- Jak umierała, powiedziała siostrze przełożonej, żeby upiekła kołocz, dała kawę i poczęstowała wszystkich, którzy przyjdą, bo będzie wesele. Teraz robimy powtórkę, bo jest 80. rocznica jej śmierci - mówi siostra Paulina.
Chodzi o niezwykłą dziewczynę, siostrę mariankę, która zmarła w wieku 26 lat w klasztorze w Brzeziu (dziś to dzielnica Raciborza). Jest pierwszą rodowitą Ślązaczką w drodze na ołtarze – bo trwa jej proces kanonizacyjny. To siostra Maria Dulcissima, która przyszła na świat w familoku w Zgodzie (obecnie dzielnicy Świętochłowic) jako Helena Hoffmann. Setki ludzi w Brzeziu i okolicach twierdzą, że doznało i wciąż doznaje cudów za jej pośrednictwem.
Pinezka pod obrusem
Helena urodziła się 7 lutego 1910 roku. Godała po ślonsku, była bardzo żywym i wesołym dzieckiem. Skakała przez płoty, nie było dnia, żeby czegoś nie zbroiła. Często pomagała w kościele; bardzo ją tam pewnego razu zdenerwował ksiądz, który w czasie kazań uderzał pięścią w ambonę. Przyszła kandydatka na ołtarze podłożyła mu wtedy pod obrus na ambonie... pinezki. Po następnym kazaniu kaznodzieja poszedł ze skargą do proboszcza. A ten domyślił się, że pinezki podłożyła Helenka. Dziewczynka widać już wtedy miała jednak charakter, bo dzielnie się tłumaczyła: „Tak, bo sądzę, że gdzie mieszka Zbawiciel, nie wolno tak walić. Ksiądz proboszcz też tego nie robi”.
Ten urwis jednak bardzo dużo się modlił – aż mama musiała gonić ją do spania. Według jednego ze świadectw kiedyś zwierzyła się siostrom mariankom ze Zgody, że w nocy śni jej się młoda pani o uśmiechniętej twarzy, która przynagla ją, żeby modliła się coraz więcej. Siostry uważały, że to dziecko opromienia swoje otoczenie. Jej tata umarł, kiedy miała 9 lat. Zasnęła na podłodze w pokoju, w którym odmawiano za zmarłego Różaniec. Po obudzeniu się próbowała jeszcze do niego mówić, zdziwiona, że tata zasnął tak twardo, jak nigdy dotąd. Później często widziano, jak płacze nad jego grobem. Mówiła: „Ojciec był ostry, ale też bardzo kochany”.
Hoffmannowie mieli pole między Zgodą a Nowym Bytomiem. Po swojej pierwszej Komunii Świętej Helenka w czasie pracy znalazła na tym polu medalion. Był na niej wizerunek zakonnicy, która trzymała krzyż i róże. Helenka zdziwiła się, bo już przed swoją pierwszą spowiedzią widziała tę siostrę we śnie. Później na portrecie w gazecie Helena rozpoznała ją jako św. Teresę z Lisieux. Święta coraz częściej odwiedzała dziewczynę w snach. Uczyła ją, jak prowadzić życie duchowe. Helena wstąpiła do zgromadzenia Sióstr Maryi Niepokalanej i przyjęła imię Dulcissima. Zdarzało się, że inne siostry słyszały fragmenty jej rozmów ze św. Teresą, bo Dulcissima czasami mówiła wtedy głośno przez sen. Była tym bardzo zawstydzona, bo wolała to zachować dla siebie. I wiele przez to wycierpiała, bo nie wszystkie siostry wierzyły w jej wizje.
Młoda siostra rozmawiała też z Jezusem i Maryją. Często ofiarowała się Bogu za innych ludzi, zwłaszcza za księży. A wtedy sama zaczęła ciężko chorować. Otrzymała też wewnętrzne, niewidoczne stygmaty. Zawsze, gdy ofiarowywała się w jakiejś intencji, jej stan gwałtownie się pogarszał – jakby Bóg dawał znak, że jej ofiarę przyjmuje. Początkowo jeden z lekarzy oskarżał ją, że histeryzuje i chce uniknąć pracy. Dopiero kolejne badania wykazały guza mózgu i wiele innych schorzeń.
W życiu Dulcissimy i reakcjach otoczenia na jej bliski kontakt z Bogiem można dostrzec wiele podobieństw z siostrą Faustyną Kowalską, którą też oskarżano o histerię. Faustyna żyła w tym samym czasie i nawet dostała na chrzcie to samo imię – Helena. W 1932 r. Dulcissima na żądanie jednej z przełożonych, która jej nie rozumiała, spaliła zeszyt z zapisem swoich duchowych przeżyć. Znękana brakiem zrozumienia, modliła się w czasie jednego ze stanów mistycznych: „Jezu, przyślij mi jedną duszę, która mi uwierzy! Ty możesz wszystko. Wszystko zesłałeś na mnie, wszystko jest od Ciebie! Przyślij mi jedną duszę”. Tak się złożyło, że słyszała to siostra Lazaria, Niemka, która została z czasem przełożoną klasztoru w Brzeziu. To ona stała się opiekunką, pielęgniarką i serdeczną przyjaciółką Dulcissimy. I to Lazaria zadbała o zachowanie jej spuścizny i przedmiotów osobistych z przeznaczeniem na relikwie – jak zapisała – „aż przyjdzie czas”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.