Ksiądz – w randze pułkownika – zakładał mundur i szedł rozpytywać o internowanych w stanie wojennym.
Kościół garnizonowy pw. św. Kazimierza Królewicza to pierwsza w Polsce świątynia wybudowana w stylu funkcjonalistycznym, według projektu Leona Dietza d’Army i Jana Zarzyckiego. Jednocześnie to jedyny kościół, jaki znajduje się na oficjalnym miejskim szlaku zabytków katowickiej moderny. Jego bryła jest ściśle wpisana w zabudowę kamienic dookoła. – Było kilka pomysłów związanych z projektem. Zwyciężył ten, który wpisywał się w modernistyczny trend w Katowicach. Jest ściśle dostosowany do potrzeb wojska. Najważniejsze, że jego środek jest przestronny i ma duże zaplecze: plebanię, którą wybudował przed wybuchem II wojny światowej ks. płk dr inf. Ludwik Bombas. Jest też schron, ale trzeba zaznaczyć, że budowa kościoła była tym priorytetowym przedsięwzięciem – mówi ks. ppłk Grzegorz Bechta, proboszcz kościoła pw. św. Kazimierza Królewicza.
Liczymy na was!
Jak doszło do powstania parafii garnizonowej w samym centrum Katowic? Kiedy po powstaniach śląskich i plebiscycie wojsko polskie weszło na Śląsk, żołnierzom towarzyszył kapelan. Nie było mowy o samodzielnym kościele. Duszpasterstwo zorganizowane było przy jednostce i parafii pw. Świętych Apostołów Piotra i Pawła. Pierwszy kapelan to Ślązak, powstaniec, ks. mjr Wilhelm Koppel, kolejnym był ks. mjr Henryk Prokscha (późniejszy proboszcz w latach 1939–1940). – Momentem zwrotnym w historii jest pojawienie się tu w 1924 roku ks. płk. Stanisława Sinkowskiego, zaprawionego w boju (w czasie I wojny światowej służył w armii austro-węgierskiej). Od razu zajął się porządkowaniem cmentarza wojskowego, zaszczepił inicjatywę budowy Domu Żołnierza. Kiedy pojawiła się taka możliwość i miasto zaoferowało działkę, ks. Sinkowski zaangażował się w budowę kościoła. Powstał komitet budowy, na którego czele stanął dr Jan Hlond, lekarz, powstaniec śląski i brat ks. kard. Augusta Hlonda. Wydawali odezwy do mieszkańców, firm z prośbą o wsparcie – tłumaczy proboszcz.
W archiwach parafii można jeszcze znaleźć zachowane z tamtego okresu listy. „Rodacy! Nie wątpimy, że przy Waszej pomocy jeszcze w tym roku stanie świątynia, tak potrzebna dla obrońców Ojczyzny i naszych dzieci szkolnych. Liczymy w tym względzie na Was, Polki, które zawsze macie zrozumienie dla potrzeb duchowych Waszych synów i braci” – pisał dr J. Hlond. Chyba największą ofiarnością na ten cel wykazali się sami wojskowi. – Ten kościół od samego początku był traktowany jako miejsce duszpasterstwa nie tylko żołnierzy, ale także intelektualistów i młodzieży. Tutaj, w kaplicy św. Józefa, prowadzona była katechizacja. Wśród katechetów był przyszły biskup, wtedy wikary ks. Ignacy Jeż – wyjaśnia ksiądz podpułkownik.
Firanka zasłoniła
Świątynia powstała zaledwie w ciągu półtora roku. – Kościół św. Kazimierza Królewicza był pierwszym kościołem wojskowym, który konsekrował bp Józef Gawlina po tym, jak został mianowany biskupem polowym Wojska Polskiego – mówi ks. G. Bechta. – Po jego wizycie 25 czerwca 1933 roku zachował się wpis w pamiątkowej księdze: „W dniu dzisiejszym dokonałem konsekracji kościoła parafialnego dla parafii wojskowej rzymskokatolickiej w Katowicach oraz wielkiego ołtarza w tymże kościele. Budowę rozpoczęto w wigilę św. Piotra i Pawła 1930 r., kamień węgielny poświęcił ks. bp. Stanisław Gall 28 września 1930 r., kościół oddano do użytku 22 listopada 1931 r.” – cytuje kapłan.
