Duchowe konsekwencje aborcji nie muszą pojawić się od razu. Mogą wrócić po dziesięcioleciach. Doświadczają ich nie tylko kobiety. Jątrzące się wewnętrzne rany noszą całe rodziny.
– Na naszych rekolekcjach pojawiają się mężczyźni. Trochę inaczej to przeżywają, niełatwo im się otworzyć, ale bez wątpienia oni także są poranieni aborcją. Wiemy też, że coraz częściej o syndromie poaborcyjnym zaczynają mówić głośno lekarze dokonujący przerywania ciąży i asystujące pielęgniarki – przyznaje Hanna Czelakowska, koordynatorka Winnicy Racheli z Warszawy. Na pierwszą polską edycję rekolekcji pojechała jako uczestniczka. – Czułam się tak połamana, tak niegodna bycia matką, że nie potrafiłam oddać się swoim dzieciom. Samopotępienie jest ogromne – przyznaje.
Z własnego doświadczenia wie, że konsekwencje aborcji rozlewają się po całej rodzinie. – Moja córka przechodzi teraz terapię, tak wielkie było w niej poczucie winy. Wiem, że to ja projektowałam na swoje dzieci, które „ocalały”, to, co sama przeżywałam – dodaje.
Ocaleńcy
Wiele kosztowało ją stanięcie w prawdzie. – Dzieci mnie idealizowały, stawiały na piedestale. Najpierw powiedziałam najmłodszej córce, potem średniemu synowi. Najbardziej bałam się, jak zareaguje mój najstarszy syn, bardzo prawy człowiek. Sam miał już malutkie dzieci, bałam się, czy on zrozumie. Zaczął płakać, przytulił mnie i – chociaż to straszne – próbuje mnie zrozumieć – spokojne słowa płyną razem z toczącymi się po policzkach łzami. – Skorzystałam z szansy narodzenia się na nowo. Oddałam Jezusowi wszystko, co jak łańcuchy u nóg ciągnęło się za mną. Teraz On leczy mnie i moją rodzinę – dodaje Hania.
Duchowe konsekwencje odczuwa też rodzeństwo zabitego dziecka. O tym, że jest „ocaleńcem”, Dorota dowiedziała się przypadkiem. – Wydawało mi się, że problem aborcji nie dotyczy nikogo z moich bliskich. Kiedy mama zachorowała na chorobę onkologiczną, przy okazji jakiegoś badania lekarz zapytał ją o liczbę ciąż. Powiedziała, że trzy. A jestem tylko ja i brat – opowiada. – Dopiero wtedy dotarło do mnie, że ja całe życie odczuwałam jakiś brak, miałam poczucie niewytłumaczalnej pustki. Zrozumiałam, że to luka po rodzeństwie, które nie przyszło na świat. Zrozumiałam też, dlaczego relacje między moimi rodzicami w pewnym momencie się zmieniły – mówi.
Bez kamieni słów
Rekolekcje dają także poczucie bezpieczeństwa. – Czasami zbyt łatwo przychodzi nam rzucanie kamieniami. Także słów. Aborcja jest złem, jest zabójstwem, nie ma co do tego wątpliwości. I my same najlepiej o tym dzisiaj wiemy. Ale wiemy też, że taka decyzja nie bierze się znikąd. Najczęściej wynika ze strachu, z osamotnienia, z bezradności. Jeśli mężczyzna mówi: „Zrobisz, co zechcesz”, to nie tylko daje przyzwolenie, ale wręcz popycha do tego. Jeżeli rodzina załamuje ręce: „Jak wy sobie poradzicie z kolejnym dzieckiem?”, zabieg wydaje się jedyną możliwością nabrania powietrza, żeby nie utonąć – mówi Hania.
– My, ludzie Kościoła, też powinniśmy uderzyć się w piersi: a co ja zrobiłem dla kogoś, dla kogo dziecko jest „problemem”, nie błogosławieństwem? Myślę o tym ciągle. Jak zrobić jeszcze więcej, jak mówić, jak wspierać, jak docierać do kobiet, które potrzebują tego gestu – dopowiada Jola.
Bywa i tak, że do pogłębienia ran przyczyniają się sami ludzie Kościoła. – Oceniamy czyn, który bez wątpienia jest zły, ale potrzeba nam miłosierdzia w spojrzeniu. Papież Jan Paweł II w encyklice Evangelium vitae zwraca się wprost do kobiet, które dokonały aborcji. Z wielką miłością, z wielkim zrozumieniem. Daje nadzieję tym kobietom także co do tego, że ich nienarodzone dzieci są u Boga, a to bardzo ważne – przyznaje ks. Piotr Skiba, który zapewniał uczestnikom rekolekcji opiekę duszpasterską.
Miłosierdzie
Wielu z tych, którzy bezpośrednio i pośrednio uczestniczyli w aborcji, przed szukaniem pomocy blokuje strach. Także przed tym, co usłyszą w konfesjonale. – Strach może wynikać ze świadomości ogromu winy, poczucia, że jest to coś tak strasznego, że Bóg nie może tego wybaczyć. Może, bo Jego miłosierdzie jest większe niż najgorszy grzech. Listem Misericordia et misera papież Franciszek przedłużył swoją decyzję, która obowiązywała w Roku Miłosierdzia, udzielając wszystkim kapłanom władzy rozgrzeszania osób, które popełniły grzech aborcji – mówi ks. Skiba.
Siostra Beata chciałaby, żeby Winnica się rozrastała. – Jedni przyjeżdżają na rekolekcje i zostają uzdrowieni ze swoich zranień, nie chcą więcej wracać do tego. Ale są osoby, które są w takim stanie, że potrzebują, by ktoś im towarzyszył. Jeśli będzie taka potrzeba, będziemy chcieli im zaproponować cykliczne spotkania raz w miesiącu. Na pewno będziemy mieć jakiś program związany z modlitwą, adoracją, pochylaniem się nad słowem Bożym – zapowiada. Chciałaby również dotrzeć z informacją o Winnicy Racheli do księży.
– Zależy nam, żeby duszpasterze, do których trafią osoby z takim problemem, wiedzieli, gdzie szukać fachowej pomocy – dodaje.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Archidiecezja katowicka rozpoczyna obchody 100 lat istnienia.
Po pierwsze: dla chrześcijan drogą do uzdrowienia z przemocy jest oddanie steru Jezusowi. Ale...
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.