Abstynencja im nie wystarczała, chcieli czegoś więcej, by otworzyć drzwi domu i serc, dawno zamkniętych przez nałóg.
Może się wydawać, że gdy alkoholik przestaje pić, życie rodzinne powoli wraca do normy. Niekoniecznie. Nie tak łatwo pozbyć się tego, co przez lata podzieliło domowników. Doświadczyli tego Iwona i Karol, małżonkowie z Gostynina. W ich życiu opatrznościowo pojawiła się wspólnota, która dała im stabilne oparcie w Bogu.
Spokojna przystań
– Dziś wiem, że dla naszej rodziny wspólnota była ogromną łaską. Dziś też mam poczucie, że nasza rodzina jest fajna, że dobrze mi w niej, ale kiedyś tak nie było – przyznaje pani Iwona, choć w pewnym momencie z ich życia zniknął alkohol, nadużywany przez męża, i zaczął się też proces zdrowienia w grupach dwunastokrokowych. – Ja jednak ciągle miałam trudności z przebaczeniem mężowi, mimo że tego chciałam i bardzo się kochaliśmy. Żyliśmy daleko od siebie, każde osobno, chociaż mieszkaliśmy razem. Nasza córka miała wtedy 4 lata, może 5. Wiedzieliśmy, że jeśli mamy być rodziną i być razem, to tak nie może pozostać – wspomina.
W Sikorzu na warsztatach terapeutycznych poznali Marka i Bożenę z Legionowa, którzy, czując podobnie, że sama trzeźwość nie wystarcza i potrzeba duchowego oparcia, założyli Wspólnotę Rodzin Katolickich z Problemem Alkoholowym. W 1996 r. małżeństwo z Legionowa pojechało do Rzymu, by prosić Jana Pawła II o błogosławieństwo dla tego dzieła. Udało się. Więcej, papież wyznaczył też wspólnocie „geograficzny kierunek” – Gietrzwałd. Miejsce objawień Matki Bożej, w którym wzywała Ona do „modlitwy za pijaków”, stało się dla nich najważniejszą przystanią i miejscem sierpniowych ogólnopolskich spotkań.
Iwona i Karol z córką dobrze pamiętają swój pierwszy wyjazd na Warmię. Zastanawiali się właśnie, gdzie wybrać się na wakacje. W skrzynce na listy tkwiło zaproszenie – na spotkanie w Gietrzwałdzie. Zapadła jednogłośna decyzja, że jadą. – Teraz wiemy, że kiedy rodzina zbiera się i chce coś dobrego zrobić, to najczęściej są przeszkody. Jechaliśmy samochodem i już koło Mławy powiedziałem sobie, że zawrócę, bo już nie wytrzymam... – opowiada pan Karol. Atmosfera w małej przestrzeni pojazdu gęstniała od kłótni. Na szczęście dotarli do celu. Po czterech dniach wracali odmienieni; radośni, w poczuciu, że są rodziną. Pan Karol już wtedy zaczął intensywnie myśleć, jak przedłużyć tę atmosferę.
Dziesięć Bożych słów
W 2004 r. założyli gostynińską gałąź, która dziś liczy około 30 osób. Wspólnota w diecezji płockiej działa też w Nasielsku, Ciechanowie, Płocku-Trzepowie i Ciemniewku. Jest otwarta zarówno na całe rodziny, jak i osoby współuzależnione, których współmałżonek nie chce uczestniczyć w spotkaniach. Ważne, że jest w niej miejsce dla dzieci, bo one, jak mówi pan Karol, zwykle najbardziej cierpią. – Zauważyłem, że w tej wspólnocie wracają do pierwotnego, niewinnego dzieciństwa – dodaje. – Jako dziecko byłam bardzo zamknięta w sobie i wszystkiego się bałam. Tu nauczyłam się być otwarta na innych ludzi. W tej wspólnocie jest przyjacielska atmosfera. Ja z rodzicami nie pogadam sobie tak, jak z ich rówieśnikami, a moi rodzice często rozmawiają z moimi rówieśnikami. Dzięki temu możemy się lepiej zrozumieć – wyjaśnia córka małżonków, maturzystka.
Wspólnota obrała za program formacyjny Dekalog, odnosząc go do wszystkich sfer życia. – Czwarte przykazanie dosłownie mnie powaliło. Od tamtej pory zmieniły się moje relacje z rodzicami – wspomina pan Karol. Z potężną siłą dotarło do niego też przykazanie: „Nie zabijaj”. Wspólnota pomogła im też odnaleźć swoje miejsce w Kościele. – Czuję teraz, że to jest mój Kościół, zobaczyłem w nim mądrość. Wiem, że Chrystus powołał go nie bez powodu – dodaje pan Karol. – Nigdy nie odeszłam „spektakularnie” od Kościoła, ale w pewnym momencie, z powodu picia męża, swoich nastrojów, zamknięcia się w sobie, przestałam chodzić na Mszę św. Jednak praca na Dekalogu wszystko zmienia – wspomina jego żona.
Na początku tej duchowej drogi byli trochę jak dzieci; uczyli się tajników wiary od podstaw. Wielka to zasługa duszpasterzy – opiekunów. Wspólnota, chociaż prowadzona przez świeckich, w każdym miejscu zabiega o takiego księdza. W Gostyninie ich pierwszym duszpasterzem był ks. Tadeusz Jabłoński, dziś proboszcz w Nunie. – Ksiądz Tadeusz wprowadzał nas w całe bogactwo tego, co oferuje Kościół – wspomina pani Iwona. Uczyli się od siebie nawzajem. „Wspólnotę Rodzin od samego początku postrzegam jako autentyczną wspólnotę. Wspólnotę, której członkowie dzielą się swoją wiarę i w której każdy czuje się potrzebny” – napisał ks. Jabłoński w krótkim świadectwie, zamieszczonym w książce „Blaski i cienie rodziny”, wydanej przez wspólnotę na 20. rocznicę jej powstania. W tym roku otrzymała ona swojego diecezjalnego asystenta, którym został ks. Wojciech Piórkowski.
To ważny moment w jej historii. Wiele zawdzięczają nieżyjącemu już ks. Jerzemu Bieńkowskiemu i ks. Zbigniewowi Kanieckiemu, który od początku wspiera tę wspólnotę i zaprasza jej członków na comiesięczne spotkania do parafii w Płocku-Trzepowie. Wspólnota przeżywała już wzloty i upadki, ale małżeństwo z Gostynina wierzy, że jeśli to Boże dzieło, będzie się rozwijać.
– Początkowo uważaliśmy, że robimy to dla siebie, żeby nam było dobrze. Potem chcieliśmy się dzielić z innymi. Teraz robimy to dla Pana Boga... – mówią małżonkowie. I już myślą o sierpniowym spotkaniu w Gietrzwałdzie, które będzie ważną stacją Narodowego Kongresu Trzeźwości. Więcej o wspólnocie na stronie: wspolnota.e.pl.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).