– Wiele lat temu, jeszcze podczas mojej formacji zakonnej, powiedziałam, że chciałabym doczekać beatyfikacji naszej matki Klary. Modliłam się o to, ale nie sądziłam, że to pragnienie ziści się tak szybko! – cieszy się s. Liliana Mozdyniewicz, krakowska sercanka.
Tragiczne wydarzenia rozegrały się 11 marca 2001 roku. – Pamiętam, że to była sobota. Rano poszliśmy z klasą na wycieczkę, zwiedzać Wawel. Gdy wróciłem do domu, mama poprosiła, żebym poszedł jeszcze do pobliskiej cukierni po ciastka. Potem jakby mi się urwał film... Obudziłem się dopiero w szpitalu, a mama powiedziała, że miałem poważny wypadek, zostałem potrącony przez samochód. Byłem zdziwiony, bo nie czułem się źle. Właściwie nic mnie nie bolało, tylko byłem nieco słaby i kręciło mi się w głowie – wspomina 25-letni dziś Michał.
Do zdrowia wrócił wtedy dzięki wstawiennictwu matki Klary Ludwiki Szczęsnej, współzałożycielki Zgromadzenia Służebnic Najświętszego Serca Jezusowego. Jego historia, po dokładnym zbadaniu przez wielu lekarzy i teologów, została uznana za cud, który przyczynił się do wyniesienia na ołtarze matki Klary. Jej beatyfikacja odbędzie się 27 września w sanktuarium św. Jana Pawła II na Białych Morzach w Krakowie.
Pozostała tylko modlitwa
– Dla matki nie ma chyba nic gorszego niż patrzeć na swoje dziecko będące w stanie krytycznym. Trudno opisać, co wtedy czułam. Miałam wrażenie, jakby ktoś ściskał mi serce. Michał był nieprzytomny, w śpiączce, a potem został sparaliżowany. Siedziałam przy nim od rana do wieczora – opowiada pani Magdalena, mama 11-letniego wówczas chłopca. Nikt nie spodziewał się, że w tak beznadziejnej sytuacji przełom nastąpi bardzo szybko i Michał zacznie wracać do zdrowia. Ratunek nadszedł jednak prosto z nieba. Zaraz po wypadku ruszyła bowiem modlitewna lawina, rozpędzona przez siostry sercanki, a konkretnie przez s. Lilianę, która w zgromadzeniu jest już 21 lat, a śluby wieczyste złożyła właśnie w 2001 roku.
Boży przypadek...
Siostra Liliana była katechetką Michała, którego zapamiętała jako energicznego, lecz niezwracającego na siebie szczególnej uwagi chłopca. – O wypadku dowiedziałam się prawie natychmiast – ktoś ze szkoły zadzwonił do mnie, przekazując tę tragiczną wiadomość. Od razu poprosiłam siostry o modlitwę za wstawiennictwem matki Klary. Kolejnego dnia, za pośrednictwem jeszcze jednej osoby, przekazałam mamie Michała obrazek z wizerunkiem naszej współzałożycielki. Dopisałam na nim prośbę: „O zdrowie dla Michała”. Dopiero później pojechałam do szpitala. Okazało się, że mama powiesiła obrazek nad łóżkiem chłopca, a w nowennę zaczęły włączać się kolejne osoby – mówi, nie kryjąc wzruszenia, s. Liliana.
– Pamiętam, że stan Michała był naprawdę bardzo ciężki. W wypadku doznał urazu mózgu. Tracił przytomność i ją odzyskiwał, a lekarze z oddziału intensywnej terapii Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Prokocimiu nie kryli, że zrobili wszystko, co było w ich mocy. Z jednej strony nie dawali mu szans, a z drugiej mówili, że pozostaje jeszcze modlitwa o cud – dodaje siostra. Ten cud wydarzył się kilka dni później.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.