Nie wiemy ilu ich jest. Zapewne każdego dnia więcej. Z sytej Europy, męczeńskiej Azji, żyjącej w biedzie Afryki czy pełnych kontrastu Ameryk. Kiedyś - miejmy nadzieję - i my do ich grona dołączymy.
ks. Tomasz Horak
Kalendarz Kościoła nazywa ten dzień Uroczystością Wszystkich Świętych. A święci – to ludzie, którzy żyli tak intensywnie, że śmierć (niefortunnie nazywamy tę ważną chwilę życia) otworzyła przed nimi pełnię istnienia. Ale najpierw
Życie człowieka... Życie każdego człowieka jest dorastaniem do takiej pełni duchowego rozwoju, jaką zakreślił każdemu Bóg. A nie każdy jednakowo tą drogą podąża. Jedni wolniej, inni szybciej dorastają do miary Bożego daru. Niektórym ziemskiego życia braknie. Tych, którzy tę drogę przebyli, którzy pełnię ludzkiego rozwoju osiągnęli, którzy wedle naszego osądu zdobyli cel nieba i można ich postawić za wzór i przykład – nazywamy świętymi. Święty jest tylko Bóg, to prawda. Ale oni są tak blisko Niego, że Boża świętość w nich się materializuje i objawia. Czym jest świętość Boga samego? Trudno o tym myśleć i mówić. On przecież jest tak inny od nas: wielki i potężny, dobry i miłosierny, cierpliwy i łaskawy. Człowiek nigdy nie będzie jak Bóg. Ale jeśli wierny Bożym darom, Bożemu wezwaniu, uzdolniony łaską nieba będzie starał się iść drogą dobra i pobożności – stanie się w świecie obrazem świętości Boga. "Tak niech świeci wasze światło przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie" – mówił Jezus (Mt 5,16). Święci przeszli przez ziemię wykorzystując w najwyższym stopniu czas, możliwości, zdolności. Współpracowali z łaską Boga. Otwarci na Jego natchnienia i wierni Jego woli. Nie trwonili ani sił, ani okazji, jakie daje Boża Opatrzność, jakie stwarza życie. W najwyższym stopniu są ludźmi z tej ziemi. Stąpali po niej pewnie. Znali smak życia. Potrafili zanurzyć się w to życie bardzo głęboko, nieraz doświadczając sprzeciwu i wrogości, znajdując radość w służbie ludziom, odnawiając siły w obcowaniu z Bogiem w modlitwie. Szli przez ziemię, wiedząc, że cel wędrówki jest jednak dalej, poza ziemią. "W wierze pomarli oni wszyscy, nie osiągnąwszy tego, co im przyrzeczono, lecz patrzyli na to z daleka i pozdrawiali, uznawszy siebie za gości i pielgrzymów na tej ziemi" – pisze Autor Listu do Hebrajczyków (11,13). Dlatego są
Czy byli szczęśliwi w czasie ziemskiej wędrówki? Tak, zdecydowanie tak. Skąd ja to wiem? Zapyta dociekliwy czytelnik. Przeczytałem wiele świadectw życia świętych. I – poczytuję to sobie za szczególny dar – miałem okazję być blisko ludzi, których uważam za świętych. Nie mnie o tym wyrokować, ale skoro otwarte zostały procesy beatyfikacyjnie niektórych z nich, to znaczy że coś w tym moim mniemaniu jest. Otóż znając postaci świętych, jestem przekonany, że byli szczęśliwi w ziemskim życiu. Nawet bardzo szczęśliwi. Co nie znaczy, że nie doznali cierpień. Nawet bardzo cierpieli. Było w nich jednak coś niezwykłego: cierpienie nie było w stanie ich złamać, zgasić ich ducha, wstrzymać ich aktywności, przekreślić ich zamiarów i planów. Byli jakby otoczeni niewidzialnym, duchowym pancerzem, tak że cierpienie nie sięgało ich wnętrza. To zwracało uwagę otoczenia, to robiło wrażenie, to wreszcie było taką szczególną pieczęcią potwierdzającą ich słowa, pomysły, dzieła. Pytam o szczęście na ziemi. A jeśli odpowiedź brzmi: tak, to niestosowne byłoby pytanie, czy są szczęśliwi w niebie. Skoro świętość to pełnia rozwoju, osiągnięcie miary doskonałości zakreślonej przez Boga – czy można nie być szczęśliwym, osiągnąwszy tę pełnię? Niebo – to bliskość Boga. Niebo – to bliskość i wspólnota z tymi, którzy tę samą doskonałość osiągnęli. Niebo – to otwarcie się przed człowiekiem, przed świętym, nowych i rozległych możliwości działania. Z tego powodu święci
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Ojciec Święty w czasie tej podróży dzwonił, by zapewnić o swojej obecności i modlitwie.
Niech Rok Jubileuszowy będzie czasem łaski, nadziei i przebaczenia.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.