Spowiedź, ser i cukierki

O. Jordan Śliwiński: Grzechy w kratkę

www.znak.com.pl/ |

publikacja 13.03.2013 09:30

Lubię sery szwajcarskie. W serze szwajcarskim są dziury, ale on się nie składa z samych dziur, bo wtedy sera by nie było. Fragment książki "Grzechy w kratkę" - o. Jordana Śliwińskiego.

Spowiedź, ser i cukierki Wydawnictwo ZNAK Grzechy w kratkę. O spowiedzi z Piotrem Jordanem Śliwińskim OFMCap rozmawiają Elżbieta Kot i Dominika Kozłowska

Czytałam kiedyś ankietę na temat przyczyn unikania spowiedzi. Wielu młodych ludzi poza tym, że powiedzieli, że spotkali złego spowiednika, który nakrzyczał, zlekceważył, obraził, nie szanował, brakowało mu kultury osobistej (niestety, długa była to lista), mówiło, że unikają spowiedzi, bo mają poczucie, że nie przynosi ona efektów – po spowiedzi nie było cukierków.

Na głębszym poziomie jest to problem relacji do Boga. Kim jest ten Bóg? Czy to jest taki superbankier, który mi udzielił kredytu, i gdy nie spłacam odsetek, to mi zaraz wyśle komornika? Muszę się z Nim liczyć na zasadzie: winien – ma i spowiedź jest wtedy praktycznie wypełnianiem „duchowo-moralnego PIT-u”, w którym rachunkowa precyzja jest najważniejsza. Czy też On jest rzeczywiście kimś, do kogo mogę przyjść z pustymi rękami i powiedzieć: Panie, znowu są puste.

Do sakramentu pojednania człowiek zawsze przychodzi jako żebrak. To nie jest przyjemne.

Oczywiście, że penitent ma wyznać grzechy. Natomiast warto w trakcie rachunku sumienia nie zatrzymywać się tylko na nich. Jest to ważne zwłaszcza dla osób, które regularnie się spowiadają. Lubię sery szwajcarskie. W serze szwajcarskim są dziury, ale on się nie składa z samych dziur, bo wtedy sera by nie było. I podobnie w trakcie rachunku sumienia trzeba rozpoznać te duchowe dziury – grzechy – żałować za nie, jednak one nie są treścią całego życia. Dla pełni obrazu trzeba przyjrzeć się i temu, co dobre. Gdy ktoś jest nastawiony wyłącznie na poszukiwanie zła w sobie i robi z sakramentu pokuty czy rachunku sumienia rodzaj duchowego sanepidu: tylko pobiera wymazy i poszukuje bakterii grzechu, to nieraz trzeba zachęcić także do dziękczynienia Bogu za dobro, które też jest w jego życiu. Wtedy rachunek sumienia rzeczywiście daje możliwość znalezienia światła potrzebnego do tego, co będzie w przyszłości. Człowiek dziękuje za to, co było dobre, i przeprasza za to, co było złe, dostrzega też swój rozwój. Uznaje, że jego życie nie jest tylko pasmem zła, a Kościół i religia nie kojarzą mu się tylko z tym, że jest kiepski. Widzi, że Pan Bóg w jego życiu działa, że to są konkretne, dobre rzeczy.

We wspomnianej ankiecie pojawiały się odpowiedzi pokazujące, że bardzo wielu ludzi ma obraz Boga, który za dobre wynagradza, a za złe karze, i gdy tylko się zgrzeszy, to trzeba od razu iść do spowiedzi, bo w przeciwnym razie Bóg mnie ukarze. Takie przekonanie wynoszą najczęściej z lekcji religii i niedzielnych kazań.

Jeśli ten obraz jest zaburzony, jest to jakiś Bóg-straszydło, Bóg karzący, a spowiedź wygląda tak, że przychodzi chłop wielki jak dąb i drży jak osika, bo wie, że ma się bać. Wiadomo, że w sakramencie pokuty będzie pojawiał się wstyd – staję przecież wobec tego, co jest trudne w moim życiu, często bardzo trudne, bardzo grzeszne, o czym często nie chcę gadać nawet do lustra, ale to nie wstyd jest najważniejszy. Często boimy się, że przychodzimy do Pana Boga z niczym, bez żadnych zasług, jedynie z grzechami. Istotne jest odkrycie, że to mnie nie przekreśla. Pan Bóg mnie nie odstawi do kąta, tylko przyjmuje mój żal, przyjmuje mnie, napełnia moje ręce. Często ludzie myślą, że Boże miłosierdzie to jest taka kałuża, że jak raz wlezą i się pochlapią, to już nie ma więcej wody. Pan Bóg to jest nieskończony ocean miłosierdzia i mogę tam wchodzić milion razy i więcej, a nigdy tego miłosierdzia nie zabraknie, jeśli tylko będę żałował. Co więcej, to Bóg pełen miłosierdzia stoi u początków mego nawrócenia, On udziela łaski pokuty.

