Sakramenty to takie studnie, w których wody Bożej łaski nigdy nie zabraknie.
Z cyklu "Powtórka z katechezy"
Pięknie brzmi obietnica Chrystusa pobrzmiewająca w ostatnim zdaniu Ewangelii Mateusza: „Oto ja jestem z wami aż do skończenia świata”. Jezus jest ze swoimi uczniami, Jezus jest z Kościołem. Ale jak? W jaki sposób?
Po przypomnieniu podstawowych prawd wiary przechodzimy w naszym cyklu do tego, co w Katechizmie Kościoła Katolickiego zawarte jest w jego drugiej (z czterech) części, zatytułowanej „Celebracja misterium chrześcijańskiego”. Chodzi o przypomnienie w zarysie tego, co związane jest – mocno upraszczając z – modlitwą wspólnoty Kościoła, z różnorakimi obrzędami; z tym czymś co nazywamy liturgią. Bo jest to czymś więcej niż zwykłym, wspólnym zwróceniem się do Boga. Zanim jednak cokolwiek na ten temat powiemy, koniecznie trzeba jednak przypomnieć: to wszystko byłoby bez znaczenia, gdybyśmy nie zostali zbawieni; bez ofiary krzyża Jezusa Chrystusa, bez Jego zmartwychwstania, a potem wniebowstąpienia, byłyby to celebracje całkiem puste, uprawianie sztuki dla sztuki. Tylko w świetle prawdy o naszym odkupieniu, o naszym przeznaczeniu do życia wiecznego, wszystko to ma sens...
W jaki więc sposób Jezus Chrystus jest z nami aż do skończenia świata? Jest na pewno w swoim słowie, zwłaszcza tym zapisanym na kartach Ewangelii. Jest obecny w potrzebujących bliźnich. Gdy im kupujemy kilogram cukru i paczkę makaronu kupujemy go samemu Chrystusowi. Jest On obecny tam, gdzie „dwóch lub trzech” zgromadzonych jest w Jego imię. Stąd uprzywilejowana rola wspólnej modlitwy. Ale jest też obecny w sprawowanej przez Kościół liturgii. Nie tylko dlatego, że podczas liturgii czytamy i głosimy słowo Boże, że gromadzimy się jako wspólnota. Chrystus jest też wtedy obecny w sakramentalnych znakach. Czyli, na przykład podczas Mszy, pod postacią chleba i wina. Obecny i... Ale zanim o tym szerzej zauważmy to, co wydaje się bardziej oczywiste.
Bóg mówi do człowieka? Oczywiście
Jest coś niesamowitego w tym, że możemy w modlitwie zwracać się do Boga. Ja, człowiek, mogę mówić do swojego Stwórcy. On mnie zna, On mnie słyszy, On na moje słowa jakoś reaguje. Tak wierzymy. Bo modlitwa to... rozmowa z Bogiem? No, tak może być, ale prawdę mówiąc, żeby Boga usłyszeć, trzeba wiedzieć gdzie przystawić ucho. Lepiej mówić o modlitwie jako o spotkaniu z Bogiem.
A On rzeczywiście mówi do każdego z nas. Przede wszystkim w tym, co nazywamy Bożym Słowem. Czyli przez swoje słowo zawarte Piśmie Świętym. Nie jest oczywiście tak, że zadajemy Bogu pytanie, a On odpowiada odpowiednim cytatem. Ale czytając Pismo Święte, gorzej czy lepiej je znając, znamy też odpowiedzi na wiele z tych pytań, które chcielibyśmy Bogu zadać. I nieraz gdy człowiek pyta przypomina się mu: „a tak, Pan Jezus przecież mówił”. Tak, jeśli modlitwa ma być rzeczywiście rozmową a nie monologiem, to trzeba otworzyć ucho na słowo Boże. I nie tylko zarzucać Boga swoimi słowami, ale słuchać, co On chce powiedzieć. Nieraz całkiem nie w tym temacie, który nas w danej chwili interesuje, ale tak wygląda prawdziwa rozmowa, prawda? Nie tylko o tym, o czym my chcemy...
