– Wiele lat temu, jeszcze podczas mojej formacji zakonnej, powiedziałam, że chciałabym doczekać beatyfikacji naszej matki Klary. Modliłam się o to, ale nie sądziłam, że to pragnienie ziści się tak szybko! – cieszy się s. Liliana Mozdyniewicz, krakowska sercanka.
Kwiaty Bogu się należą
Siostra Liliana każdego dnia interesowała się stanem chłopca, a gdy dowiedziała się, że nastąpiła niespodziewana poprawa, bardzo się ucieszyła. – Nie pamiętam, który to był dzień nowenny, ale na pewno do głowy mi wtedy nie przyszło, że to cud. Gdy później, po wypisaniu Michała ze szpitala, jego mama opowiedziała mi więcej szczegółów, byłam nawet zaskoczona.
Okazało się, że gdy pani Magdalena poszła do lekarza z bukietem kwiatów, by podziękować mu za uratowanie syna, powiedział jej wprost, że nie jemu powinna dziękować, a kwiaty lepiej niech zaniesie do kaplicy – wspomina sercanka. Lekarz już wtedy nie miał wątpliwości, że chłopiec życie zawdzięcza Bożej interwencji, bo z medycznego punktu widzenia nie dało się nic zrobić. – Byłam bardzo szczęśliwa i wzruszona, gdy to usłyszałam. Po powrocie do klasztoru od razu podzieliłam się z siostrami radosną wiadomością i podziękowałam im za modlitwę – opowiada s. Liliana.
Jak dodaje, to, że zdecydowała się prosić o wstawiennictwo matkę Klarę, wypłynęło prosto z jej serca. – Już w nowicjacie, gdy poznawałam życiorysy założycieli zgromadzenia, czyli św. Józefa Sebastiana Pelczara i matki Klary Szczęsnej, stwierdziłam, że to matka jest mi bliższa. Była – podobnie, jak i ja – osobą cichą i skrytą, natomiast ojciec Pelczar był „bardziej na widoku” z racji pełnienia wielu ważnych społecznie funkcji (m.in. był biskupem i rektorem UJ). Matka ujmowała mnie prostotą i pokorą, jak również siostrzaną i matczyną miłością do sióstr – widać to, gdy się czyta wspomnienia o niej. Było w niej dużo dobroci – tłumaczy s. Liliana, która już wcześniej – nawet dwukrotnie – osobiście doświadczyła wstawiennictwa matki Szczęsnej. – Jej orędownictwo dotyczyło moich osobistych spraw. Gdy zwróciłam się do niej w bardzo ważnych dla mnie intencjach, Bóg wysłuchał moich próśb i mam głębokie przeświadczenie, że to właśnie dzięki orędownictwu matki Klary. Jestem jej bardzo wdzięczna za wszystkie łaski, których za jej pośrednictwem doświadczam – przekonuje sercanka.
Wszystko dla Serca Jezusa
Co ważne, jej duchowa przyjaźń z matką Klarą trwa cały czas i gdy tylko coś ważnego leży na sercu s. Liliany, to o wstawiennictwo prosi właśnie współzałożycielkę swojego zgromadzenia. – Dla mnie, jako sercanki, jest duchową matką. Czuję jej opiekę. Matka Klara jest też dla mnie wzorem w zakonnym życiu. Jej życiową dewizą były słowa: „Wszystko dla Serca Jezusowego”, dlatego staram się ją w tym naśladować. Nie zawsze jest to łatwe, ale bardzo chcę to, co robię, czynić na większą chwałę Bożego Serca – wyjaśnia s. Mozdyniewicz, która na co dzień jest referentką powołaniową w zgromadzeniu. – Spotykam dużo młodych dziewcząt, z którymi rozmawiam, pomagając im w rozeznaniu życiowej drogi. Staram się też zaszczepiać w nich miłość do Serca Jezusa, ale wiem, że w pierwszej kolejności sama tę miłość powinnam w sobie pielęgnować. Z kolei w oczekiwaniu na beatyfikację staram się jeszcze lepiej poznawać matkę Klarę i żyć z nią w łączności, dziękując jednocześnie Bogu, że dokonał cudu – opowiada sercanka i podkreśla, że to Jemu cała chwała się należy, bo ona zrobiła tylko to, co do niej należało. – Poprosiłam jedynie o modlitwę... I może ktoś modlił się wtedy o wiele bardziej gorliwie ode mnie? Nie wiem tego i dlatego czuję się nieco onieśmielona, udzielając teraz wywiadów, ale i to oddaję na chwałę Pana, dla dobra sprawy – mówi. – Jestem bardzo wdzięczna Panu, że tak poukładał tę historię, i że z dramatu wyprowadził tak wielkie dobro.
