Dziecko – nie własność, a człowiek

Dziecko się nie należy. Raczej dziecku się należy.

Reklama

Z cyklu "Jak żyć, by podobać się Bogu" na kanwie KKK 2373-2379

Wszystko co człowiek ma, jest darem Boga (prócz grzechów oczywiście). To że istnieje, że jest człowiekiem, że jest określonej płci, że może kochać, że może przez przekazywania życia uczestniczyć w stwórczym dziele Boga... Wszystko. Życiowe powodzenie, a nawet majątek – też. Jak to pisał Jan Kochanowski? „Złota też, wiem, nie pragniesz, bo to wszytko Twoje, cokolwiek na tym świecie człowiek mieni swoje”. Gdy „moje” myślimy o odniesionych sukcesach dobrach materialnych, pół biedy. Nawet jeśli nie pamiętamy, że „dzięki Bogu moje”. Gdy jednak myślimy tak o dzieciach...

Nie no, wiadomo: powiedzieć „moje dzieci” to powiedzieć, że jestem ich ojcem czy matką. Dość często jednak ludzie dziś zapominają, że „dzięki Bogu moje”. Że owszem, Bóg pozwolił  mi uczestniczyć w ich stworzeniu, ale odkąd się poczęły nie są już tak naprawdę „moje”. Nie są moją własnością. Są tak samo jak ja ludźmi. Danymi mi jedynie na jakiś czas w opiekę. By wzrastając w cieniu mojego człowieczeństwa same stawały się dojrzałymi ludźmi.  

Wynikają z tego bardzo ważne konsekwencje moralne. Ale może po kolei. Kościół, podobnie jak Biblia, widzi w płodności znak Bożego błogosławieństwa (Katechizm Kościoła Katolickiego 2373). Im ich więcej, tym i tego błogosławieństwa więcej – upraszczając można by powiedzieć (upraszczając, bo nie chodzi o to, by kolejne częste porody wyniszczały potrzebą dzieciom matkę). Chwali też rodziców za ich wielkoduszność w przyjmowaniu nowych potomków. To przecież spory trud.  Z drugiej strony Kościół zdaje sobie też sprawę z faktu, że bezpłodność bywa bolesnym doświadczeniem (KKK 2373). I jednym i drugim (i rodzicom i bezdzietnym) każe jednak nie zapominać, że dziecko, dzieci, to nie coś, to nie własność czy dodatek do szczęśliwego życia. To osoba, człowiek. Tak to wyjaśniono w KKK 2378.

„Dziecko nie jest czymś należnym, ale jest darem. «Największym darem małżeństwa» jest osoba ludzka. Dziecko nie może być uważane za przedmiot własności, za coś, do czego prowadziłoby uznanie rzekomego «prawa do dziecka». W tej dziedzinie jedynie dziecko posiada prawdziwe prawa: prawo, by «być owocem właściwego aktu miłości małżeńskiej rodziców i jako osoba od chwili swego poczęcia mająca również prawo do szacunku»”.

Jak widać w treści tego punktu, a także z kontekstu, w którym został umieszczony, upomnienie to skierowane jest zwłaszcza do osób, które z racji niemożności poczęcia dziecka metodami naturalnymi chcieliby sięgnąć po sztuczne zapłodnienie. Trudno nie widzieć w tym jednak także przypomnienia wszystkim rodzicom: dziecko to nie moja własność. Nie są jak pies, kot, samochód, laptop albo i wczasy w jakimś egzotycznym zakątku świata. Są osobami. I zawsze trzeba o tym pamiętać.

„Pamiętamy pamiętamy” krzyknie pewnie spora część rodziców, a inna wzruszy ramionami, że to oczywiste. A jednak... To w zasadzie zakres czwartego przykazania, ale... Przecież nie tak rzadko rodzice nie zauważają, że ich dzieci dorastają. Często mają tendencję do lekceważenia ich, niesłuchania i protekcjonalnego traktowania. I to także wtedy, gdy twierdzą, że mają z dziećmi świetny kontakt. Bo nie tak łatwo zauważyć, że malec naprawdę stał się młodzieńcem i nie szuka już odpowiedzi na swoje pytania głownie u rodziców. Co gorsza, wiele dzieci mniej czy bardziej wyraźnie staje przed problemem spełnienia rodzicielskich ambicji. Często na zasadzie „mnie się nie udało, musi się udać tobie”. A przecież to osoba, człowiek, nie narzędzie zaspokajania ambicji, prawda? A najgorsze, gdy dziecko staje się służącym czy panią do towarzystwa, bo ma przecież się rodzicami na starość opiekować.... Nigdy nie dość przypominania: dziecko to osoba, człowiek, nie przedmiot, nie nabytek, którym się można pochwalić znajomym. nie narzędzie, nie ubezpieczenie.....