Co ciekawe, kościół pw. św. Kazimierza nigdy nie przestał być kościołem wojskowym, nawet w czasie okupacji niemieckiej oraz w okresie PRL-u. – W kontekście wojny warto wspomnieć postać ks. Stanisława Wilczewskiego, logopedy i Ślązaka. Perfekcyjnie znał niemiecki i podejmował wiele działań, chcąc ochronić świątynię, którą Niemcy uznali za kościół garnizonowy dla żołnierzy Wehrmachtu. To oni wykończyli górną część probostwa, dostosowując ją do potrzeb mieszkalnych dla grupy teatralnej niemieckiej. Obecność nazistów nie przeszkadzała proboszczowi pomagać akowcom. Do dzisiaj są mieszkańcy, którzy opowiadają, jak ukrywał żołnierzy AK w pomieszczeniu nad wejściem do zakrystii – podkreśla proboszcz.
Wspólne wysiłki ks. prob. Wilczewskiego i kościelnego Pawła Złotosia pozwoliły także na zachowanie w nienaruszonym stanie dziś bezcennego wyposażenia w stylu art deco. Rzeźba Chrystusa znajdująca się w ołtarzu głównym jest autorstwa Mariana Szpindlera, natomiast płaskorzeźby stacji drogi krzyżowej wykonane są według projektu Zofii Trzcińskiej-Kamińskiej. – Metalowe elementy z balasek kościelnych proboszcz zdemontował. Nie zdradził, że żyrandole można opuszczać na specjalnym mechanizmie, więc Niemcy nie zabrali ich do przetopienia. A napis nad płaskorzeźbą św. Antoniego: „Jeśli cudów szukasz…” zasłonił kawałkiem firanki – wymienia ks. Grzegorz Bechta. – Udało się także uratować od przetopienia trzy dzwony: Józefa Michała (nazwany po bp. Józefie Gawlinie i wojewodzie Michale Grażyńskim), Adama (na cześć prezydenta Katowic Adama Kocura) i Karola (imię po indywidualnym fundatorze Karolu Ferilichu). Proboszcz i kościelny odmawiali wpuszczenia Niemców na wieżę kościoła. Ci raz próbowali się tam dostać, pozorując nocną prowokację. Zaalarmowali pana Złotosia, że ktoś strzela z wieży i oni muszą się tam szybko dostać. Kościelny nie miał wyboru, musiał ich wpuścić. Dotarli do pierwszej kondygnacji, ale przejście uniemożliwiły niespodziewanie duże pająki, które utkały gęste sieci. To ich zniechęciło. Do końca wojny tam nie wchodzili, tylko ustawiali warty, które całą dobę pilnowały wieży – mówi proboszcz.
Są i grekokatolicy
W czasach władzy ludowej kościół także podlegał wojsku. – Wtedy był tzw. Generalny Dziekanat. Wśród proboszczów, którzy tutaj przybywali, nie brakowało wyjątkowych postaci. Był ks. płk Wilhelm Kubsz, oblat, który wstąpił do służby wojskowej, nikomu nie zdradzając swojej zakonnej profesji. Ale był też ks. mjr Franciszek Wilczek, który dbał o kościół, ale był bardzo uzależniony od władz, należał do grona „księży patriotów”. W pamięci zapisał się ks. płk Bolesław Spychała, który w 1980 roku pomagał bliskim internowanych. Przychodzili do niego, pytali, czy pomoże ustalić, gdzie są mąż czy syn. On zakładał mundur, a że miał rangę pułkownika, niewielu odważyło się go zatrzymać, i dzięki temu zyskiwał informacje. Wiele takich pozytywnych i trudnych historii odkrywam, przygotowując książkę na temat historii parafii. O wielu będzie można szerzej przeczytać – zdradza ks. Grzegorz Bechta. Plany proboszcza obejmują nie tylko książkę, ale także przygotowanie Sali Tradycji, w której będzie można zobaczyć pierwsze modlitewniki żołnierzy wydane w języku polskim, kielichy, krzyże czy pamiątki po stacjonujących tu jednostkach wojskowych.
Obecnie pod opieką duszpasterską parafii wojskowej znajdują się garnizony w Katowicach, Bytomiu i Tarnowskich Górach oraz zlokalizowane tam instytucje wojskowe. Przy parafii działają związki, stowarzyszenia i organizacje kombatanckie, są też róża różańcowa i rada duszpasterska. – Jesteśmy parafią wojskową, ale to nie oznacza, że nie przychodzą tu na Msze lub pomodlić się osoby niezwiązane ze służbą. Wielu wstępuje na chwilę modlitwy w drodze do pracy czy na dworzec. Od 20 lat spotykają się tutaj na nabożeństwach grekokatolicy; teraz, po wybuchu wojny, liczba uczestników zdecydowanie się zwiększyła – mówi proboszcz. •
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Po raz kolejny czujemy, że Bóg jest z nami, że Ukraina zwycięży nie ludzką siłą czy logiką.