Ks. Jacek zamieszkał w domu, który trzy lata temu rybacy wybudowali przy jednej z kaplic z nadzieją, że kiedyś przyjdzie tu kapłan i będzie posługiwał w ich wioskach.
Archiwum ks. Jacka Małeckiego/ GN Z wiernymi przed kaplicą. Od stycznia jest misjonarzem w Meksyku. Przez całe kapłańskie życie towarzyszy mu motto, które zamieścił na obrazku prymicyjnym: „Radością jest dla mnie pełnić Twoją wolę, mój Boże”. I zgodnie z tą wolą pełnił już posługę kapelana w radomskim więzieniu, a teraz pracuje w jednym z bardziej niebezpiecznych zakątków świata, gdzie przestępczość i korupcja są na porządku dziennym.
Tylko nie tam
Ks. Jacek Małecki studiował psychologię. Do pracy naukowej potrzebna mu była biegła znajomość języka angielskiego. Wyjechał na kurs do Irlandii. Tam poznał rodowitego Meksykanina. W kwietniu 2010 r. na jego zaproszenie pojechał na szesnaście dni do Meksyku. Zwiedzał kraj i przekonał się, że brakuje tam księży. Wtedy też po raz pierwszy został zaproszony jako gość do parafii, w której obecnie pracuje. 1 maja, w dzień beatyfikacji Jana Pawła II, odprawiał na ulicy w San Fernando Mszę św. – Zebrało się dużo ludzi. Było to szczególne przeżycie i dla mnie, i myślę, że dla nich. Modliłem się o pokój dla tego miasta i całego kraju przez wstawiennictwo bł. Jana Pawła II – wspomina ks. Jacek.
Gdy podjął decyzję o pracy misyjnej w Meksyku, szukał informacji o tym kraju i jego kulturze. Wtedy w Internecie przeczytał też, że w fosie blisko San Fernando znaleziono 132 ciała ludzkie, ofiary przemocy walki gangów narkotykowych. – Prosiłem wtedy: „Panie Boże, żeby tylko nie tam”. Z lękiem, ale też z zaufaniem. Okazuje się, że Pan Bóg jest takim humorystą i dzisiaj mogę powiedzieć: jestem wikariuszem w San Fernando, tam gdzie eskalacja tej przemocy jest przeogromna – mówi ks. Małecki. Wyjechał, nie znając języka hiszpańskiego. Ludzie przyjęli go jednak bardzo życzliwie. Dziś już swobodnie rozmawia po hiszpańsku, spowiada, udziela sakramentów, odprawia Msze św. Parafianie zapraszają go do swoich domów, dzielą się swoimi problemami. To znak, że jest już ich księdzem.
Archiwum ks. Jacka Małeckiego/ GN Parafianie ks. Jacka to w większości biedni rybacy. Sen nadziei
San Fernando leży przy granicy ze Stanami Zjednoczonymi w diecezji Matamoros. Na dwa i pół miliona mieszkańców pracuje tu zaledwie stu kapłanów. To przygraniczne położenie sprawia, że jest to teren przemytu narkotyków, dużej biedy, korupcji oraz problemów społeczno-ekonomicznych i politycznych. – Kiedy pytają mnie w innych miastach, gdzie pracuję, odpowiedź przyjmują z przerażeniem w oczach. „I jak?” – pytają. „Jak tam?” Mówię: „Na razie spokojnie”.
– San Fernando jest legendą Meksyku w sensie negatywnym – mówi misjonarz. Jest tam dużo zła i państwo sobie z nim nie radzi. W całym stanie Tamaulipas i samym mieście można spotkać wojskowe patrole. Kiedy zapada zmrok, ludzie boją się wychodzić na ulice. Bywa że dochodzi do porwań z domów. – Jako kapłana proszą mnie, żeby modlić się z nimi na różańcu, np. za piętnastolatka porwanego przed trzema miesiącami przez ludzi uzbrojonych w pistolety. To są dramaty tych ludzi i życie w ciągłym lęku – mówi ks. Jacek. Młodzi ludzie nie mogą tam swobodnie żyć, wyjść wieczorem na ulicę, urządzić sobie spotkania, dyskoteki. Święta patronalne też nie mogą być obchodzone, bo ludzie boją się, że mogą przyjechać bandyci i zacząć do nich strzelać.
Ks. Małecki również znalazł się w niebezpiecznej sytuacji. Jadąc z kościelnym do kaplicy, mijał stację benzynową. Był tam młody człowiek z dwoma pistoletami. Ks. Jacek zaczął mu się przyglądać. Obok przejeżdżał samochód, w którym siedzieli handlarze narkotyków w kominiarkach. Zaczęli wykrzykiwać przekleństwa pod adresem misjonarza, nie chcieli, żeby patrzył w ich stronę. – Szybko odjechaliśmy. Na szczęście tak to się skończyło, bo potrafi ą wysadzić z samochodu i na miejscu zastrzelić. Bardzo mnie ta sytuacja zdenerwowała. Po dwóch tygodniach miałem sen, w którym rozmawiałem z Janem Pawłem II. Tak zwyczajnie, jak my teraz rozmawiamy. W tym śnie on powiedział do mnie: „Nie martw się, Pan Bóg swoją mocą to zmieni”. To było dla mnie prawdziwe światło nadziei, które zapalił dla mnie papież w tym śnie – wyjaśnia.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).