Często ludzie myślą, że Boże miłosierdzie to jest taka kałuża, że jak raz wlezą i się pochlapią, to już nie ma więcej wody.

Złe doświadczenia, na przykład z księżmi, o których Ojciec wcześniej wspomniał, mogą zrazić kogoś do Boga na całe życie. Choć, z drugiej strony, człowiek lubi się usprawiedliwiać. W dobie kultury masowej łatwo się usprawiedliwiać ze swoich grzechów, bo ciągle słyszymy plotki o prawdziwych lub rzekomych grzechach sławnych ludzi. Skoro tamci wielcy robią takie rzeczy, to ja, szaraczek, który robi jedną dziesięciotysięczną z tego, nie mam się co przejmować. Popularne jest też mówienie o grzechach kapłanów – ksiądz robił to i to, ksiądz donosił, to cóż ja?

Spora część osób unika spowiedzi, bo ma poczucie, że spowiedź jest dla nich czymś trudnym, wręcz upokarzającym. Często są to ludzie wcześniej w konfesjonale skrzywdzeni, źle potraktowaniu

Dla mnie spowiedź to jest taka soczewka skupiająca wszystkie problemy Kościoła: i formację kleru, i braki w duszpasterstwie i katechezie; to wszystko w sakramencie pokuty się objawia. Kiedyś głosiłem rekolekcje i w ich trakcie, po nauce, zacząłem spowiadać. I okazało się, że jeden penitent ma problemy z rachunkiem sumienia, drugi z żalem za grzechy – nikt ich tego nie uczył.

Przygotowuje się dzieci do spowiedzi przed Pierwszą Komunią Świętą i potem jest jeszcze może jakaś formacja przed bierzmowaniem, ale później to już rzadkość.

Ale czy w naszym przepowiadaniu to się pojawia? Pytam innego księdza: „Kiedy mówiłeś ostatnio kazanie o rachunku sumienia? Ile lat temu? Gadałeś o tym w ogóle?”. I okazuje się, że pewne rzeczy nam uciekły. A skąd ci ludzie mają to wiedzieć? W Plebanii nie opowiadają, jak zrobić rachunek sumienia. Z tym łączy się też brak świadomości bycia Kościołem. Wiele osób traktuje kapłana jak funkcjonariusza instytucji, jak sędziego albo policjanta. Inna sprawa, czy czasami zachowanie kapłanów nie zachęca do takiego rozumienia Kościoła. I jak czasami podpisuję ten papier o odbyciu spowiedzi, to się czuję, jakbym wypisywał mandat.

Zwłaszcza w okresie chrztów i ślubów widać te osoby z karteczkami.

Wtedy mówię: jak jest papier, proszę mi dać od razu do podpisu. Z jednej strony rozumiem duszpasterzy, którzy pragną, żeby ważne momenty w życiu czy sakramenty były przeżywane w sposób rzeczywiście chrześcijański, żeby ktoś na przykład do ślubu nie poszedł świętokradzko. To staranie jest dobre. Natomiast gdy widzę kogoś z takim papierem, to zawsze się obawiam, czy on rzeczywiście będzie wyznawał grzechy, czy nie będzie się bał, że mu nie podpiszę, jak coś powie. Dlatego od razu podpisuję, że ktoś był, jeszcze przed rozpoczęciem celebracji sakramentu.

Problem mógłby pojawić się wtedy, gdyby Ojciec nie mógł go rozgrzeszyć.

Nie podpisuję, że rozgrzeszyłem, podpisuję, że ktoś był u spowiedzi. W innym wypadku pojawiłaby się groźba pośredniej zdrady tajemnicy spowiedzi.

Teoretycznie ktoś mógłby uzyskać te zaświadczenia i pójść do ślubu w stanie grzechu ciężkiego.

