Bartłomiej I, patriarcha Konstantynopola, w orędziu wielkanocnym.
Tak wielu się dzisiaj pobiera, nie wiedząc, jaką rolę odgrywa wiara w ich życiu małżeńskim.
Papież zachęca proboszczów do wniesienia wkładu w prace Synodu.
Postulator procesu kanonizacyjnego Papieża - Polaka o jego dziedzictwie.
Mogę iść do kościoła, zapytać proboszcza - ale przecież to mnie nie zwalnia od grzechu, nawet jeśli on się pomyli czy wręcz mnie okłamie... Dostałem rozum, wolną wolę - więc odpowiadam za siebie. Z drugiej strony posłuszeństwo, pokora, to ważne cnoty. A przecież przeciętny człowiek ma rodzinę na utrzymaniu, mieszkanie do odmalowania, skarpety do zacerowania - jak on ma zadecydować, kto ma rację? Owoce często widać dopiero na starość, może być za późno, żeby po tym poznać, przy kim jest Prawda.
A mnie dziwi skąd w środowiskach kościelnych (pewnie naukowych), taka wiedza, że ludzie współżyjąc przed ślubem traktują się przedmiotowo? A co jeśli tam już pojawiło się szczere uczucie miłości?
No bo mnie się wydaje, że owszem, można mówić, że coś jest niegodziwe, zabronione w KKK, jest grzechem, czego katolik powinien unikać. Jasne, ale uzasadniać tak "grubo" uprzedmiotawianiem jest wrzucaniem do jednego worka i prostytucji i romantycznych początków pierwszej miłości.
Myślę że już samo traktowanie miłości tak jak piszesz jest urzeczowieniem osoby. Bo jeśli miłość jest tylko tym uczuciem, co przychodzi i odchodzi, to człowiek tu się nie liczy. Liczy się uczucie, moje uczucie. Jeśli przestaję odczuwać zakochanie - odchodzę. To właśnie świadczy najlepiej o urzeczowieniu w takiej miłości człowieka. O się nie liczy. Jest tylko obiektem, dzięki któremu odczuwam zakochanie.
Miłość to nie kwestia rozumu ani woli. Gdyby ak było to można by sobie zaplanować, że np. w tym tygodniu się zakocham i w kalendarzu zapiszę sobie, do kiedy mam wykonać swój zamiar. Ja czekałem wiele lat i nie wiedziałem, że czekam. Przyszło nagle i od razu to zaakceptowałem. Każdy potrafi kochać i nie jest mu do tego potrzebna żadna wiara czy ideologia.
Piszesz o miłości jako uczuciu negatywnie, jako o czymś co prowadzi do uprzedmiotowienia i w konsekwencji do porażki. Myślę jednak, że to właśnie to irracjonalne uczucie może stać się podstawą trwałwgo związku. Przecież nie rozum, który oddala nas od innowierców. Gdyby tak nie było, to jak zakochaliby się w sobie ludzie religijnie przeciwstawni?
Masz rację pisząc, że w zakochaniu rozum i wola nie odgrywają większej roli. W zakochaniu. To jest impuls, który z czasem powinien zamienić się prawdziwią miłość. Ale w niej rozum i wola mają już do powiedzenia prawie wszystko. Bo to Twoja decyzja, czy jesteś dla ukochany dobry czy nie, czy wykorzystujesz ją czy nie, czy w końcy zostajesz czy odchodzisz.
Jeśli miłość nie z uczucia nie przpoczwarzy się w coś więcej - coś czym kierujemy rozumem i wolą - to kończy się jak dziś kończy wiele związków: trzasnieciem drzwiami. Bo uczucie zakochania wcześniej czy później mija....