Lubię sery szwajcarskie. W serze szwajcarskim są dziury, ale on się nie składa z samych dziur, bo wtedy sera by nie było. Fragment książki "Grzechy w kratkę" - o. Jordana Śliwińskiego.
Czytałam kiedyś ankietę na temat przyczyn unikania spowiedzi. Wielu młodych ludzi poza tym, że powiedzieli, że spotkali złego spowiednika, który nakrzyczał, zlekceważył, obraził, nie szanował, brakowało mu kultury osobistej (niestety, długa była to lista), mówiło, że unikają spowiedzi, bo mają poczucie, że nie przynosi ona efektów – po spowiedzi nie było cukierków.
Na głębszym poziomie jest to problem relacji do Boga. Kim jest ten Bóg? Czy to jest taki superbankier, który mi udzielił kredytu, i gdy nie spłacam odsetek, to mi zaraz wyśle komornika? Muszę się z Nim liczyć na zasadzie: winien – ma i spowiedź jest wtedy praktycznie wypełnianiem „duchowo-moralnego PIT-u”, w którym rachunkowa precyzja jest najważniejsza. Czy też On jest rzeczywiście kimś, do kogo mogę przyjść z pustymi rękami i powiedzieć: Panie, znowu są puste.
Do sakramentu pojednania człowiek zawsze przychodzi jako żebrak. To nie jest przyjemne.
Oczywiście, że penitent ma wyznać grzechy. Natomiast warto w trakcie rachunku sumienia nie zatrzymywać się tylko na nich. Jest to ważne zwłaszcza dla osób, które regularnie się spowiadają. Lubię sery szwajcarskie. W serze szwajcarskim są dziury, ale on się nie składa z samych dziur, bo wtedy sera by nie było. I podobnie w trakcie rachunku sumienia trzeba rozpoznać te duchowe dziury – grzechy – żałować za nie, jednak one nie są treścią całego życia. Dla pełni obrazu trzeba przyjrzeć się i temu, co dobre. Gdy ktoś jest nastawiony wyłącznie na poszukiwanie zła w sobie i robi z sakramentu pokuty czy rachunku sumienia rodzaj duchowego sanepidu: tylko pobiera wymazy i poszukuje bakterii grzechu, to nieraz trzeba zachęcić także do dziękczynienia Bogu za dobro, które też jest w jego życiu. Wtedy rachunek sumienia rzeczywiście daje możliwość znalezienia światła potrzebnego do tego, co będzie w przyszłości. Człowiek dziękuje za to, co było dobre, i przeprasza za to, co było złe, dostrzega też swój rozwój. Uznaje, że jego życie nie jest tylko pasmem zła, a Kościół i religia nie kojarzą mu się tylko z tym, że jest kiepski. Widzi, że Pan Bóg w jego życiu działa, że to są konkretne, dobre rzeczy.
We wspomnianej ankiecie pojawiały się odpowiedzi pokazujące, że bardzo wielu ludzi ma obraz Boga, który za dobre wynagradza, a za złe karze, i gdy tylko się zgrzeszy, to trzeba od razu iść do spowiedzi, bo w przeciwnym razie Bóg mnie ukarze. Takie przekonanie wynoszą najczęściej z lekcji religii i niedzielnych kazań.
Jeśli ten obraz jest zaburzony, jest to jakiś Bóg-straszydło, Bóg karzący, a spowiedź wygląda tak, że przychodzi chłop wielki jak dąb i drży jak osika, bo wie, że ma się bać. Wiadomo, że w sakramencie pokuty będzie pojawiał się wstyd – staję przecież wobec tego, co jest trudne w moim życiu, często bardzo trudne, bardzo grzeszne, o czym często nie chcę gadać nawet do lustra, ale to nie wstyd jest najważniejszy. Często boimy się, że przychodzimy do Pana Boga z niczym, bez żadnych zasług, jedynie z grzechami. Istotne jest odkrycie, że to mnie nie przekreśla. Pan Bóg mnie nie odstawi do kąta, tylko przyjmuje mój żal, przyjmuje mnie, napełnia moje ręce. Często ludzie myślą, że Boże miłosierdzie to jest taka kałuża, że jak raz wlezą i się pochlapią, to już nie ma więcej wody. Pan Bóg to jest nieskończony ocean miłosierdzia i mogę tam wchodzić milion razy i więcej, a nigdy tego miłosierdzia nie zabraknie, jeśli tylko będę żałował. Co więcej, to Bóg pełen miłosierdzia stoi u początków mego nawrócenia, On udziela łaski pokuty.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
„Trzeba doceniać to, co robią i dawać im narzędzia do dalszego dążenia naprzód” .
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).