To sprawa jego sumienia.

A co Ojciec robi, gdy Ojciec widzi, że ktoś przyszedł tylko dlatego, że jest chrzestnym albo mamusia go prosiła, i prawdopodobnie przez następnych parę lat nie wróci?

Myślę, że zawsze jest szansa. W sakramencie działa Bóg i mocno w Jego działanie wierzę, a więc zawsze trzeba siać. Jak każdy spowiednik modlę się za penitentów i wierzę, że Pan Bóg wysłuchuje moich próśb. Ważne wydarzenia rodzinne nieraz prowadzą do niesamowitych nawróceń. Pierwsza Komunia dziecka i ono prosi, żeby tata poszedł z nim do spowiedzi. I tata idzie.

Niekiedy ktoś zraża się do spowiedzi, bo nie dostał rozgrzeszenia. Czy zdarza się Ojcu, że odmawia rozgrzeszenia?

Tak. To jednak nie znaczy, że w takim razie ten ktoś ma sobie iść, że trzeba go wyrzucić. Wręcz przeciwnie, właśnie wtedy trzeba rozmawiać o sensie życia, o decyzjach, które chciałby podjąć. Nie zawsze ze strony penitenta jest wola takiej rozmowy czy wspólnej modlitwy, zawsze jednak można zaprosić: „Przyjdź jeszcze raz, jak zmienisz zdanie i jak go nie zmienisz. Chrystus na ciebie czeka”.

Kiedy kapłan może nie udzielić rozgrzeszenia?

Jeżeli są spełnione akty penitenta i nie ma nałożonej jakiejś kary kościelnej zastrzeżonej dla określonej władzy kościelnej, na przykład biskupa czy Stolicy Apostolskiej, to kapłan powinien udzielić rozgrzeszenia. Takie kary należą jednak do rzadkości. Najczęściej brak rozgrzeszenia ma przyczynę w aktach penitenta.

Na przykład braku żalu za grzechy?

Żalu czy postanowienia poprawy. Na przykład jeżeli kobieta stosuje środki wczesnoporonne typu spirala, to musi się liczyć z tym, że kapłan zapyta ją, czy jest zdecydowana usunąć tę spiralę. W tej sytuacji jest to warunek woli zerwania ze złem. Rozgrzeszenie możliwe jest, jeżeli dana osoba przejawia chęć zerwania ze złem.

Wyobraźmy sobie, że ta kobieta w konfesjonale szczerze wyznaje pragnienie poprawy, po czym wraca do domu i nachodzą ją wątpliwości, które dodatkowo podsyca jej mąż, tak że ostatecznie decyduje się nie usuwać tej spirali.

Zgoda, ale to jest jej życie. Ja nie jestem prokuratorem, nie założę jej obrączki elektronicznej, by śledzić jej kolejne decyzje. Tu chodzi o akty dobrej woli. Sakrament jest autentycznie ważny, bo ta kobieta miała rzeczywiście dobrą wolę w momencie wyznania grzechów. Oczywiście, jeżeli podczas następnej spowiedzi powie, że już spowiadała się z tego grzechu, to kapłan będzie żądał bardziej radykalnych decyzji.

Czy mogę pójść do innego spowiednika, jeżeli od tego, u którego byłam, nie otrzymałam rozgrzeszenia?

Myślę, że tak, tylko trzeba być uczciwym. Idąc do innego spowiednika, trzeba przede wszystkim powiedzieć o tym, że się było u spowiedzi i nie otrzymało się rozgrzeszenia, wytłumaczyć dlaczego, opowiedzieć o swoich racjach. Trzeba pamiętać, że z drugiej strony siedzi kapłan, który może coś źle usłyszeć, źle zrozumieć. Dlatego nieraz może się tak zdarzyć, że zgodnie z moim przekonaniem powinienem otrzymać rozgrzeszenie, a tymczasem kapłan mi tego rozgrzeszenia nie daje.

Jakie zdaniem ojca są inne przyczyny strachu przed spowiedzią?

Jeżeli uświadomimy sobie, że sakrament pokuty to nie jest kara, lecz prezent, wówczas zupełnie inaczej go traktujemy.

Strach przed spowiedzią jest podobny do strachu przed szkołą. W szkole zupełnie inaczej podchodzimy do przedmiotu, który lubimy, inaczej zaś do przedmiotu, z którego jesteśmy dobrzy, ale się go boimy, bo profesor jest groźny lub nudny.

