Skarbiec wiary Kościoła jest ogromny. Są w nim "nova et vetera" - rzeczy nowe i stare. Te "stare" nie starzeją się nigdy. A "nowe" nie są nowe. Trzeba jedynie najdawniejszą tradycję Kościoła odczytywać na nowo. - abp Alfons Nossol
68. Nie jesteście komunistkami?
“Nie kradnij!”
Długo jeszcze nie wygrzebiemy się z chaosu, który pozostał nam w spadku po epoce realnego socjalizmu, który miał być drogą do komunizmu. Bogu dziękować, że ta wiodąca do nikąd droga skończyła się. A przed nami ogromna praca, wysiłek przemeblowania naszych umysłów, sumień, prawa i obyczajów w dziedzinie spraw własności. “Za komuny” było państwowe i było prywatne. Prywatne było “be” i tolerowane tylko przejściowo. Prywatne wybijano z głowy, z prawodawstwa, z życia. Wszystko stało się niczyje. Wszelako świat został przez Boga urządzony inaczej. Personalistycznie, czyli osobowo. I dlatego wszelka własność bierze swój początek we własności osobistej, prywatnej, jednostkowej - po prostu mojej, twojej i jego. Do takiej własności, do posiadania rzeczy, majątku, ziemi, pieniędzy człowiek ma prawo. Prawo przyrodzone - to znaczy wynikające z Bożego planu i z Bożego daru. Człowiek ma prawo i obowiązek posiadania jakiegoś zasobu dóbr. Bez nich nie można żyć, bez nich nie można stworzyć wspólnoty rodzinnej, bez jakiegoś minimum własności człowiek staje się z czasem uciążliwy dla innych. Przykazanie “Nie kradnij!” jest prostym odbiciem tego właśnie prawa i obowiązku posiadania dóbr materialnych.
Człowiek jednak nie jest samotnikiem - dlatego też problem własności jest bardziej skomplikowany. Bo żyjąc we wspólnocie rodzinnej musi dzielić z innymi swoje prawo do posiadania. Inni zaś dzielą z nim. Jest to swego rodzaju zysk - bo twoje zaczyna służyć mnie. Ale też jest to obciążenie - bo moje powinno służyć tobie. Ten rachunek zysków i strat podejmowany jest dobrowolnie, choć przecież jest koniecznością. To druga płaszczyzna własności: wspólne, nasze. Wspólna własność może zaistnieć wszędzie tam, gdzie jest zarówno potrzeba, jak i dobra wola choć kilku osób, nie tylko w rodzinie.
Jeśli wspólnota obejmuje szerszy krąg - staje się społecznością. Wioskową, osiedlową, miejską, gminną… To kolejny krąg własności: już nie “moje”, już nie “nasze”, a właśnie społeczne. Też “nasze” - ale jakoś inaczej. W spadku po komunizmie ciągle mamy tu lukę w świadomości. Bo tam było “prywatne” i “państwowe”. Społecznego w zasadzie nie było. Pytam dzieci na lekcji: Czyja jest szkoła? “Państwowa” - wołają. Nieprawda, odpowiadam. I pytam dalej: A czyj jest kościół? Cisza. Rozumieją, że nie państwowy, ale nie potrafią tego rodzaju własności nazwać. I może dlatego nasze gminy, miasta, osiedla, wioski ciągle nie funkcjonują tak, jak powinny. I może właśnie dlatego tak wiele społecznych (czyli naszych wspólnych) środków materialnych marnuje się. Z lekkomyślności nas wszystkich. I z jakiegoś zawieszenia w próżni lokalnych władz, które już nie są państwowe, ale jeszcze nie całkiem społeczne.
Państwowe? Tak, oczywiście, ten rodzaj własności też istnieje. To też jest własność wspólna, ale służąca nie bezpośrednio jakiejś lokalnej społeczności i jej poszczególnym członkom, a wszystkim w kraju. Jest to własność nieomal abstrakcyjna, bo będąca poza bezpośrednim doświadczeniem poszczególnych obywateli. Państwowy jest majątek wojska, państwowy jest pałac prezydencki, gmach Sejmu, państwowy jest bank centralny, państwowych powinno być jeszcze kilka innych “rzeczy”. Byle nie za dużo. Ale “państwowe” - to też rodzaj własności i do niej w całej rozciągłości odnosi się przykazanie “Nie kradnij!” Zresztą - na poziomie prawa Polska ma tu do zrobienia chyba jeszcze wszystko. Epoka komunizmu, w sensie zabagnienia stosunków własnościowych, trwa w najlepsze. Wraz z tym trwa rozregulowanie sumień, w których dawno już brakło poczucia “ukradłem” i które trudno będzie odbudować. A odbudować trzeba. Koniecznie!
Kilka dni temu w mojej zakrystii wybuchł spór między ministrantkami. Poszło o alby. Któraś służyła w cudzej albie, wybrudziła, wyszarganą powiesiła do szafy. Powiedziałem wtedy: “W was to ciągle jeszcze siedzi komunizm”. Oburzyły się na mnie: “My to na pewno nie jesteśmy komunistkami”. Tłumaczę: Nie potraficie waszych wspólnych alb potraktować jak swoich. Bierzesz, nie szanujesz, jakby to było niczyje. Ktoś to samo potem zrobi z twoją albą. A to naprawdę nasze! - Wydaje mi się, że nie zrozumiały mnie. I wielu ludzi ciągle nie rozumie. Musimy jeszcze przejść bardzo długą drogę od komunizmu do pełnego i prawdziwego poszanowania siódmego przykazania.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).