o wiele bardziej niż jakikolwiek człowiek, a nasze cierpienia i śmierć zbliżają do Niego, są objawieniem Jego miłości, uwielbieniem Jego chwały. Jakaż to niespodzianka, że do tego celu dochodzą ci wybrani, których Bóg najbardziej kocha; ci, którzy są Mu najdrożsi? „O głębokości bogactw, mądrości i wiedzy Boga! Jakże niezbadane są Jego wyroki i nie do wyśledzenia Jego drogi!” (Rz 11,33).
Joanna Beretta Molla została włączona w tajemnicę paschalną Chrystusa, aby dać świadectwo swej miłości i obecności wśród ludzi. Piękno Joanny jest drogą, która umożliwia spojrzenie na piękno Boga, na dramat Jego miłości.
***
Powyższy tekst jest fragmentem książki Joanna. Kobieta mężna wydanej nakładem Domu Wydawniczego Rafael.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.