Spiralę nienawiści łatwo nakręcić. Ale jak w miarę bezbolesny sposób rozładować istniejące napięcie?
Ile w tej chwili toczy się w świecie wojen? Trudno policzyć. O wielu konfliktach zbrojnych łatwo zresztą zapomnieć. Zwłaszcza gdy po wybuchach dziś tylko się tlą. Ale i tych, które właśnie weszły w fazę pożaru całkiem sporo. Wystarczy spojrzeć na te dwa najgłośniejsze – ISIL kontra reszta świata oraz Rosja kontra Ukraina i sojusznicy. Zaczęły się bombardowania na obiekty Państwa Islamskiego? Jego bojownicy zapowiedzieli zemstę. Na razie na Arabii Saudyjskiej, którą winią za zaistniałą sytuację. Rosja pokazuje światu swoją siłę podczas różnych manewrów i testów broni? Sojusznicy Ukrainy też pokazują, że w razie czego nie są bezbronni. Wszystko to przypomina mi sceny z czasów szkolnych, gdy regularne bójki zaczynały się zazwyczaj od słownego prężenia muskułów. W końcu przychodził moment, w którym wstyd już było się wycofać z buńczucznych deklaracji i dochodziło do konfrontacji na pięści. Po nich napięcie opadało. Tyle że tamte bójki kończyły się najwyżej siniakami i krwawiącą wargą albo nosem. Prawdziwe wojny, choć też ludzie po nich mądrzeją, przynoszą śmierć, zniszczenia i głód.
Nie jestem pacyfistą. Uważam, że zaatakowany ma prawo się bronić. Wojna – jak tego domagają się chrześcijańskie zasady tzw. wojny sprawiedliwej – może w pewnych sytuacjach przynieść mniej zła niż jej zaniechanie. Zawsze jednak jest wielkim nieszczęściem. Dlatego warto już z góry myśleć, jak nie doprowadzić do zaognienia konfliktu. I wydaje mi się, że naciski dyplomatyczne tudzież gospodarcze – jak to robi Europa wobec Rosji – to w tym kontekście dobra metoda.
Nie piszę tego jednak by radzić władcom świata jak uśmierzać konflikty. Piszę, bo od dobrych paru lat obserwuję, jak w naszym kraju nakręcana jest spirala wzajemnych niechęci. Też towarzyszą temu ostre słowa i buńczuczne zapowiedzi. Też jedni, drudzy, trzeci i czwarci prężą muskuły i odpowiadają pięknym za nadobne. Wy nam tak? No to my wam tak. Wy mocnej? To my jeszcze bardziej. Jakie są szanse, że nie doprowadzi to w końcu do jakiegoś wybuchu? Czy ktoś zna dobry sposób na stonowanie tych emocji?
Niebawem kolejne kampanie wyborcze. Pewnie będzie jak zwykle: ostro, czarno-biało. Koniecznie z przymiotnikami w stopniu najwyższym. Politycy będą pleść swoje, bo wygranie wyborów to szansa na obłowienie się dla siebie i swoich pociotków, a żądni „medialnej krwi” dziennikarze i publicyści będą podgrzewać atmosferę. A ja już mam dosyć tej retoryki walki wszystkich ze wszystkimi. Walki koncentrującej się nie na tym, by było dobrze, ale by moje było na wierzchu. Bez rozumu, umiaru, nie mówiąc już o odrobinie empatii. I mam cichą nadzieję, że zagrożenie nas wszystkich ze strony Rosji trochę ostudzi te bratobójcze zapędy. Bo nie sadzę, by pomogło apelowanie do sumień.
Jest w Biblii taka piękna scena powołania Jeremiasza, w której Bóg mówi do proroka: „Spójrz, daję ci dzisiaj władzę nad narodami i nad królestwami, byś wyrywał i obalał, byś niszczył i burzył, byś budował i sadził”. Wyrywania, obalania, niszczenia i burzenia już chyba dość. Donikąd nas to nie zaprowadziło, bo każdy i tak pozostał przy swoim. Teraz trzeba w końcu też budować i sadzić...
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.
Kalendarium najważniejszych wydarzeń 2024 roku w Stolicy Apostolskiej i w Watykanie.
„Jesteśmy z was dumni, ponieważ pozostaliście tymi, kim jesteście: chrześcijanami z Jezusem” .
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.