Z dużą dozą ostrożności przyjęli palestyńscy chrześcijanie niedawną propozycję prezydenta USA Baracka Obamy, który jako jedno z rozwiązań konfliktu izraelsko-palestyńskiego zaproponował utworzenie państwa palestyńskiego w granicach sprzed wojny w 1967 r.
Choć generalnie Palestyńczycy z nadzieją powitali przedstawioną 19 maja br. w Waszyngtonie wizję polityki USA wobec Bliskiego Wschodu i krajów muzułmańskich, wielu tamtejszych chrześcijan uważa, że propozycja jest czysto „symboliczna”, i wątpią, aby Izrael łatwo oddał terytoria, które okupuje od 44 lat.
Sami Awad, kierujący organizacją non-profit o nazwie Holy Land Trust, stwierdził, iż propozycja Obamy na tym etapie jest niewystarczająca. Wyraził także rozczarowanie, że przywódca Stanów Zjednoczonych nie odniósł się do sytuacji palestyńskich uchodźców i nie zwrócił uwagi na, jego zdaniem, coraz bardziej popularny w Palestynie ruch przeciwstawiający się polityce Izraela, lecz opierający się na działaniach pozbawionych przemocy.
Hussam Elias, arabski katolik z Kany w Izraelu, który kieruje jednym z programów w ramach Jerozolimskiego Centrum ds. Relacji Żydowsko-Chrześcijańskich (JCJCR), uważa, że Obama pominął w swojej propozycji kwestie uregulowania ostatecznego statusu Jerozolimy – kluczowy punktu spornego. Jednak w opinii Eliasa wyrażone przez prezydenta stanowisko wskazuje, że nadszedł czas na to, by podjąć poważne kroki w kierunku zawarcia pokojowego porozumienia między Palestyńczykami i Izraelczykami.
Tymczasem ostatnie propozycje Obamy spotkały się w Izraelu z dość powszechną niechęcią. Zdaniem większości, powrót do granic sprzed wojny sześciodniowej jest nie do pomyślenia.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).