Jest mi bliska
Michał został wypisany ze szpitala 6 kwietnia, ale nie od razu wrócił do szkoły. Jego mama chciała, by po tak poważnym urazie mózgu jeszcze przez pewien czas uczył się w domu. Odwiedzali go więc nauczyciele, także s. Liliana, która szybko przekonała się, że chłopiec może pracować tak, jak każdy inny uczeń, bo całkowicie wrócił do zdrowia. Tym wydarzeniem zainteresowała się również s. Szczęsna Niemiec, przełożona generalna zgromadzenia, która postanowiła bliżej przyjrzeć się sprawie. Wkrótce rozpoczęły się więc wstępne starania o zebranie dokumentacji medycznej z pobytu chłopca w szpitalu, a 4 listopada 2001 r. w krakowskim kościele sióstr sercanek została odprawiona dziękczynna Msza św. „za otrzymaną łaskę zdrowia za przyczyną służebnicy Bożej Matki Klary, z prośbą o dalsze jej wstawiennictwo i błogosławieństwo Bożego Serca dla Michała”.
W tym czasie trwały przygotowania do kanonizacji założyciela bp. J.S. Pelczara, która odbyła się 18 maja 2003 r. w Rzymie. Dopiero po niej sprawa matki Klary zaczęła nabierać większego tempa. Najpierw pisemne podziękowanie „za ocalenie życia i łaskę zdrowia, jaką otrzymał Michał za przyczyną matki Klary” złożyła jego mama. Następnie opinie wydało też dwóch lekarzy, którzy opiekowali się chłopcem. Wtedy przełożona generalna sercanek poprosiła kard. Franciszka Macharskiego, ówczesnego metropolitę krakowskiego, o rozpoczęcie kanonicznego dochodzenia, które miało zbadać nadzwyczajne uzdrowienie (proces beatyfikacyjny rozpoczął się dużo wcześniej, 25 marca 1994 r.). Nastąpiło to 15 kwietnia 2004 r., czyli w 110. rocznicę powstania zgromadzenia. Proces zakończył się 20 marca 2007 r., a dokumentacja została przekazana do Kongregacji do Spraw Świętych w Rzymie. Cud badało jeszcze wielu specjalistów, a dochodzenie ostatecznie zakończył papież Franciszek, który 5 czerwca 2015 r. podpisał dekret o cudzie przypisywanym wstawiennictwu sł. Bożej Klary Szczęsnej.
– Wiele lat temu, jeszcze podczas mojej formacji zakonnej, powiedziałam, że chciałabym doczekać beatyfikacji naszej matki Klary. Modliłam się o to, ale nie sądziłam, że to pragnienie ziści się tak szybko! – cieszy się s. Liliana. Jak zapewnia, mocno wierzy, że dla Boga nie ma nic niemożliwego, jednak zawsze, gdy Go o coś prosi, nie pisze gotowego scenariusza i nie oczekuje, że zostanie on dokładnie spełniony. – Ostateczną decyzję zostawiam Bogu, bo nigdy nie wiem, czy moje pragnienie jest zgodne z Jego wolą. Proszę, niczego nie wymuszam, ale po prostu mocno wierzę w cuda i w to, że Bóg może wszystko – przekonuje sercanka.
27 września, podczas uroczystości na Białych Morzach (Mszy św. o godz. 10.30 przewodniczyć będzie legat papieski kard. Angelo Amato, prefekt Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych), pośród całego zastępu sercanek cieszących się z beatyfikacji matki Klary obecny będzie również uzdrowiony Michał. – Matka Klara jest mi bardzo bliską osobą, której zawdzięczam życie. To ona, tam u góry, wyprosiła mój powrót do zdrowia. Powinienem więc być i jestem jej wdzięczny – mówi mężczyzna, dodając, że chce też coś z siebie dać i swoją obecnością na beatyfikacji uhonorować matkę Szczęsną oraz podziękować jej za wstawiennictwo u Boga.
Droga do świętości
Ludwika Szczęsna urodziła się 18 lipca 1863 r. w Cieszkach (diecezja płocka). W 1880 r. wyjechała z rodzinnego domu do Mławy, pragnąc swoje życie poświęcić Bogu. Przez 5 lat utrzymywała się z krawiectwa. W 1885 r. podjęła decyzję o wstąpieniu do ukrytego Zgromadzenia Sług Jezusa. Była wtedy pod opieką duchową o. Honorata Koźmińskiego OFMCap. Następnie, na prośbę ks. kan. Józefa Sebastiana Pelczara, profesora i rektora Uniwersytetu Jagiellońskiego, Zgromadzenie Sług Jezusa wysłało s. Ludwikę do Krakowa, gdzie prowadziła przytulisko dla służących. Po roku opuściła dotychczasowe zgromadzenie i wraz z ks. J.S. Pelczarem założyła nowe – Służebnic Najświętszego Serca Jezusowego. Przyjęła imię Klara. Zmarła w opinii świętości w Krakowie 7 lutego 1916 roku. Miała 53 lata.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).