Brat naszego Boga

– Brat Albert Chmielowski kochał sztukę i Chrystusa – mówi brat Kamil, od 17 lat u albertynów na Kazimierzu w Krakowie. – Rzucił pędzel, aby zajmować się większą sztuką – służeniem bezdomnym.

Pod prąd

Na billboardach na krakowskim Kazimierzu wypielęgnowane kobiety i mężczyźni reklamują różne towary. W prowadzonym przez braci albertynów przytulisku przy Skawińskiej widzę zmiażdżone przez życie twarze 90 mężczyzn, którzy o tych produktach nawet nie marzą. Tutaj znaleźli dach nad głową i dostają trzy posiłki dziennie. W tym miejscu w otrzymanych od miasta budynkach brat Albert stworzył przytulisko dla bezdomnych, warsztaty do nauki zawodu i pomieszczenia klasztorne.

– Można sobie wyobrazić, jaki w tamtych ogrzewalniach był brud, smród, jak wszy chodziły po ciele mieszkańców, a brat Albert tam szedł, żeby szukać człowieka, na którym mu zależało – s. Lidia wprowadza nas w atmosferę początków działalności świętego.

Mężczyźni, którzy nie wyszli dziś do pracy, siedzą chmurni i zamyśleni w uporządkowanych przez siebie pokojach, bo każdy ma przydzielone obowiązki. Przypominają podopiecznych brata Alberta ze zdjęcia z pierwszej ogrzewalni przy Piekarskiej. Na widok brata Kamila uśmiechają się i zaczynają rozmowę. Wielu z nich choruje, często psychicznie, starsi czekają na przyjęcie do domów opieki społecznej. Limit pobytu w przytulisku wynosi pół roku, ale często zostają dłużej.

W jadłodajni, z której korzystają mieszkańcy, ale też przychodzący z ulicy, ciemno od natłoku ludzi. Codziennie bracia wydają 200 litrów zupy. W dusznej kuchni nad wielkim kotłem stoi z chochlą młody mężczyzna. Zwierza się, że kilka dni temu przyjechał z Nowego Sącza, bo chce zostać albertynem. – Nie jesteśmy kapłanami i nigdy nas nie było dużo, aktualnie wszystkich braci jest ponad 40, a w tym domu 13 – mówi brat Kamil. Śmieje się, że siostry albertynki mają nad nimi przewagę. W domu przy Woronicza jest ich ponad 60, a w nowicjacie – 8. – Całe życie trzeba iść pod prąd – mówi. – Nie jesteśmy MOPS-em, ale zgromadzeniem zakonnym. Naszym pierwszym celem jest modlitwa i to z niej wypływa służba ubogim. To ciężka praca, w której często nie widać owoców. Jeśli nie mielibyśmy motywacji nadprzyrodzonej, trudno byłoby wytrwać – dodaje.

Towarzyszą im świeccy wolontariusze. Doktor Maria, która przyjmuje tutejszych podopiecznych i bezdomnych z ulicy, w tym roku obchodziła 25-lecie wolontariatu w przytulisku.

Brat Kamil pokazuje niezmienioną od tamtych czasów belkę pod sufitem, pewny, że brat Albert, modląc się w ich kaplicy, musiał czasem na nią spoglądać. Mieszkał w celi na piętrze, którą teraz zajmuje brat starszy. Przed śmiercią 24 grudnia 1916 r. zniesiono go na parter, żeby mogły pożegnać go też siostry.

W muzeum braci albertynów zachowała się paleta z zaschniętymi po 150 latach farbami. Używał tanich, tzw. asfaltowych, dlatego kolory na wielu jego obrazach ściemniały. – Najważniejsze to modląc się, napełniać się Bogiem i być promieniem dobroci dla innych – mówi s. Lidia, uprzedzając moje pytanie, co się stało ze światłem na jego płótnach.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
31 1 2 3 4 5 6
7 8 9 10 11 12 13
14 15 16 17 18 19 20
21 22 23 24 25 26 27
28 29 30 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11