Mówią, że w Wielki Piątek spowiadają się tylko najwięksi grzesznicy: prostytutki, złodzieje i mordercy. Coś w tym z prawdy jest.
Moja wina. Moja bardzo wielka wina
– Ręce opadają – wzdycha, kiedy po kolejnej domowej wojence idzie do kościoła. Rozwód miał być skutecznym zabiegiem taktycznym. Nie udało się, więc co pozostaje? Prosi Ducha Świętego o światło. Na razie nic się nie dzieje, wzmagają się tylko wyrzuty sumienia. Jej wyrzuty sumienia. – To pewnie moja pokuta za grzech odstępstwa od wiary – myśli coraz częściej, a z drugiej strony widzi, że Bóg jest dobry, że jej błogosławi, że znalazła pokój serca i czuje się szczęśliwa w Jego Kościele.
Pełna sprzecznych emocji i wniosków idzie do konfesjonału. Spowiada proboszcz, ks. Chomiak. Dzieli się z nim swoimi rozterkami. Wspomina o swoim mężu, o jego niewierze, o jego piciu i o tym, że wciąż czeka na Bożą interwencję w tej sprawie. Kapłan pyta, czy Maria modli się Koronką do Bożego Miłosierdzia, na co penitentka ze wstydem odpowiada, że nie wiedziała, że w takich okolicznościach powinna to robić. Ksiądz wyjaśnia, że warto zawierzyć męża Bogu właśnie przez tę modlitwę, i to najlepiej podczas adoracji Najświętszego Sakramentu. Nie ma sprawy! Jeszcze tego samego dnia Maria błaga Ojca Przedwiecznego: „Miej miłosierdzie dla nas i całego świata”, a potem przyjmuje Komunię św. w intencji o nawrócenie męża. I tak tydzień za tygodniem: spowiedź, adoracja, Koronka, Msza św.
Co mu się stało?
Mijają miesiące, a Tadeusz poczyna sobie coraz śmielej. Jest nie tylko źle. Nadciąga katastrofa. – Czy jest w tym szaleństwie jakieś dno? Kiedy je osiągnie? – Maria czyni wyrzuty Bogu. 13 lutego 2004 r. Tadeusz wchodzi do domu i krzyczy od progu: „Rzucam picie”. Ani Maria, ani dzieci nie reagują wybuchem entuzjazmu. Pijackie obiecanki cacanki. Monika, córka, wyraża myśli wszystkich bardzo dobitnie: – Ty picie rzucasz od 20 lat.
Tadeusz siada do stołu i zaczyna mówić w sposób, jaki dla jego własnych dzieci jest całkowitą nowością: o marzeniach, o planach na przyszłość, o wolności. Rodzina nie wie, jak reagować: uwierzyć, żeby okazać się naiwnym? Czy zachować sceptycyzm? Decydują, że potrzebny jest czas, on wszystko zweryfikuje. Maria jednak myśli bardzo intensywnie o swojej wytrwałej modlitwie, myśli o miłosierdziu Boga, że jest większe od ludzkiego grzechu, od ludzkiej biedy uzależnienia, od demonicznych podszeptów. – Jak zacznie chodzić do kościoła, to sprawa będzie ewidentna – podsumowuje rewelacje męża i czeka na dalszy rozwój wypadków.
Czas płynie, a Tadeusz do kościoła nie chodzi, trzeba jednak przyznać, że trwa w trzeźwości. Więcej, staje się dobrym pracownikiem, oddanym mężem i kochającym ojcem. Wie, że nie da się nadrobić przepitych lat, ale robi, co może, żeby kolejne nie poszły na marne.
Drugie imię cierpliwości? Maria
Wiele ze sobą rozmawiają: mąż i żona, Tadeusz i Maria. Dzielą się swoimi najgłębszymi przeżyciami, także duchowymi. On bardzo żałuje zmarnowanych lat, często nie może pogodzić się z tym, ile krzywdy wyrządził rodzinie i sobie samemu. – Przyjmuj z miłością to, co daje nam Bóg dzisiaj, a przeszłość zostaw za zamkniętymi drzwiami twojej historii – Maria pociesza męża. Teraz, gdy nie pije, Tadeusz jest taki kochany. Maria miała rację, to bardzo dobry człowiek, tylko uwikłany w nałóg. Ich znajomi nie mogą uwierzyć, że to się stało naprawdę: Tadek trzeźwy! Tadek abstynent! I szukają wytłumaczenia. – Pewnie boi się, że wykorkuje. Nie pije, bo ma wszywkę. Białych myszek się przestraszył! – komentują z niedowierzaniem. On cierpliwie znosi złośliwości. Wie, że jego przemiana po całym życiu picia nie jest łatwa do zrozumienia.
Tymczasem miejsce koło Marii w kościelnej ławce wciąż jest puste. W niedzielę, gdy kobieta wychodzi do kościoła, pyta: – Nie poszedłbyś ze mną? A on niezmiennie odpowiada: – Jeszcze nie czas. Nie jestem gotowy.
Serce otwarte jak okno
Wielki Tydzień 2006 r. Tadeusz od dwóch lat trzeźwy. Od dwóch lat rozmawia ze swoją żoną o tym, co przeżywa. Coraz częściej mówi także o sprawach duchowych: sens życia, grzech, miłość Jezusa, obecność Boga, Kościół i wieczność. Teraz na zakończenie takiej rozmowy pyta: – A może kupiłabyś mi łańcuszek z krzyżykiem? – Oczywiście – przytakuje skwapliwie Maria i już pędzi do „Pielgrzyma”, sklepiku z dewocjonaliami, żeby spełnić obietnicę. Następnego dnia Tadeusz wraca z pracy, myje się, je obiad i sięga po woreczek z prezentem. Wysypuje zawartość na dłoń i całuje krzyżyk. Z miłością. Maria nie potrafi wstrzymać łez szczęścia. Mężczyzna zawiesza krzyżyk na szyi i mówi, także wzruszony: – Od teraz Pan Jezus już na zawsze zostanie ze mną. Ale do kościoła dalej nie chce pójść.
Kilka miesięcy później przez otwarte w mieszkaniu okno dobiega treść ogłoszeń parafialnych. Ksiądz zachęca do udziału w pielgrzymce autokarowej na Jasną Górę. – Myślę, że powinniśmy jechać na tę pielgrzymkę do Częstochowy i podziękować Matce Bożej za wyproszone łaski – oznajmia Tadeusz, a Marii aż dech zapiera w piersi. Od razu biegnie do zakrystii, żeby zapisać oboje. – Żeby tylko były jeszcze wolne miejsca – martwi się po drodze.
Miejsca są, pielgrzymka cudowna, jednak po powrocie Maria nadal do kościoła chodzi sama. Kiedy 8 grudnia, w dniu swoich imienin, ubiera się, żeby pójść na Mszę św., wzdycha w duchu po raz tysięczny: Może dzisiaj pójdzie ze mną? Panie Boże, to byłby najpiękniejszy prezent. Prosisz? Masz! – A może ja bym dzisiaj poszedł z tobą? – odzywa się Tadeusz. Tak spełnia się błaganie tylu lat.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).