Ks. Piotr Dyduch, moderator Ruchu Światło–Życie w diecezji gliwickiej, mówi o jego założycielu, spotkaniu z żywym Bogiem i swoim zaangażowaniu w oazie.
Klaudia Cwołek: Zbliża się 30. rocznica śmierci ks. Franciszka Blachnickiego. Kim dla Księdza jest założyciel ruchu oazowego?
Ks. Piotr Dyduch: Najpierw zetknąłem się z oazą, potem dopiero poznawałem postać ks. Franciszka Blachnickiego i motywy, dla których stworzył Ruch Światło–Życie. Pierwszy kontakt z tą wspólnotą miałem na rekolekcjach, na które pojechałem posługiwać jako diakon. To była Oaza Nowej Drogi dla gimnazjalistów. Wtedy zauważyłem coś, co mnie poruszyło – ci młodzi ludzie doświadczali spotkania z żywym Bogiem. Widziałem, że to działa, że te rekolekcje dają efekty. Dla mnie, przyszłego duszpasterza, było to ważne. Bo skoro działa, to ja w to wchodzę. Może to bardzo utylitarne podejście do sprawy, ale tak wtedy na to spoglądałem. I dlatego zapragnąłem samemu poprowadzić takie rekolekcje. Chciałem sięgnąć po narzędzie, które już jest dostępne i dzięki któremu można dotrzeć do młodego człowieka, co zawsze wydawało się trudne.
Zadziwiało mnie, że konkretny program, niezbyt skomplikowany, sprawia, że ci młodzi ludzie naprawdę chcą trwać przy Bogu, na przykład podczas rozważania słowa Bożego, trwającego ponad 15 minut. Kilkunastolatkowie mówili mi, że godzina dla nich to za mało. To było dla mnie coś niesamowitego. Pytałem: jak to jest możliwe, o co w tym wszystkim chodzi? Zacząłem więc prowadzić rekolekcje i odkrywać, kim był ks. Franciszek Blachnicki, człowiek, który dał początek ruchowi.
Co szczególnego odkrył Ksiądz w tej postaci?
Dla mnie ważny jest moment jego nawrócenia. W czasie wojny, będąc w celi śmierci, doświadczył spotkania z żywym Bogiem, z Jezusem Chrystusem. To był moment, w którym on całkowicie przemienił swoje życie i to doświadczenie stało się podstawą powstania ruchu. Zapragnął dzielić się wiarą z innymi.
Czy miał Ksiądz okazję poznać ludzi, którzy zetknęli się z nim osobiście?
Tak, szczególnie w Krościenku, w centrum ruchu, gdzie byłem z młodzieżą w ramach rekolekcji. Te spotkania i poznanie miejsc, gdzie ks. Franciszek Blachnicki przebywał, było potwierdzeniem tego, co wcześniej o nim usłyszałem i przeczytałem. Ważne dla mnie jest to, czym żył, czym się kierował, jaka była jego myśl jako duszpasterza i proroka naszych czasów. On miał głębsze spojrzenie i potrafił dostrzec rzeczy, które nas czekają. Pewne sprawy przewidział i nie bał się sięgać po nowe rozwiązania, których wcześniej nie było.
Rozwijał teologię pastoralną, ale przede wszystkim stosował ją w praktyce, co miało odzwierciedlenie w Ruchu Światło–Życie. Zależało mu, żeby chrześcijanin doświadczył tego, co jest istotą wiary, czyli spotkania z żywym Bogiem, żeby wszedł z Nim w relację. Dopiero z tego wypływa jego życie moralne i świadectwo dla innych. Potrafił też, co jest cechą wielkich ludzi, odczytywać znaki czasu. Przykładem jest stworzona przez niego Krucjata Wyzwolenia Człowieka. Dostrzegł, że zniewolenie, wtedy przede wszystkim alkoholem, niszczy współczesnego człowieka. Przy tym wsłuchiwał się także w głos Kościoła.
Był w samym jego środku.
