Prof. Borecki: Czas by Kościoły powiedziały „non possumus”!

To nie wojna. T korzystanie z praw zagwarantowanych w konstytucji.

Reklama

Prezydent zawiódł?

– Zawiódł, pomimo że katecheci świeccy zwrócili się do niego z petycją o podjęcie działań w ich obronie. Nie podjął żadnych działań. Z kolei Rzecznik Praw Obywatelskich, tak jak nieoficjalnie mi mówił jeden z jego zastępców,  nie będzie zgłaszał wniosków do Trybunału, ponieważ nie uznaje Trybunału w obecnym składzie. Nie chce go legitymizować.

Oznacza to, że ochrona wolności i praw człowieka w Polsce ulega w praktyce istotnemu ograniczeniu. W związku z tym pozostaje iść drogą, którą już Kościoły przeszły i złożyć petycję do I Prezes Sądu Najwyższego.

A samodzielnie nie mogą wystąpić do TK?

– To byłoby trudne i bardziej złożone pod względem formalnym. Ja bym powtórzył – jeśli tak można powiedzieć – dotychczasowy sukces. Pierwsza Prezes Sądu Najwyższego nie jest organem o charakterze politycznym, jest organem sądowym. Dysponuje również wykwalifikowanym zapleczem prawniczym, który w sierpniu skutecznie przygotował wniosek do Trybunału Konstytucyjnego.

Co bym radził jeszcze Kościołom na dziś?  Trzeba coś zrobić wobec  braku publikacji wyroku TK z 27 listopada. Radziłbym, żeby Prezydium Episkopatu Polski jak i niezależnie Polska Rada Ekumeniczna, wystąpiły o udzielenie informacji publicznej na podstawie ustawy z 2003 roku, dlaczego wyrok nie jest publikowany. A nie publikowanie wyroku powoduje, że on formalnie nie może wejść w życie. Powoduje to zagrożenie czy wręcz naruszenie wolności  i praw rodziców do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami, jak i w ogóle wolności sumienia i wyznania zwłaszcza dzieci i młodzieży. Skutkuje również naruszeniem zasady legalizmu i naruszeniem praw pracowniczych nauczycieli religii.

W wywiadzie dla KAI z sierpnia br. mówił Pan Profesor o możliwości wystąpienia w takich sprawach do trybunałów zagranicznych, w szczególności do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka.

– Jeżeli w ciągu miesiąca nie będzie publikacji wyroku TK, ani żadnej odpowiedzi ze strony rządu, wówczas myślę, że Kościoły powinny realnie przygotować się do wstąpienia na płaszczyznę międzynarodową. Radziłbym aby Prezydium Konferencji Episkopatu Polski wystąpiło – w imieniu wiernych Kościoła Katolickiego –  ze skargą do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Natomiast Polska Rada Ekumeniczna mogłaby np. złożyć skargę do Komitetu Praw Człowieka ONZ.

Oczywiście na wyrok, jeśli skargi zostaną przyjęte, trzeba będzie poczekać  kilka lat. Ale sam fakt złożenia skargi przez Kościoły może być sygnałem dla całej warstwy politycznej, że Kościoły mają świadomość swoich praw konstytucyjnych i traktatowych oraz że będą ich bronić.

Tym bardziej, że już zaistniał taki casus ze strony jednego z Kościołów jakim jest Polski Autokefaliczny Kościół Prawosławny.

– Skarga Kościoła Prawosławnego została złożona w 2003 r. do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, a chodziło o własność cerkwi po unickich na Podkarpaciu. Skarga została przyjęta przez Trybunał do rozpatrzenia i zakomunikowana Rządowi RP. Sytuacja groziła międzynarodową kompromitacją Polski.  I ówczesny rząd Donalda Tuska – a ministrem spraw wewnętrznych był wtedy tak jak dziś Tomasz Siemoniak – musiał w latach 2008-2009 ten problem rozwiązać.

Jest jeszcze jedna instytucja zagraniczna, która może nam pomóc. Otóż w 1998 r. Kongres Stanów Zjednoczonych uchwalił ustawę o międzynarodowej wolności religijnej. Odtąd jednym z celów polityki zagranicznej Stanów Zjednoczonych jest ochrona wolności religijnej na świecie. W związku z tym, jeżeli nadal polski rząd nie będzie się liczył z legalnymi uprawnieniami Kościołów, tylko prowadził politykę faktów dokonanych, to myślę, że gdy przybędzie do Warszawy nowy ambasador Stanów Zjednoczonych, warto będzie go poinformować o stanie rzeczy. Można wysłać również petycję do odpowiedniej komisji Kongresu USA.