Zasadniczym problemem jest to, że współczesny człowiek nie bardzo potrafi stanąć przed prawdą o sobie samym, a może nawet nie wie, jak do niej dotrzeć. Szuka takiego cudownego lusterka jak to z bajki o Królewnie Śnieżce: „Lustereczko, powiedz przecie, kto jest najpiękniejszy w świecie”. Dzisiaj można by zapytać: „Lustereczko, powiedz przecie, kim ja jestem”. Wielu ludzi myśli, że takim lustrem, które może im powiedzieć, kim są i jacy być powinni, są produkty popkultury. Owszem, kultura popularna w jakimś stopniu odzwierciedla radości, sukcesy, lęki i porażki dzisiejszego człowieka. Jednak większość ludzi jest pozbawiona umiejętności odczytywania tych treści, ich krytycznego odbioru. Poza tym lusterko popkulturowe nie jest lusterkiem religijnym, a tym bardziej chrześcijańskim. Stawia wymagania dotyczące piękna ciała, zachowania zdrowia, wskazując jako wzór tych najpiękniejszych, najbogatszych, najzdrowszych, podkreśla pewne ważne wartości moralne, jak choćby wierność wobec przyjaciół czy odrzucanie dyskryminacji, ale równocześnie w innych sferach życia nie stawia żadnych wymagań. Rzadko też pokazuje, że w rozwiązaniu ludzkich dylematów, na przykład moralnych, pomaga doświadczenie bliskości Boga, pomocy ofiarowanej przez wspólnotę wierzących. Zdarza się, że człowiek stający wobec skutków własnych czynów odkrywa, kim tak naprawdę jest, i często ta prawda jest dla niego przerażająca. Nagle okazuje się, że nie jest tak piękny, jak mu się wydawało, ani tak duchowo uporządkowany.

Sakrament pokuty jest takim lustrem, przed którym człowiek staje i widzi to wszystko, o czym trudno mu powiedzieć komukolwiek innemu: „Taki jestem”, „Rzeczywiście to zrobiłem”.

Można wyobrazić sobie ludzkie wnętrze jako dom, w którym jest mnóstwo skrytek. Człowiek chowa do nich wszystko to, z czym nie wie, co zrobić. Szkoda to wyrzucić, więc upycha do skrytki. Czasami, nieraz po długim czasie, wraca do tego. Myślę, że w życiu każdego z nas są takie ciemne elementy – skrytki, do których niechętnie zaglądamy, od których wolimy uciekać. Można uciekać, ale one zawsze będą nas doganiać, dawać o sobie znać, powracać. Dzieje się tak zwłaszcza wtedy, gdy pamięci o naszych czynach towarzyszy świadomość ich trwałych skutków, na przykład krzywdy drugiego człowieka.

Inną ważną przyczyną unikania sakramentu pokuty jest zanik poczucia grzechu. Wskazywał na to już Pius XII. Osłabienie moralnej wrażliwości w różnych sferach życia jest przejmujące.

Budzące w nas strach bóstwa oraz fałszywe wyobrażenia Boga mogą powstać wówczas, gdy Jego wizerunek zostanie pojęty jednostronnie, kiedy jeden z jego aspektów podniesiony zostanie do rangi absolutu, lub wtedy, gdy jedna lub więcej części mozaikowego obrazu Boga traktowana będzie jako całość. (...) Z punktu widzenia teologii i psychologii należy stwierdzić: wizerunek Boga w swej pełni oraz jako całość pozostanie dla człowieka niepojęty i nieuchwytny. Pojedyncze aspekty i części mozaiki można zarówno rozpoznać, jak i pojąć, jednak całość jest i pozostanie uzależniona od ludzkich projekcji, obaw przed złem i marzeń o zbawieniu przez wizerunek Boga. W Starym i Nowym Testamencie objawia się On nam w wieloraki sposób jako Stwórca, Zbawiciel i Wyzwoliciel człowieka i świata. A w Jezusie Chrystusie przybiera On sam naturę człowieka, aby objawić nam swą boskość w każdej ludzkiej sytuacji. (K. Frielingsdorf, Demoniczne obrazy Boga, tłum. K. Zimmerer, Kraków 1997, s. 23n.)