Głównym rysem Ruchu Światło–Życie jest posłuszeństwo Kościołowi, wsłuchiwanie się w jego głos i pragnienie, żeby ruch służył Kościołowi, a szerzej całemu społeczeństwu. W życie duszpasterskie ks. Franciszek Blachnicki wprowadzał nauczanie Soboru Watykańskiego II. Odpowiedział na wezwanie Pawła VI do ewangelizacji. Pod koniec lat 70. zaproponował ruchowi przygotowanie takiej ewangelizacji w naszym kraju. Opracował program „Ad Christum Redemptorem”, którego nie udało się w pełni zrealizować, bo wprowadzono stan wojenny, który zastał ks. Franciszka w Niemczech. Ale to jest przykład na to, jak na głos Kościoła zaraz odpowiadał.
Charakteryzował się wielkim zasłuchaniem, twórczością i odwagą. To jest też dla mnie ważne w ruchu, żeby nie tyle konserwować to, co jest, ale żeby żyć duchem jego założyciela.
Kościół w Polsce ruchowi oazowemu zawdzięcza wiele powołań do kapłaństwa, życia konsekrowanego, ale także do sakramentu małżeństwa. Co księża mogą czerpać dla siebie z jego charyzmatu?
Dla wszystkich podstawowa jest osobista relacja z Jezusem Chrystusem. Jeżeli człowiek ma tę relację i żyje codziennie wiarą, musi to mieć przełożenie na jego życie, konkretne decyzje i działanie. Jeżeli słucham głosu Bożego, to pozwalam mu się prowadzić, jestem otwarty na natchnienia z przekonaniem, że Bóg jest obecny, kocha mnie, troszczy się o mnie i nie może mi niczego zabraknąć. Jeżeli do czegoś mnie wzywa, to da wszystko, co potrzebne do wykonania. Tak było, gdy rozeznawałem drogę powołania do kapłaństwa, a później do ewangelizacji. W taki właśnie sposób odczytuję także to, że zostałem moderatorem Ruchu Światło–Życie.
Kiedy rozeznawałem, czy mam przyjąć tę funkcję, Pan Bóg dał mi głębokie przekonanie, że On się o wszystko zatroszczy. To sprawia, że moja posługa nabiera zupełnie innej jakości. Nie muszę się porównywać, patrzeć na innych, czy mnie zaakceptują i polubią. Oczywiście, głos innych jest ważny, ale to Pan Bóg mnie prowadzi. Podobnie jest w innych powołaniach: do małżeństwa, życia samotnego i różnych zadań, które podejmujemy.
Można czasem zauważyć, że księża, którzy byli lub są związani z oazą, podchodzą do wielu rzeczy inaczej, z większym zaangażowaniem.
Sądzę, że nie dotyczy to tylko księży związanych z ruchem, ale wszystkich, którzy szczerze szukają osobistej więzi z Jezusem i starają się żyć na co dzień słowem Bożym. Nie trzeba być w ruchu, żeby tak żyć, ale, rzeczywiście, oaza to ułatwia.
Doświadczeniem, które sprawiło, że wszedłem mocniej w Ruch Światło–Życie, było właśnie uczestniczenie we wspólnocie kapłanów. „Przypadkowo” od osób świeckich dostałem zaproszenie do Krościenka na rekolekcje dla księży. Byłem wtedy kapłanem z kilkuletnim stażem i kiedy przyjechałem na miejsce, krzyknąłem: „Wow! Co to jest? Pierwszy raz w czymś takim uczestniczę”. Było nas ponad stu księży żyjących Panem Jezusem i chcących uczestniczyć w rekolekcjach, które nie sprowadzają się do dwóch konferencji, ale mają konkretny program, spotkania w grupach, wspólną liturgię i wspólne posługi w domach, w których mieszkaliśmy. To było to, czego szukałem. To była także odpowiedź na moje wątpliwości, rodzące się wtedy we mnie wobec Ruchu Światło–Życie, bo zadawałem sobie pytanie, dlaczego nie ma w nim ewangelizacji, do której czułem się wezwany. Po prostu jeszcze wtedy nie znałem wszystkich założeń ruchu, a tam spotkałem księży, którzy naprawdę chcą głosić Ewangelię.
