- Jak umierała, powiedziała siostrze przełożonej, żeby upiekła kołocz, dała kawę i poczęstowała wszystkich, którzy przyjdą, bo będzie wesele. Teraz robimy powtórkę, bo jest 80. rocznica jej śmierci - mówi siostra Paulina.
Oko dla chłopczyka
Wciąż można w Brzeziu spotkać ludzi, którzy znali Dulcissimę osobiście. – W tej chwili jako lekarz mogę ocenić, że musiała bardzo cierpieć. Tymczasem ona zawsze była uśmiechnięta. I miała takie pogodne oczy – wspomina pani doktor Helena Burek. – Miałam wtedy 9 czy 10 lat. Pamiętam, że w ogrodzie klasztornym Dulcissimę prowadziła siostra Lazaria, a ja z innymi dziewczynkami biegałyśmy dookoła nich – dodaje.
Doskonale pamięta Dulcissimę także 89-letni Kazimierz Darowski. Miał osiem lat, kiedy wraz z o rok starszym bratem Jankiem zachorowali na szkarlatynę. Leżeli półprzytomni z bardzo wysoką gorączką. Obaj byli w ciężkim stanie, bo brakowało lekarstw. Bezradny doktor Lamża z Pszowa nastawiał już rodziców, żeby byli gotowi na śmierć obu chłopców. Powikłania sprawiły, że Kazik miał problemy z chodzeniem, a Janek stracił wzrok i słuch. I to aż na pół roku. Mimo to po wielu latach Janek został poetą i wybitnym tłumaczem na angielski dzieł Miłosza, Szymborskiej, Herberta i Różewicza; na polski przekładał Lawrence’a. We wspomnieniach napisał, że wtedy, po tym, jak przeszedł szkarlatynę, zapanowała wokół niego cisza i mrok „jak w głębokim, podziemnym lochu (...). Chory brat puszczał mi na rozciągniętym między naszymi łóżkami sznurku różne zabawki, kładłem palec na sznurku i »słyszałem«, że do mnie jadą” – napisał.
Czuł też, że oprócz bliskich przytula go ktoś w sztywnym, krochmalonym kołnierzu i z krucyfiksem, ktoś o delikatnej dłoni. Żyjący do dziś Kazik tego kogoś widział: była to właśnie siostra Dulcissima, która trzy lub cztery razy przyszła do nich, sama ciężko chora. Z jednej strony wspierała się na „berle”, czyli kuli, a z drugiej na opiekującej się nią siostrze Lazarii. – Powiedziała do matki, ale ja to słyszałem: „Pani Darowska, modlitwa, modlitwa i jeszcze raz modlitwa. Wy dzieci się módlcie tak, jak potraficie, a ja się będę modliła z wami. I ufam, że nas Pan Bóg wysłucha”. Zrobiła nam krzyżyczki na czołach, pochyliła się i, mimo żeśmy byli chorzy, ucałowała nas i pogłaskała.
W czasie jednej z wizyt Dulcissima powiedziała matce chłopców, że odda Jankowi oko. W 1999 roku mieszkający w Anglii Jan Darowski mówił niżej podpisanemu przez telefon: – Jestem dziś agnostykiem, nie chodzę do kościoła. Odzyskałem wzrok w jednym oku i słuch w jednym uchu, a ona w tym samym czasie oślepła zupełnie. Stało się. W jaki sposób, nie wiem. Lekarz uważał, że to cud – powiedział. Pan Jan stracił wiarę w czasie wojny. Tym większe wrażenie jednak robiło, że o działaniu nadprzyrodzonej mocy, której nie rozumiał, świadczył człowiek niewierzący. Takiemu trudniej zarzucić, że dopatruje się cudów na siłę.
Finał tej historii jest większym cudem, niż tamto nadzwyczajne odzyskanie wzroku w dzieciństwie. W 2007 roku Jan Darowski w czasie choroby zaprzyjaźnił się w Anglii z kapelanem szpitalnym i odbywał z nim długie rozmowy. To doprowadziło go do nawrócenia. Przyjął sakramenty święte. Jego żona relacjonowała: „Jaki on był szczęśliwy!” Wcześniej taki nie bywał; nawet jego twórczość jest przepojona żalem. Zmarł w 2008 roku. Żona i dzieci zgodnie z jego ostatnią wolą pochowali go w Brzeziu.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.