Droga… Ona zmienia – i duchowo, i fizycznie. A co najważniejsze, pozwala zmierzyć się ze swoimi słabościami.
Jeszcze w Polsce, gdy znajomi dowiedzieli się, że idą do Santiago de Compostela, prosili je o modlitwę. – Te intencje w jakimś sensie czuje się na plecach, bo je się ze sobą niesie. Osoby, które niekoniecznie dobrze znałyśmy, nagle się otwierają i mówią np.: „Moja mama miała operację, pomódl się za nią”. To jest takie bardzo intymne i to się niesie do samego Santiago. Modliłyśmy się w czasie drogi i w samej katedrze – mówi pani Małgorzata. Zresztą każdy na camino wyrusza w jakiejś intencji, często jest nią prośba o uzdrowienie. Na szlaku spotkały dziewczynę, która ledwo szła, jakby z porażeniem. Koleżanka za nią niosła plecak. Spotkały mężczyznę podpierającego się kulami. – Jest taki zwyczaj na camino, że wchodzi się na tzw. górę przebaczenia – przełęcz Cruz de Ferro. Tu zostawia się kamyk z intencją czy kłopotem, jaki się miało – mówią kobiety. – Pod krzyżem znajdującym się na szczycie przełęczy jest wielki stos kamieni i kamyczków. Sterta wszelkiego zła, grzechów, smutków, ale także dobra, ofiarności i poświęcenia, które przyniesiono z domu.
Zniknął lęk
Pielgrzymowanie dostarczyło Wandzie i Małgorzacie wielu przeżyć. Wspominają pakowanie plecaków w kompletnej ciemności. W schroniskach, gdzie spały, światło gasi się już o 22.00, a czasem o 20.00, a zapala dopiero o 7.00. Chwalą hiszpańską kuchnię i niezwykle aromatyczną kawę. Z nostalgią wspominają, jak zerwały kiść winogron w winnicy, przez którą szły. Potem gonił je starszy pan i krzyczał za nimi coś niezrozumiałego. Zastanawiały się, czego chce. A chodziło mu tylko o to, by przed zjedzeniem umyły winogrona. Za jakieś pół kilometra natknęły się na przepiękną starą pustelnię. Obok była pompa z wodą. Kamienny stół, kamienna ławka. Upał. Wcześniej kupiły bagietkę i serek brie. – Te przepyszne winogrona, powietrze i widoki. Takich klimatów się nie zapomina – mówią. – Żadna, nawet najdroższa restauracja tego nie oferuje.
Ostatniego dnia pielgrzymki wstały bardzo wcześnie, by na południe zdążyć na Mszę św. w katedrze św. Jakuba. Gdy dotarły do Santiago de Compostela, w biurze pielgrzymkowym dostały tzw. compostelkę, czyli po łacinie napisane świadectwo, że przeszły szlak pielgrzymkowy. Podczas Eucharystii w katedrze rozpoznały wszystkich znajomych z camino. Czuły wielką dumę, gdy wyczytano, że dwie Polki przeszły szlak z Pampeluny do Santiago. W czasie Mszy św. mogły też podziwiać niezwykły widok – wielką, jak mówią, hulającą nad ich głowami kadzielnicę.
Czy camino zmienia? – Na pewno – twierdzą. – Buduje pewność siebie. Kiedyś bałyśmy się iść przez Pireneje. Dziś bez obaw pokonałybyśmy je. Często ludzie nas pytają, czy nie miałyśmy załamania. My nie, ale na camino ludzie się kłócą, rozstają. W czasie drogi wyjdą wszystkie słabe punkty, bo to jest ogromny wysiłek fizyczny – mówią. – Tam nie ma co się oszukiwać. Stres fizyczny doprowadza do tego, że prowadzi się ze sobą rozmowę bez oszustw, bo jest się tak zmęczonym, że nie ma szans na pozory, tu wychodzi prawda. W normalnych warunkach jak ludzie prowadzą ze sobą wewnętrzny dialog, to mogą się łudzić. Tu nie ma to miejsca.
Pani Wanda przed wyjazdem była u lekarza. Leczy się kardiologicznie. Ma sztuczną zastawkę. Lekarz powiedział, że może iść na pielgrzymkę, ale musi być rozsądna. – Gdy po powrocie zrobiłyśmy badania, razem Małgosią miałyśmy rewelacyjne wyniki – mówi. Obydwie panie już we wrześniu chcą znów pielgrzymować. Jeszcze nie zdecydowały, czy wrócą na camino, czy wybiorą trasę we Włoszech, z Piazenzy do Rzymu. Tam do przejścia mają 600 km. Pielgrzymowanie wzywa…
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.