Kiedy wróciłem do Zabrza, podzieliłem się z przyjaciółmi z ruchu moim pragnieniem ewangelizacji. Okazało się, że oni żyją podobnym pragnieniem, a nawet są kilka kroków dalej. W ten sposób trafiłem do Diakonii Ewangelizacji. Odnalazłem swoje miejsce w ruchu. A potem zacząłem odkrywać, że ks. Franciszek Blachnicki bardzo na ewangelizację stawiał, i to nie tylko w ruchu, bo przecież każdy chrześcijanin jest do tego wezwany.
Jak konkretnie wygląda Diakonia Ewangelizacji u nas w diecezji?
To na razie kilkunastu zapaleńców, którzy nie wyobrażają sobie, by nie mówić i nie świadczyć o Jezusie zawsze i wszędzie. Odczytaliśmy, że Pan Bóg w pierwszej kolejności chce, abyśmy przede wszystkim sami byli blisko Niego. To niby nic szczególnie nowego, ale właśnie nie chodzi o fajerwerki. Pan Jezus w Ewangelii mówi faryzeuszom, którzy domagają się kolejnych znaków, że im ich nie da. Ale to nie znaczy, że ich wcale nie ma. No więc odczytaliśmy, że Pan Bóg chce, abyśmy tworzyli relację z Nim i między sobą, i wtedy będziemy autentycznymi świadkami Jezusa Chrystusa w każdym czasie i w każdym miejscu. Chodzi o to, żeby na co dzień żyć Ewangelią i żeby ludzie, widząc nas, zobaczyli świadków. A okazja do samej ewangelizacji i tak się pojawi.
Ostatnio na przykład zrealizowaliśmy zaczerpnięty od katowickiej Diakonii Ewangelizacji pomysł „Randki w kościele” czy zorganizowaliśmy projekcję filmu „War Room”, połączoną ze świadectwami o modlitwie. Bardzo leży nam na sercu formacja ewangelizacyjna wewnątrz samego ruchu. W tym celu poprowadziliśmy w zeszłym roku warsztaty „Otrzymacie Jego moc...”, przeznaczone dla członków oazy.
Co Ksiądz uważa za priorytetowe w swojej posłudze moderatora?
Jedno z pierwszych zadań, które dostrzegam jako ważne i które bardzo mocno leży mi na sercu, to formacja animatorów. Aby zdawali sobie sprawę, do jak wielkich i wspaniałych rzeczy wzywa ich Pan, i że nie są pozostawieni sami w swojej posłudze. Wiąże się to z ukazywaniem im pełniej wizji Ruchu Światło–Życie, że to nie jest tylko fajne spotkanie w parafii przy świeczce i gitarze albo wyjazd z księdzem. Tu chodzi o wiele więcej. O wizję całego Kościoła, wizję posługi w parafii, świadczenie o Jezusie i życie charyzmatem ruchu w każdych okolicznościach i miejscu. l
Eucharystia w intencji beatyfikacji
W 30. rocznicę śmierci sługi Bożego ks. Franciszka Blachnickiego, 27 lutego o 18.20, w kościele Świętych Apostołów Piotra i Pawła w Tarnowskich Górach, biskup gliwicki Jan Kopiec będzie przewodniczył Mszy św. w intencji jego beatyfikacji. Rozpoczęcie transmisji w TV TRWAM o 17.30 (przywitanie i program słowno-muzyczny). Gościem „Rozmów niedokończonych” będzie bp Adam Wodarczyk, postulator procesu beatyfikacyjnego ks. Blachnickiego. Do Ruchu Światło–Życie, zwanego popularnie oazą, w diecezji gliwickiej należy ponad 700 osób (od dzieci po dorosłych). Działa tu jedenaście różnych diakonii, 65 kręgów Domowego Kościoła (dla rodzin) i 19 innych wspólnot.
Więcej na: gliwice.oaza.pl.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
„Trzeba doceniać to, co robią i dawać im narzędzia do dalszego dążenia naprzód” .
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).