„Przeto przypatrzcie się, bracia, powołaniu waszemu!” (1Kor 1,26-31) Przypatrywać się sobie... Przenikać tę rzeczywistość, która jest nam zadana dla naszego dobra. Chcieć budować z sensem świat swój w skali mikro, a co za tym idzie nadawać sens światu w wymiarach makro...
Jakże to dziś wydaje się nieosiągalne, niemodne, wręcz nawet niemożliwe. Zadziwiające jest jak bardzo człowiek dziś ucieka od refleksji. Jak ucieka na przykład od ciszy, która mogłaby spowodować konieczność refleksyjnego przyjrzenia się sobie, swoim dokonaniom i zapytania o sens tego wszystkiego czym się tak skwapliwie napełniamy. Bo czasy takie, bo trzeba jakoś żyć... Ano właśnie! Jeśli trzeba żyć, to nie jakimiś namiastkami, ale w pełni. By nie sprowadzić swego istnienia do wegetacji, ale żyć jak człowiek. Człowiek, którego istnienie odnajduje się w Bogu i w relacji stworzenia do Stwórcy, syna – dziecka do Ojca. Przypatrując się zaś naszemu wezwaniu, dostrzegajmy go w całym bogactwie treści. Nie zatrzymujmy się nad jednym, wybranym sobie dowolnie i nawet zachwycającym aspektem swojego miejsca w życiu, a właściwie należałoby napisać: w Życiu. Dość łatwo jest bowiem zafałszować sobie obraz Boga i siebie samego wobec Niego. Kiedy zaś ulegnie się tej pokusie ułatwienia sobie życia by było miło, łatwo i przyjemnie, można nie poradzić sobie w zderzeniu własnego ideału z brutalną rzeczywistością ludzkiego świata.
Bóg dał nam siebie. Objawił się przecież na tyle, ile nam potrzeba do wypełnienia swego życia treściami prowadzącymi nas do pełni. Jeśli zatem chcemy podążać ku tej pełni naszego człowieczeństwa w Bogu, trzeba nam pójść nieco dalej niż tylko do okresu dziecięctwa i burzliwej młodości. Trzeba wejść w świat dojrzałości. Można by powiedzieć: dorosłości wierzenia. Ten sam Apostoł zwraca nam uwagę: „Bracia, nie bądźcie dziećmi w swoim myśleniu, lecz bądźcie jak niemowlęta, gdy chodzi o rzeczy złe. W myślach waszych bądźcie dojrzali!” (1Kor 14,20). A zatem dojrzałymi mamy się nie tylko stawać. Mamy takimi być.
I tu znów rodzić się może pozorna sprzeczność. Jak z okresem dziecięctwa i czasem burzliwej młodości wiary, wejść w dorosłość? Bo od razu powiedzieć trzeba, że ukształtowane w nas dziecko powinno być wciąż żywe. Że i okres trudnego dojrzewania nigdy się tak na prawdę nie kończy. Znów i tym razem podstawą pozostaje dziecięce zaufanie wobec Ojca i powierzanie Mu siebie, zachwyt Jego byciem z nami i świadomość możliwości ciągłego odwoływania się do pomocy Kogoś Wielkiego i Mądrego i wciąż gotowego wspierać swoją mocą nieporadność dziecka. Poszukiwania zaś zawsze rodzić będą kolejne pytania i wątpliwości. Wciąż naszym doświadczeniem będą chwile, gdy postawimy jasno kwestie wątpliwości i będziemy wyczekiwać na dosłyszenie odpowiedzi na natarczywe pytanie „dlaczego?”. Święty Paweł rozjaśnia nam sprzeczność. W złym człowiek ma być absolutnym oseskiem, takim co to w niebezpieczeństwie nie zgrywa ważniaka, lecz nie radząc sobie samemu ze sobą powierza się Rękom zdolnym osłonić i wyciągnąć z każdego zagmatwania. W myśleniu zaś, czyli w postrzeganiu rzeczywistości i wyciąganiu z niej wniosków dla własnego dobra, mamy wykazywać się powagą dojrzałego wieku, czyli licząc się z Autorytetem wykorzystywać pojawiające się wątpienia i trudności jako inspirację do rozwoju i nie ustawania w poszukiwaniu.
Pewnie lepiej, bo wygodniej byłoby pozostać nieświadomym dzieckiem. Wygodna beztroska w prawdziwym życiu jednak nie pomaga, a nawet staje się przyczyną przeciętniactwa i niedojrzałości. Trzeba zatem podjąć trud dorosłości wiary z całym balastem, ale i radosnymi doświadczeniami tego okresu.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Archidiecezja katowicka rozpoczyna obchody 100 lat istnienia.
Po pierwsze: dla chrześcijan drogą do uzdrowienia z przemocy jest oddanie steru Jezusowi. Ale...
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.