Bóg mówi też do człowieka przez głos sumienia. Zwłaszcza gdy chodzi o wybór między dobrem a złem. Kiedy zastanawiam się jak powinienem postąpić, właśnie intuicję by wybrać to, co dobre, albo w danej sytuacji lepsze, można potraktować jako radę daną przez samego Boga. Mówi też Bóg do nas przez szeroko rozumiane wydarzenia naszego życia. Ot, czasem jakieś jedno czy drugie słowo rzucone przez bliźniego może być dla nas olśnieniem: tak, tego chce ode mnie Bóg. Czasem zaś jako wolę Bożą względem nas trzeba odczytać to, co na nas w życiu przychodzi. Niby przypadkowe spotkanie z kimś, kto należy do jakieś ciekawe wspólnoty? Być może Bóg zachęca mnie, bym i ja stał się jej członkiem. Choroba w rodzinie? Może mocno ukierunkować to, co w życiu robię. Ale właśnie przyjęcie tego krzyża, odpowiedzenie nań miłością, będzie tym, czego Bóg w tej chwili życia ode mnie oczekuje... Wybierając miłość (dobrze rozumianą!) zawsze wybieramy zgodnie z wolą Bożą.
Trudno nie zauważyć, że dwa ostatnie sposoby na słuchanie Boga obarczone mogą być sporą dozą subiektywizmu. Łatwo, zwłaszcza gdy nie jest się cierpliwym, za głos Boga uznać swoje chciejstwo. Trzeba w tym wielkiej pokory. Człowiek na modlitwie właściwie ciągle się uczy; uczy się słuchać Boga, uczy się Jego samego, uczy się Go rozumieć. I przez to spotykanie z Nim staje się do niego bardziej podobny; Jego styl, Jego cechy zaczynają kształtować życie modlącego się... A czy jeśli prosimy nasze prośby zostaną wysłuchane?
Tak, ale niekoniecznie w sposób, jaki oczekujemy. Nasze proszenie Boga jest czasem takim ścieraniem się z Nim. Ja chcę tego, Bóg chce innego i zdaje się nie słyszeć. Da łaskę o którą proszę? Da to, co najlepsze, ale niekoniecznie tak jak ja chcę i kiedy ja chcę. Bo Bóg nie jest automatem do udzielania łask wszelkich. Warto uważać tu na wszelkie „skuteczne modlitwy” czy praktyki, dzięki którym mamy na pewno otrzymać to, o co prosimy. Nie powinniśmy nigdy traktować modlitwy jakby była praktyką magiczną; myśleć, że uda nam się „zaczarować” Boga i będzie On musiał zrobić tak jak chcę. Istnieją jednak, z woli Boga, pewne źródła Jego łaski. To siedem sakramentów. One, sprawowane tak, jak chciał Chrystus i jak wymaga tego Kościół, na pewno dają związane z nimi łaski. I właśnie z sakramentami zasadniczo związane jest to, co nazywamy liturgią Kościoła.
Zauważmy: Kościół modli się wspólnie na wiele różnych sposobów. Mamy wiele różnych nabożeństw, mamy wiele różnych obrzędów. Spotykamy się na nabożeństwie Drogi Krzyżowej, Gorzkich żalach, majowym, na różańcu. Ba, adorujemy też prywatnie albo wspólnotowo Najświętszy Sakrament. Ale wyjątkowe miejsce wśród nich wszystkich zajmuje właśnie liturgia. Czyli to, co związane jest z sakramentami plus modlitwa Liturgii Godzin (brewiarz z godziną czytań, jutrznią, modlitwą w ciągu dnia, nieszporami i kompletą). A jej wyjątkowość na tle innych wspólnych modlitw...
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).