Nie wiemy ilu ich jest. Zapewne każdego dnia więcej. Z sytej Europy, męczeńskiej Azji, żyjącej w biedzie Afryki czy pełnych kontrastu Ameryk. Kiedyś - miejmy nadzieję - i my do ich grona dołączymy.
Albrecht Dürer (1471–1528) (PD) Ołtarz Wszystkich Świętych Gwóźdź do trumny Małachowskiego
– Przez wiele lat odprawiałem Ofiarę eucharystyczną w intencji mojego brata, a drugi szturm do nieba to Koronka do Miłosierdzia Bożego w jego intencji – opowiada ks. Krzysztof Małachowski, brat Aleksandra, publicysty, posła Unii Pracy.
Autor popularnego programu „Telewizja nocą” zmarł w opinii antyklerykała, który pod koniec życia pojednał się z Bogiem. Jego brat prostuje jednak: – Słowo antyklerykał w stosunku do niego jest nieadekwatne. Kiedy zapytałem swego czasu brata o to, dlaczego walczy z Kościołem, on mi odpowiedział, że walczy nie z Kościołem, ale z głupotą niektórych ludzi w sutannach.
Rzeczywiście, księża często słyszeli od niego ostre słowa. Skąd taka awersja do instytucjonalnego Kościoła? Jego brat wyjaśnia: – Kiedy Aleksander miał 13 lat, zmarł nasz ojciec. Proboszcz naszej parafii oskarżył ojca o zdradę interesów narodowych, ponieważ jako działacz społeczny sprzeciwiał się dyskryminacji ludności ukraińskiej. Był to tak poważny cios, że ojciec tego nie wytrzymał i dostał wylewu krwi do mózgu, co się skończyło zgonem. Na pogrzebie nad trumną ów ksiądz powtórzył swą opinię. W życiu Aleksandra zachwiał się świat wartości, a Kościół był tego świata symbolem. Jest czymś bardzo złym, jeśli ludzie tacy jak ja – ludzie w sutannach – zamiast być narzędziem w rękach Boga i budować dobro, oddziaływają destrukcyjnie na psychikę ludzi, którym mają służyć, szczególnie gdy chodzi o dzieci.
Aleksander przez wiele lat nie przyjmował sakramentów świętych, a kościół omijał szerokim łukiem. Był niesłychanie wyczulony na ludzkie cierpienie, był świadkiem cierpienia osób najbliższych: matki i żony.
– Każda rodzina dotknięta cierpieniem, i to wieloletnim, jest po stronie Chrystusa, mimo intelektualnej kontestacji Kościoła. Jest to paradoks, który można zrozumieć tylko w Chrystusie – zaznacza ks. Małachowski.
– Słowa, które wypowiedział po swoim nawróceniu: „Dziękuję za pojednanie z Bogiem”, na pewno są dla wielu upomnieniem i przypomnieniem, że lepiej późno niż nigdy. Kiedy wypowiadał je, widziałem, że jest szczęśliwy i uspokojony. To pojednanie nie przyszło nagle. Aleksander za tym tęsknił, pragnął tego. Tylko wcześniej nie był postawiony pod pręgierzem, nie umiał sobie poradzić z całym tym bagażem, jaki życie mu narzuciło. Dopiero na progu śmierci dokonała się przemiana. Jej owocem był ostateczny powrót na łono Kościoła.
Ks. Zdzisław Bagłaj, od 12 lat proboszcz parafii św. Jozafata przy ulicy Powązkowskiej w Warszawie, opowiada: – Było u nas wiele pogrzebów ludzi kultury, polityki, sportu. Ludzi, których mało kto podejrzewał o religijność. Ludzie ci często przed śmiercią prosili o katolicki pogrzeb. Ich rodziny uważają zwykle, że ci ludzie nie odeszli od Kościoła, nawet jeśli szli poboczem, jeśli ich droga do Boga była trudna – mówi.
W zeszłym roku na cmentarzu przy Powązkowskiej złożono Zygmunta Kałużyńskiego. – Sam słyszałem w audycji radiowej jego wyznanie, że regularnie czyta Biblię, że ma ona dla niego ogromną wartość. Był antyklerykałem. Ale pogrzeb chciał mieć katolicki. Zresztą, przecież bycie antyklerykałem nie musi oznaczać wrogości do Kościoła. Sam Jan Paweł II przypominał o tym w jednym z listów do księży – dodaje.
Niektórych oburzają podobne opowieści. Ale dwa tysiące lat temu w umysłach ludzi słuchających Jezusa też się zagotowało. Zawstydziła ich pewna opowieść. Gospodarz wysłał robotników do winnicy. Za pracę mieli otrzymać po denarze. Jedni harowali w pocie czoła od rana, inni doszli do nich dopiero po trzeciej. W końcu nadeszli też ostatni. Ku zgorszeniu zapracowanych przyszli pod sam koniec dnia! Jakież było oburzenie pracujących najdłużej, gdy wszyscy otrzymali po jednym denarze. Gospodarz odparł: „Przyjacielu, nie czynię ci krzywdy; czy nie o denara umówiłeś się ze mną? Czy na to złym okiem patrzysz, że ja jestem dobry?”.
Stosunek do takich opowieści jest małym testem wiary. Brutalnie pokazuje, czy przez całe życie człowiek haruje jak najemnik, czy służy Bogu z miłością.
– Rudolf Hess spowiadał się przez cały dzień i dostał rozgrzeszenie. Nie wiadomo, jakie piekło przeszedł w ostatniej chwili – podkreśla znany kompozytor filmowy Michał Lorenc. – Nie wierzymy w możliwość nawrócenia w ostatnich chwilach życia? Przecież wyznajemy, że Bóg jest miłosierny i wszechmogący, a nie niektóre-rzeczy-mogący.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Na czym polega model francuskiej laïcité i jakie są jego paradoksy?
Jej ponowne otwarcie i rekonsekracja nastąpi w najbliższy weekend.