Po co są przepisy? Dla propagowania ideologii? Dla wpływów do budżetu? Dla tresury?
Przepisy, przepisy, przepisy... Chyba jednak zbyt głęboko ingerują w nasze prawa i wolności. Powoli już zaczynam mieć wrażenie, że nie jestem obywatelem, dla dobra którego tworzy się różne instytucje pomagające ludziom się zorganizować i regulujące zasady życia społecznego, a wrzodem na zdrowej tkance prawnoprzepisowych konstrukcji, przeszkadzającym swoją krnąbrnością w oddawaniu im boskiej czci. Przesadzam? Może, ale...
Ot, znajdujące się kilkaset metrów od mojego domu wielkie skrzyżowanie. W niedzielę, wczesnym przedpołudniem, ruch niewielki. Często, zwłaszcza w chłodniejszych porach roku, całkiem pusto. Ale światła są. Staję więc przed sygnalizatorem i... czekam. Nic nie jedzie – widzę przecież – ale wejść? Nie, nie można. Zwłaszcza jak się idzie do chorych z Panem Jezusem. Trzeba swoje odczekać. Jeśli trafię w nieodpowiedni moment i chwilę za późno wcisnę przycisk, nawet podwójną zmianę... Szanuję zasady. Ostatecznie jestem Ślązak (Polak oczywiście też) z krwi i kości: porządek musi być. Tyle że te zasady są po to, żeby regulować ruch. Kiedy ruchu nie ma... To urąga mojej rozumności. Stojąc tak niedzielnym rankiem na tych światłach widzę, że te przepisy nie są dla mnie, ale raczej ja dla przepisów; czuję się zerem, którego – być może nawet jedyną – racją istnienia jest przestrzeganie przepisów. Nie jest tak? Przecież jeśli przejdę, a zoczy mnie jakiś policjant, zostanę ukarany, prawda? Choć nie stworzę swoim zachowaniem najmniejszego niebezpieczeństwa, a jedynie złamię literę przepisu! Ot, tresura. Wszystko rzekomo dla mojego dobra oczywiście... Dla mojego dobra zaczęto też w sejmie dyskutować o zmianach w przepisach ruchu drogowego. Generalnie – obniżyć prędkość. Wpływy z mandatów, zwłaszcza zanim ludzie się przyzwyczają, wzrosną. A budżet swoje potrzeby ma...
Zmiany w przepisach uderzą niebawem w nasz portal. Przyjdzie nam zamknąć nasze forum, bo – jak sugerują prawnicy – nie będziemy w stanie spełnić wymagań, jakie stawiają przed nami nowe przepisy dotyczące udostępniania internautom możliwości wyrażania własnych opinii. Tak, można, ale... I tych różnych warunków tyle, że... Tu człowiek czegoś nie dopatrzy albo nie zauważy, tam o czymś zapomni i problemy gotowe. Bo prawo czyni nas odpowiedzialnymi za to, co piszą inni. Pewnie, tak wygodniej. Po co szukać kogoś, kto na frontonie budynku wymalował farbą jakieś obraźliwe pod czyimś adresem hasło, skoro można ukarać właściciela budynku, że nie dość szybko usunął napis? I nie złożył na piśmie stosownych wyjaśnień? Tak to już z tymi różnymi przepisami jest. „Ilość kradzieży spadła” – można się chwalić, gdy drobnych złodziejaszków nikt nie szuka, więc nie ma sensu takich zdarzeń na policję zgłaszać...
No, co innego, gdy chodzi o „słuszne” postulaty. Przerabialiśmy to niedawno, gdy malowano po fasadach kościołów i obrażano katolików. Przerabiamy i dziś, gdy chodzi o terrorystyczne w gruncie rzeczy działania pseudoekologów. No, nie porywają i nie zabijają jak dawni protagoniści postępu spod znaku Frakcja Czerwonej Armii (zwanej też Grupą Baader-Meinhof). Przynajmniej na razie. Na razie u nas przyklejają się do drogi blokując ruch. Ale np. w takim w Wiedniu już przebijają opony w SUVach. Bo właściciele SUVów przyczyniają się do zmian klimatu... Drobiazg, prawda? Co to znaczy przebita opona? Jedna, druga, dziesiąta... Traktuje się to pewnie jak chuligański wybryk. A niesłusznie. Przecież to nie działanie pod wpływem nagłego napadu głupawki, ale przemyślane, celowe. Tak działają zorganizowane grupy przestępcze...
Fajnie by było, gdyby człowiek był jednak ważniejszy niż przepis. I by przepisy chroniły człowieka, nie ideologie. Ale w świecie, który odrzuca realistyczną chrześcijańską antropologię, a stawia na prymat niczym nieskrępowanego chciejstwa, takich paradoksów będzie coraz więcej. O ile społeczeństwa się nie obudzą i nie powiedzą „dosyć”. W Ameryce zdaje się już coś się ruszyło...
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).