Skarbiec wiary Kościoła jest ogromny. Są w nim "nova et vetera" - rzeczy nowe i stare. Te "stare" nie starzeją się nigdy. A "nowe" nie są nowe. Trzeba jedynie najdawniejszą tradycję Kościoła odczytywać na nowo. - abp Alfons Nossol
56. Teiści, ateiści i agnostycy
“Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną!”
Kiedyś na szkolnej przerwie byłem świadkiem sporu dwóch szóstoklasistek. Kłóciły się o horoskop. Każdej z nich zapowiadał jakieś wspaniałości. Jedna była urzeczona i aż promieniała radością. “Widzisz! Będziemy bogate!” Druga najwyraźniej też chciała być bogata i szczęśliwa. “Ale - mówiła - skąd jesteś taka pewna?” Pierwsza odpowiadała: “No, przecież jest w horoskopie!” Dołączyłem do nich, zapytałem: Jesteś pewna, że to się spełni? Popatrzyła na mnie lekko nieprzytomnym wzrokiem. “No, bo tym horoskopom można wierzyć”. Druga wpadła koleżance w słowo: “A ja, wie ksiądz, wierzę, że to się nie spełni”. Właśnie tak powiedziała: wierzę, że to się nie spełni. Jedna wierzyła i druga wierzyła. Tyle, że jednak wierzyła “na tak”, druga wierzyła “na nie”. I to jest cały problem wiary. Wierzę, bo nie wiem. To znaczy wiem, ale tylko troszkę, zawsze za mało. A tu trzeba powiedzieć swoje “tak” lub swoje “nie”. Orzeł lub reszka? To byłoby zbyt proste. A może w ogóle nie zastanawiać się nad problemem, którego nie sposób rozstrzygnąć? Owszem, o niektóre rzeczy nie warto wieść sporu. Są jednak sprawy, obok których nie potrafimy przejść obojętnie. A są i takie, wobec których nie wolno pozostać neutralnym. Jedną z takich spraw jest pytanie o Boga. Wyrasta ono z innego ludzkiego pytania: skąd jestem i kim jestem? Skąd jestem ja i skąd jest świat? Te pytania są niepokojące. Bo albo odpowiedź wskazuje jakąś przypadkowość, albo wskazuje na Kogoś, kto jest Początkiem. Przypadkowość rodzi pustkę - tego zaś nie znosimy. A znowu Ktoś, kto jest Początkiem, jest tak inny i odległy od naszych wyobrażeń, że trudno w Niego uwierzyć. A uwierzyć trzeba. Albo, że On jest. Albo, że Go nie ma.
W liceum, wpajano nam (początek lat 60-tych) tak zwany “światopogląd naukowy”. Na jednej z lekcji wychowawczych naszego profesora zastąpił ktoś inny. Temat: “twój światopogląd”. Po chwili nauczyciel został wywołany z klasy, zostaliśmy sami. Dyskusja trwała. Szczegółów dziś nie pamiętam. W każdym razie utworzyły się trzy obozy. Jedni wierzyli “że tak”. Drudzy “że nie”. Po obu stronach była wiara, a nikt nie potrafił przytoczyć sensownych argumentów na obronę swojej tezy. Parę osób twierdziło, że niczego właściwie powiedzieć się nie da i po co ten cały hałas. Tych zakrzyczano. Kilka osób siedziało cicho, słuchając tylko. Wśród nich byłem i ja. Argumentów nie miałem, choć wierzyłem “że tak”. Modliłem się, do spowiedzi i komunii chodziłem, byłem ministrantem. “Wiedziałem”, że ten Ktoś przy mnie jest. Postać Jezusa, znana mi z fragmentów Ewangelii, fascynowała mnie. Szkolny dzwonek przerwał spory. Miałem zamęt w głowie. Mimo to, a może właśnie dlatego moja wiara była odtąd mocniejsza.
I to jest pierwsze przykazanie Dekalogu: “Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną!” Sformułowanie wyrastające z uwikłania w kulturę świata sprzed trzech i pół tysiąca lat! Ale właśnie o wiarę w tym przykazaniu chodzi. Za czasów Mojżesza, pośrednika w objawieniu i zredagowaniu Dekalogu, spór o wiarę toczył się na płaszczyźnie “który bóg jest Bogiem?” Dziś jest to spór trzech (co najmniej) frakcji: teistów (czyli wierzących “że tak”), ateistów (czyli wierzących “że nie”) oraz agnostyków (czyli przekonanych, że i tak nie da się o tym wszystkim czegoś sensownego powiedzieć). Czy jednak pierwsze przykazanie Dekalogu nie jest jakimś nieporozumieniem? Bo jeśli ktoś wierzy, że jest Bóg, to po co mu nakazywać, by nie czcił innych bogów? A jeśli ktoś nie wierzy, to Dekalog nic dla niego nie znaczy. Odpowiedź wydaje się prosta. Starożytny tekst Dekalogu musimy odczytywać nie na poziomie słów, ale jego głębokiej treści. W epoce Mojżesza troska o wiarę znaczyła przede wszystkim odcięcie się od wszechobecnego bałwochwalstwa. Dziś troska o wiarę znaczy co innego. Przede wszystkim musi to być troska o rozumność wiary. O oczyszczanie jej z naleciałości magii, powierzchownego tradycjonalizmu, pustej obrzędowości. Troska o wiarę to także wyznawanie jej, w razie potrzeby obrona wiary - bo wiara umacnia się najbardziej wtedy, gdy ją przekazujemy, gdy o niej świadczymy i jej bronimy. I wtedy wiara owocuje nadzieją. A wysiłek włożony w zbliżenie się do Niewidzialnego otwiera przed człowiekiem zupełnie nowe perspektywy życia.
Czy może być inaczej, skoro On jest? I jest bliżej nas, niż my samych siebie?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
„Trzeba doceniać to, co robią i dawać im narzędzia do dalszego dążenia naprzód” .
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).