Ale jak to? Przecież wakacje dopiero się zaczynały.
Za późno. Liście z drzew lecą już na łeb, na szyję. Niby jeszcze podlewamy nasze niewydarzone, zdewitalizowane zieleńco-betońce przed kamienicą, ale wiadomo, że to już ostatnie podrygi i że zaraz polary pójdą w ruch. A było tak pięknie…
Najpiękniej w tym roku chyba w Tarnowskich Górach. Kiedy inni przysyłają nam pocztówki z Italii, Chorwacji, czy Estonii, my rewanżujemy się kartkami z TG. Albo ze skansenu w Chorzowie. Albo z Piekar. Gdzie tam człowieka na rezonans, czy inną tomografiję NFZ rzuci.
Niby kicha, ale z drugiej strony: - Ole ole, nie damy się! Może i słabiej, może i sił mniej, ale skoro jeszcze jakieś są, a lekarze zalecają ruch, to czemu przy okazji trochę nie połazić i nie pozwiedzać okolicznych „wsi i miasteczek”?
A takie Tarnowskie Góry jak malowane. Choć wspomnienie sprzed kilku lat zupełnie inne. No coś tam na tym rynku było. Jakiś zabytkowy, efektowny budynek w rogu, ale poza tym?
Tymczasem teraz rynek okazał się 5-6 razy większy niż ten ze wspomnienia (jakże ta pamięć potrafi być zawodna; jakie figle płatać!). Okoliczne uliczki też wiją się, może nie jak te praskie, ale jak pszczyńskie? Opawskie? Jak najbardziej! Moje klimaty.
Muzeum miejskie też świetne. Niby niewielkie, ale niczego tam nie brakuje. Ta sala renesansowa z malarstwem włoskim, holenderskim, flamandzkim… Co obraz, to materiał dla Leszka Śliwy, żeby go w „Gościu Niedzielnym” zaprezentować. Naprawdę. Odsyłam Państwa na stronę muzeum, gdzie można poczytać sobie więcej, a my z Żoną idziemy dalej.
Niby na chwila, na kawa do kuzynki, ale że mieszka w pobliżu kościoła św. Piotra i Pawła, to najpierw wchodzimy do tej świątyni. Zwłaszcza, że na jednym z okazałych, rosnących tuż przy niej drzew, dostrzegamy wymalowaną muszlę św. Jakuba. Ha! Że i tu zahaczymy o Camino, tegośmy się nie spodziewali. Jak tak dalej pójdzie, kiedyś w końcu wyjdziemy w tym Santiago. Wejdziemy do parku Fazaniec na Szombierkach – wyjdziemy w Composteli? No co, nie można tego wykluczyć. Cuda się zdarzają. „Nie do wyśledzenia Jego drogi”!
W kościele oczopląs sakralno-artystyczny. W pozytywnym tego „dwusłowa” znaczeniu. Bo nie wiesz, co bardziej. Czy te kasetony na suficie, czy rzeźby, czy malarstwo… A jednak najbardziej zapadły mi w pamięć trzy starsze kobiety, modlące się w skupieniu przed Najświętszym Sakramentem.
Dziś, gdy Kościół coraz częściej staje się jakimś rozpolitykowanym „organem sprzeciwu” (protesty, petycje, pikiety, marsze, bojkoty), taki widok naprawdę przywraca wiarę w wiarę. W chrześcijaństwo, katolicyzm. W to, że człowiek wierzący raczej w ciszy i na modlitwie powinien budować więź z Bogiem. Tak szukać Jego obecności i swojego zbawienia.
Tak bym sobie, prywatnie i duchowo, podsumował tegoroczne wakacje.
Bo w różańce-wydzierańce made in USA, pod aresztami i klinikami aborcyjnymi, po prostu nie wierzę.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Historyk prof. Jan Żaryn zeznawał w tej sprawie w Sądzie Okręgowym w Warszawie.
W imieniu papieża uroczystości beatyfikacyjnej we Fryburgu będzie przewodniczyć kardynał Kurt Koch.
W 1966 roku biskupi Stanów Zjednoczonych ograniczyli ten obowiązek do okresu Wielkiego Postu.
Formuła podjęta przez pomysłodawców i realizatorów od początku znalazła odbiorców.