Duchowe konsekwencje aborcji nie muszą pojawić się od razu. Mogą wrócić po dziesięcioleciach. Doświadczają ich nie tylko kobiety. Jątrzące się wewnętrzne rany noszą całe rodziny.
„Ulga”
Kinga usunęła, bo nie planowała ciąży. Nie planowała też zostać z ojcem dziecka. Decyzja była łatwiejsza niż zebranie potrzebnych pieniędzy przez studiującą dwudziestolatkę. „Po” odetchnęła z ulgą, rozstała się z chłopakiem i wróciła do swojego życia. Jak gdyby nigdy nic się nie stało.
– Nie musiałam się starać, żeby zapomnieć. Ja w ogóle o tym nie myślałam. Jakby się nie wydarzyło. Nawet napisałam na jakimś forum w internecie, że nie rozumiem, o co chodzi z tymi wyrzutami sumienia. Ze specjalną dumą o tym nie myślałam, ale też nie wracało do mnie wcale. Do czasu – przyznaje.
20 lat później zaczęło się wszystko sypać. Zanim trafiła do specjalisty, zdążyła przejść ostry atak depresji, stany lękowe i chorobę wrzodową. Nie była w stanie zbudować żadnego trwałego związku. – W końcu padło hasło „syndrom poaborcyjny”. Wyjście z tego stanu zabrało rok pracy z psychoterapeutą. Trafiłam też do dobrego spowiednika, który pomógł mi uregulować sprawy z Panem Bogiem i wrócić do Kościoła – mówi dzisiaj. Wierzy w nieskończone miłosierdzie Boże, więc wie, że On jej może wybaczyć. Sama sobie jeszcze nie umie. Ale już spokojnie reaguje, gdy słyszy płacz dzieci. Obcych. Bo swoich nie ma.
– Przez lata aborcja była traktowana jak zastrzyk, panaceum na chorobę. Liczba dotkniętych syndromem poaborcyjnym jest więc ogromna. W wielu twarzach widziałam, że to nie tylko moje doświadczenie, że noszących w sobie te zranienia jest naprawdę dużo – przyznaje Jolanta Sławińska, która swoim doświadczeniem dzieliła się na niejednych rekolekcjach i misjach. – Są kobiety, którym udaje się zagłuszyć w sobie to, co zrobiły. Najpierw jest „ulga”, bo został usunięty „problem”. U mnie też najpierw była ulga. Zrobiłam coś okropnego, ale pozbyłam się „problemu”. Z biegiem czasu zaczęło do mnie docierać. Wyrzuty sumienia przygniatały mnie do tego stopnia, że nie umiałam się podnieść. I jeszcze to poczucie izolacji. Przez prawie 40 lat nie potrafiłam sobie przebaczyć. To było możliwe tylko dzięki łasce – opowiada.
Dlatego zaangażowała się w Winnicę Racheli.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.