To są kroki całkowicie legalne. Nie można żądać od Kościołów, żeby zgodziły się – mówiąc obrazowo – na przyłożenie noża do gardła i czekały aż nastąpi cięcie. A chodzi tu o coś więcej niż tylko racje religijne, chodzi o model demokracji, który nosi nazwę „demokracja konsensualna”. Wynika to z filozofii, że jednostka nie jest samotną monadą, ale żyje w określonych społecznościach pośredniczących. Podstawową wspólnotą jest rodzina, ale także każdy z nas żyje we wspólnocie religijnej, wspólnocie zawodowej, pracowniczej i tak dalej. I państwo musi się z tym liczyć. Związki wyznaniowe są elementami społeczeństwa demokratycznego, wspólnotami o najdłuższych tradycjach w społeczeństwie polskim. Z tymi wspólnotami państwo powinno rozmawiać, powinno się dogadywać, uzgadniać, a nie dyktować im arbitralnie rozwiązania w sprawach dla nich żywotnych. Kościoły, występując do Trybunału Konstytucyjnego, wystąpiły tak naprawdę w interesie nie tylko własnym ale o wiele szerszym, mianowicie w interesie przestrzegania prawa w ogóle. Jeżeli odstępujemy od zasady legalizmu, jeżeli odstępujemy od zasady konstytucjonalizmu, to obieramy kurs na kulturę prawną Rosji bolszewickiej we wczesnym okresie kształtowania się tej formy państwowej.

Zgoda, ale czy w przypadku odwołania się do ETPC, stosowane w jego terminologii pojęcie: „Kościoły przeciwko Polsce”, nie byłoby zbyt bulwersujące, działające w odbiorze społecznym  na niekorzyść Kościołów?

– Ewentualne wystąpienie Kościołów do instytucji międzynarodowych będzie swego rodzaju „non possumus” –  na miarę obecnych czasów i okoliczności. Prymas Stefan Wyszyński odważył się  pisać stanowcze memoranda do rządu, ale zarazem był gotów do kompromisu. Kościoły dzisiaj mają inne możliwości. Nie chodzi tu o żadną wojnę z polskim rządem, tylko o przestrzeganie prawa. Byłby to również sygnał dla społeczeństwa, swego rodzaju „głos wołającego na puszczy”. Czytelny dla wszystkich sygnał, że źle się dzieje w Państwie Polskim.

A poza tym byłby to powrót do roli Kościoła, która w naszej historii została dobrze zapisana, czyli stróża uniwersalnych wartości, które powinny być respektowane zawsze, niezależnie od politycznego kontekstu.

– Byłby to sygnał dla wszystkich stron sceny politycznej, że Kościół nie da się zinstrumentalizować, nie da się zastraszyć, a w konsekwencji zwasalizować.

Podczas zebrania Komisji Wspólnej była też mowa o Funduszu Kościelnym i jego ewentualnej likwidacji oraz zastąpieniu innymi rozwiązaniami. Strona kościelna przypomniała przewidziany w Konkordacie tryb działania.

– Jest przewidziany tryb opisany w artykule 22 ustęp 2 Konkordatu, który stwierdza, że „Przyjmując za punkt wyjścia w sprawach finansowych instytucji i dóbr kościelnych oraz duchowieństwa obowiązujące ustawodawstwo polskie i przepisy kościelne Układające się Strony stworzą specjalną komisję, która zajmie się koniecznymi zmianami”. Strona kościelna przedstawiła swoich członków do tej komisji już w marcu. Czekamy na stronę rządową.

Zasadnicza reforma systemu finansowania  Kościołów ze strony państwa wymaga porozumienia z zainteresowanymi Kościołami. Chyba że chcemy tworzyć system, który za kilka lat, jak dojdzie do władzy inna koalicja, znów może być wywrócony do góry nogami. Natomiast jeżeli się zawiera umowę, czy umowy z zainteresowanymi Kościołami, gwarantuje to pewną stabilność przyjętych rozwiązań.