Jak napisałem, wskazanie 2378 punktu Katechizmu dotyczy jednak głównie sytuacji starań o poczęcie dziecka. Fakt, że dziecko nie jest przedmiotem a osobą, rodzi w tym względzie ważne konsekwencje.

Kościół popiera starania, by pomagać ludziom, którym nie udaje się począć dzieci. „Badania naukowe – czytamy w punkcie 2375 KKK – które zmierzają do zmniejszenia ludzkiej bezpłodności, zasługują na poparcie pod warunkiem, że będą «służyć osobie ludzkiej, jej niezbywalnym prawom oraz jej prawdziwemu i integralnemu dobru, zgodnie z zamysłem i wolą Boga»”.

Chodzi tu nie o prawa rodziców, ale dzieci. Godziwe są więc te wszystkie metody które mają sprawić, że rodzice poczną dziecko własnymi siłami. Ot, interwencje chirurgiczne, jeśli mogą pomóc, wyleczenie różnorakich, utrudniających poczęcie schorzeń. Czyli cała naprotechnologia. Niegodziwe jest zastępowanie aktu małżeńskiego działaniami technologa.

Tak czytamy w punkcie 2377 Katechizmu.

„Techniki te praktykowane w ramach małżeństwa (sztuczna inseminacja i sztuczne zapłodnienie homologiczne)  (...) pozostają (...) moralnie niedopuszczalne. Powodują oddzielenie aktu płciowego od aktu prokreacyjnego. Akt zapoczątkowujący istnienie dziecka przestaje być aktem, w którym dwie osoby oddają się sobie nawzajem. «Oddaje (on) życie i tożsamość embrionów w ręce lekarzy i biologów, wprowadza panowanie techniki nad pochodzeniem i przeznaczeniem osoby ludzkiej. Tego rodzaju panowanie samo w sobie sprzeciwia się godności i równości, które winny być uznawane zarówno w rodzicach, jak i w dzieciach» (...) Tylko poszanowanie związku, który istnieje między znaczeniami aktu małżeńskiego, i szacunek dla jedności istoty ludzkiej umożliwia rodzicielstwo zgodne z godnością osoby ludzkiej”.

Słowem, choć bycie rodzicem to rzecz wspaniała, niegodziwe jest zastępowanie prokreacji produkcją.

Bardziej jeszcze Kościół sprzeciwia się sztucznemu zapłodnieniu heterologicznemu, czyli sytuacji, gdy jedna albo obie komórki rozrodcze służące do sztucznego zapłodnienia pochodzą od anonimowych dawców. Mowa o tym w punkcie 2376 Katechizmu. Dziecko ma po prostu prawo urodzić się z ojca i matki, których będzie znało, których łączy węzeł małżeński, a nie jako owoc pracy laboranta i anonimowych „ktosiów”, którzy przekazali do laboratorium swoje komórki rozrodcze. Jeśli ktoś może stać się rodzicem, to tak naprawdę tylko dzięki sobie. Adopcja dziecka już urodzonego to o tyle sytuacja inna, że nie jest protezą dla posiadania koniecznie własnego dziecka, ale obdarzeniem miłością tego, który już się urodził, a którym nie ma się kto zająć.

Warto w tym kontekście zwrócić uwagę, choć to właściwie już zakres 5 przykazania,  na całą gamę nadużyć, jakie towarzyszą lub mogą towarzyszyć produkowaniu dzieci w probówce: mrożenie poczętych dzieci, pozbawianie ich życia, produkowanie ich z zaprogramowanymi takimi, a nie innymi cechami, produkowanie ich na części zamienne dla rodziców czy żyjącego rodzeństwa, tworzenie hybryd i parę innych. Gorąco polecam w tym względzie instrukcję Kongregacji Nauki Wiary z 2008 roku Dignitas personae.

Koniecznie trzeba jednak zauważyć jeszcze jedno: fizyczna bezpłodność nie jest czymś absolutnie złym. Ci, którzy bardzo pragną własnego potomstwa, ale im się to nie udaje po wyczerpaniu dozwolonych środków medycznych „złączą się z krzyżem Pana, źródłem wszelkiej duchowej płodności”. Mogą oni adoptować dzieci zastępując im ich własnych rodziców, mogą też, podobnie jak osoby samotne, pełnić inne ważne posługi na rzecz bliźniego (KKK 2379). Bo płodność to nie tylko wymiar fizyczny, ale, chyba w głównej nawet mierze, pewien wymiar duchowy człowieka. Bardzo namacalny, gdy wydaje na świat nowe życie, ale przecież też ważny, gdy mnoży w świecie różnorakie dobro.

Na następnej stronie - stosowne punkty Katechizmu Kościoła Katolickiego.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama