Skarbiec wiary Kościoła jest ogromny. Są w nim "nova et vetera" - rzeczy nowe i stare. Te "stare" nie starzeją się nigdy. A "nowe" nie są nowe. Trzeba jedynie najdawniejszą tradycję Kościoła odczytywać na nowo. - abp Alfons Nossol
63. Nie tylko dla dzieci
“Czcij ojca swego i matkę swoją!”
Były imieniny pani Anny, przezacnej wakacyjnej gospodyni z Helu. Wszyscy składaliśmy życzenia. Najmłodsza, dziewięcioletnia Marysia zerwała się równo z lipcowym słońcem. Chciała być pierwsza. I była. A potem wszyscy musieli podziwiać prezent, który mama dostała od Marysi: mały, czekoladowy batonik… Wszystko inne było mniej ważne od tego drobiazgu. W ówczesnych realiach dziecko musiało przez kilka miesięcy zbierać po 10 lub 20 groszy, by uzbierać 4,50 zł (pamiętam do dziś!). Dziecko i matka, dziecko i rodzice… Miłości nakazywać nie trzeba - a jednak ta miłość bywa tak trudna, że gaśnie. Nakazał Bóg czcić rodziców - a bywa, że nakaz ten bywa zlekceważony. Przez ręce rodziców każdy z nas otrzymał dar największy, bo podstawowy: życie. A obok wspaniałych i wzruszających przykładów wdzięczności możemy obserwować, jak dziecko - to już dorosłe dziecko - krzywdzi rodziców. I na odwrót: dziecko to największy skarb - a bywa, że zostanie odrzucone. Bywa jeszcze inaczej - jest “skarbem” i bywa traktowane jak skarb, jak rzecz, przedmiot, który można zawłaszczyć. Tak - czwarte przykazanie, tak proste z pozoru, wcale nie jest takie łatwe w realizacji. I nie sposób przez całe życie być dziewięcioletnią Marysią. I dlatego przez całe życie trzeba czwarte przykazanie uwzględniać w swoim rachunku sumienia - i to zarówno z punktu widzenia dorosłego dziecka jak i z punktu widzenia rodziców samodzielnego już syna bądź córki.
Przeżywałem kiedyś z pewną rodziną dramat. Rodzina była przykładna, dobra. Trzy pokolenia. Któregoś razu młodzi, z dwójką dzieci, pojechali na zagraniczny urlop. Po kilku dniach grom z jasnego nieba. Wiadomość, że nie wrócą, bo urządzają się za granicą. Patrząc na to z perspektywy wielu lat, widzę dwie sprawy splecione w jeden węzeł, którego nikt nie był w stanie rozwikłać. Młodym przy rodzicach było dobrze i …aż za dobrze. Serdeczna troskliwość matki (a więc i teściowej, i babci) powodowała, że średnie pokolenie, które potrzebowało własnej, samodzielnie urządzanej przestrzeni życiowej, nie miało możliwości wyrwania się spod nadopiekuńczych skrzydeł mamy. Nie można tej troskliwości nazywać grzechem - ale było to nieroztropne, nawet bardzo. Młodzi nie mieli dość odwagi (czy jak to nazwać?), by przerwać błędne koło. Uciekli. I to było złe. Wina? Czyja? A może w ogóle kategoria winy jest tu nieodpowiednia? Myślę, że w tym momencie potrzebna jest pewna dygresja. Otóż wychowano nas (a my wychowujemy tak kolejne pokolenia) do robienia rachunku sumienia “z grzechów”. I to jest potrzebne. Nie nauczono jednak zauważania i korygowania zachowań, które choć grzechem nie są, niszczą niejedno w nas i w naszych bliskich lub zaprzepaszczają życiowe szanse. Uśpieni dokładnymi rachunkami sumienia i drobiazgowymi spowiedziami, przechodzimy obok własnych błędów, które wymknąwszy się uwadze mogą prowadzić do wielkiej nieraz katastrofy.
Wróćmy jednak do tematu. Można zapytać: co jest ideałem? Czy jak najszybsze usamodzielnienie się młodych po ślubie - a więc także osobne mieszkanie? Czy raczej mieszkać pod jednym dachem z rodzicami, a może i dziadkami? Innymi słowy: który model rodziny, jedno czy wielopokoleniowy, stwarza lepszą płaszczyznę dobra, miłości i czci, jakiej domaga się Bóg w czwartym przykazaniu? Bardziej naturalny dla człowieka jest model wielopokoleniowy. Jest w nim możliwe uczenie się życiowej mądrości od starszego pokolenia i wzajemne świadczenie miłości. Wszelako realia naszych dni są ograniczone, i to bardzo. Po prostu najczęściej brakuje życiowej przestrzeni. Czy to dosłownie jako “metrów kwadratowych”, czy w szerszym znaczeniu jako możliwości znalezienia miejsca w życiu. Z tego drugie powodu tysiące młodych rodzin przeniosło się na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat do miejskich blokowisk, choć na wsi stoją puste domy. A w nich… a w nich staruszki matki i ojcowie. Samotni, przeraźliwie samotni. “Czcij ojca swego i matkę swoją…” Tę samotność trzeba rozświetlać obecnością jak najczęściej. A i to tylko plaster na ranę w sercu. A życie i tak w pewnym momencie zainscenizuje niezwykle trudny egzamin: co zrobić, gdy pochyleni wiekiem rodzice będą potrzebowali stałej opieki pielęgnacyjnej? Wiem, że nie ma w takim przypadku rozwiązań idealnych. Ale czwarte przykazanie i jego kategoryczne “czcij ojca i matkę” ciągle nas wiąże. I trwa potrzeba serca. Bez wątpienia, to jest przykazanie nie tylko dla dzieci. Bo życie to dar nie tylko na dni dziecięcej beztroski.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).