Rozmowy z rządem nt. likwidacji Funduszu Kościelnego i zastąpienia go dobrowolną asygnatą podatkową na rzez wybranego Kościoła  już miały miejsce w latach 2012 – 13, ale ostatecznie jej nie wprowadzono. Czy dziś jest na to szansa?

– Jeśli chcemy zreformować Fundusz Kościelny, powinna być to zmiana na lepsze. Tymczasem obecne warunki polityczne temu  nie sprzyjają. Po dojrzałym namyśle jestem obecnie zdania, że Fundusz Kościelny w obecnej sytuacji nie powinien być znoszony, natomiast należy wykonać  te akty normatywne, które choć uchwalone w 1950 roku oraz u progu III RP czyli w latach 1990-1991, to do dziś nie zostały w pełni urzeczywistnione. Chodzi mi zwłaszcza o  uchwałę nr 148 rządu Jana Krzysztofa Bieleckiego z 1991 r. dotyczącą organizacji Funduszu Kościelnego. Także nie została ona zrealizowana. Do dziś nie powołano postulowanej tam reprezentacji związków wyznaniowych przy Funduszu. Tak jak w PRL-u, o wydatkach z Funduszu Kościelnego – pomijając wydatki na dofinansowanie składek ubezpieczeniowych – decydują wciąż ad hoc organy polityczne, a ostatecznie minister spraw wewnętrznych i administracji. Dotacje są przyznawane w istocie „po uważaniu”.

A skoro nie ma warunków, aby Fundusz zlikwidować, to należy go zreformować i zracjonalizować. Po pierwsze zweryfikować, kto jest rzeczywiście uprawniony do tego, aby Fundusz wpłacał za niego składkę emerytalną do ZUS. Nikt tego nie sprawdza, tylko wystarczy aby sam zainteresowany wypełnił formularz zgłoszeniowy w ekspozyturze ZUS, podając, że jest osobą duchowną. Trzeba też pilnie zweryfikować, które związki wyznaniowe, wpisane do rejestru wyznań prowadzonego przez MSWiA, rzeczywiście istnieją. Jeśli chodzi o moją znajomość rzeczy, to istotna ich część są to „martwe dusze”, które nie przejawiają żadnej aktywności.

Jesteśmy świadkami również sporu wokół przedmiotu „Edukacja zdrowotna”.  Jak to Pan widzi?

– Rozumiem protesty wielu środowisk. Uważam, że przynajmniej do 15. roku życia decydujący głos w zakresie edukacji zdrowotnej – która obejmuje również informacje dotyczące płciowości –  powinni mieć rodzice. Oczywiście realia są różne i nie zawsze jest to możliwe, ale zwłaszcza do 15. roku życia trzeba być w tej sferze bardzo ostrożnym. Najlepiej byłoby, gdyby młodzi ludzie dowiadywali się tego od swoich rodziców: chłopcy od ojców, dziewczynki od matek. Rodzice powinni mieć w tej dziedzinie nie tylko pierwszeństwo, ale i głos decyzyjny, co zresztą gwarantuje im Konstytucja.  Stąd protesty środowisk rodziców, gdyż w ten sposób ich konstytucyjne uprawnienia są naruszane.

A w przypadku osób powyżej 15 roku życia, kiedy w świetle prawa młody człowiek może już legalnie podjąć współżycie płciowe, powinien być rzetelnie poinformowany o ryzyku zdrowotnym i życiowym z tym związanym. Ale równocześnie przedmiot ten powinien – zgodnie z preambułą prawa oświatowego – respektować chrześcijański system wartości. To znaczy, powinien promować wierność, lojalność czy wręcz miłość  swemu  towarzyszowi czy towarzyszce życia.

Winno się uczyć pojmowania życia seksualnego jako wyrazu sfery, która powinna być kierowana przez tzw. uczucia wyższe…

–  A nie poszukiwania tylko przyjemności i pobieżnej rozrywki. Mówię to moim studentom: Proszę państwa, ważna jest wierność, lojalność. Używam słowa lojalność, bo pojęcie wierności jest teraz niemodne, choć najlepiej służy zdrowiu psychicznemu i fizycznemu zainteresowanego. Chodzi też o to by nie traktować drugiego człowieka przedmiotowo. W każdym związku bierze się współodpowiedzialność za drugą osobę. Nie można traktować tej osoby tak jak parę kapci, które się wyrzuca po pewnym czasie.

 Dziękuję za rozmowę.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama