Liturgia i sakramenty: tam na pewno spotkam Boga

Andrzej Macura

publikacja 12.03.2024 17:00

Sakramenty to takie studnie, w których wody Bożej łaski nigdy nie zabraknie.

U studni Roman Koszowski /Foto Gość U studni
W tej, jaką są sakramenty, na pewno zbawczego dla nas działania Boga nie zabraknie

Z cyklu "Powtórka z katechezy"

Pięknie brzmi obietnica Chrystusa pobrzmiewająca w ostatnim zdaniu Ewangelii Mateusza: „Oto ja jestem z wami aż do skończenia świata”. Jezus jest ze swoimi uczniami, Jezus jest z Kościołem. Ale jak? W jaki sposób?

Po przypomnieniu podstawowych prawd wiary przechodzimy w naszym cyklu do tego, co w Katechizmie Kościoła Katolickiego zawarte jest w jego drugiej (z czterech) części, zatytułowanej „Celebracja misterium chrześcijańskiego”. Chodzi o przypomnienie w zarysie tego, co związane jest – mocno upraszczając z – modlitwą wspólnoty Kościoła, z różnorakimi obrzędami; z tym czymś co nazywamy liturgią. Bo jest to czymś więcej niż zwykłym, wspólnym zwróceniem się do Boga. Zanim jednak cokolwiek na ten temat powiemy, koniecznie trzeba jednak przypomnieć: to wszystko byłoby bez znaczenia, gdybyśmy nie zostali zbawieni; bez ofiary krzyża Jezusa Chrystusa, bez Jego zmartwychwstania, a potem wniebowstąpienia, byłyby to celebracje całkiem puste, uprawianie sztuki dla sztuki. Tylko w świetle prawdy o naszym odkupieniu, o naszym przeznaczeniu do życia wiecznego, wszystko to ma sens...

Chrystus wśród nas

W jaki więc sposób Jezus Chrystus jest z nami aż do skończenia świata? Jest na pewno w swoim słowie, zwłaszcza tym zapisanym na kartach Ewangelii. Jest obecny w potrzebujących bliźnich. Gdy im kupujemy kilogram cukru i paczkę makaronu kupujemy go samemu Chrystusowi. Jest On obecny tam, gdzie „dwóch lub trzech” zgromadzonych jest w Jego imię. Stąd uprzywilejowana rola wspólnej modlitwy. Ale jest też obecny w sprawowanej przez Kościół liturgii. Nie tylko dlatego, że podczas liturgii czytamy i głosimy słowo Boże, że gromadzimy się jako wspólnota. Chrystus jest też wtedy obecny w sakramentalnych znakach. Czyli, na przykład podczas Mszy, pod postacią chleba i wina. Obecny i... Ale zanim o tym szerzej zauważmy to, co wydaje się bardziej oczywiste.

Bóg mówi do człowieka? Oczywiście

Jest coś niesamowitego w tym, że możemy w modlitwie zwracać się do Boga. Ja, człowiek, mogę mówić do swojego Stwórcy. On mnie zna, On mnie słyszy, On na moje słowa jakoś reaguje. Tak wierzymy. Bo modlitwa to... rozmowa z Bogiem? No, tak może być, ale prawdę mówiąc, żeby Boga usłyszeć, trzeba wiedzieć gdzie przystawić ucho. Lepiej mówić o modlitwie jako o spotkaniu z Bogiem.

A On rzeczywiście mówi do każdego z nas. Przede wszystkim w tym, co nazywamy Bożym Słowem. Czyli przez swoje słowo zawarte  Piśmie Świętym. Nie jest oczywiście tak, że zadajemy Bogu pytanie, a On odpowiada odpowiednim cytatem. Ale czytając Pismo Święte, gorzej czy lepiej je znając, znamy też odpowiedzi na wiele z tych pytań, które chcielibyśmy Bogu zadać. I nieraz gdy człowiek pyta przypomina się mu: „a tak, Pan Jezus przecież mówił”. Tak, jeśli modlitwa ma być rzeczywiście rozmową a nie monologiem, to trzeba otworzyć ucho na słowo Boże. I nie tylko zarzucać Boga swoimi słowami, ale słuchać, co On chce powiedzieć. Nieraz całkiem nie w tym temacie, który nas w danej chwili interesuje, ale tak wygląda prawdziwa rozmowa, prawda? Nie tylko o tym, o czym my chcemy...

Bóg mówi też do człowieka przez głos sumienia. Zwłaszcza gdy chodzi o wybór między dobrem a złem. Kiedy zastanawiam się jak powinienem postąpić, właśnie intuicję by wybrać to, co dobre, albo w danej sytuacji lepsze, można potraktować jako radę daną przez samego Boga. Mówi też Bóg do nas przez szeroko rozumiane wydarzenia naszego życia. Ot, czasem jakieś jedno czy drugie słowo rzucone przez bliźniego może być dla nas olśnieniem: tak, tego chce ode mnie Bóg. Czasem zaś jako wolę Bożą względem nas trzeba odczytać to, co na nas w życiu przychodzi. Niby przypadkowe spotkanie z kimś, kto należy do jakieś ciekawe wspólnoty? Być może Bóg zachęca mnie, bym i ja stał się jej członkiem. Choroba w rodzinie? Może mocno ukierunkować to, co w życiu robię. Ale właśnie przyjęcie tego krzyża, odpowiedzenie nań miłością, będzie tym, czego Bóg w tej chwili życia ode mnie oczekuje... Wybierając miłość (dobrze rozumianą!) zawsze wybieramy zgodnie z wolą Bożą.

Trudno nie zauważyć, że dwa ostatnie sposoby na słuchanie Boga obarczone mogą być sporą dozą subiektywizmu. Łatwo, zwłaszcza gdy nie jest się cierpliwym, za głos Boga uznać swoje chciejstwo. Trzeba w tym wielkiej pokory. Człowiek na modlitwie właściwie ciągle się uczy; uczy się słuchać Boga, uczy się Jego samego, uczy się Go rozumieć. I przez to spotykanie z Nim staje się do niego bardziej podobny; Jego styl, Jego cechy zaczynają kształtować życie modlącego się... A czy jeśli prosimy nasze prośby zostaną wysłuchane?

Tak, ale niekoniecznie w sposób, jaki oczekujemy. Nasze proszenie Boga jest czasem takim ścieraniem się z Nim. Ja chcę tego, Bóg chce innego i zdaje się nie słyszeć. Da łaskę o którą proszę? Da to, co najlepsze, ale niekoniecznie tak jak ja chcę i kiedy ja chcę. Bo Bóg nie jest automatem do udzielania łask wszelkich. Warto uważać tu na wszelkie „skuteczne modlitwy” czy praktyki, dzięki którym mamy na pewno otrzymać to, o co prosimy. Nie powinniśmy nigdy traktować modlitwy jakby była praktyką magiczną; myśleć, że uda nam się „zaczarować” Boga i będzie On musiał zrobić tak jak chcę. Istnieją jednak, z woli Boga, pewne źródła Jego łaski. To siedem sakramentów. One, sprawowane tak, jak chciał Chrystus i jak wymaga tego Kościół, na pewno dają związane z nimi łaski. I właśnie z sakramentami zasadniczo związane jest to, co nazywamy liturgią Kościoła.

Zauważmy: Kościół modli się wspólnie na wiele różnych sposobów. Mamy wiele różnych nabożeństw, mamy wiele różnych obrzędów. Spotykamy się na nabożeństwie Drogi Krzyżowej, Gorzkich żalach, majowym, na różańcu. Ba, adorujemy też prywatnie albo wspólnotowo Najświętszy Sakrament. Ale wyjątkowe  miejsce wśród nich wszystkich zajmuje właśnie liturgia. Czyli to, co związane jest z sakramentami plus modlitwa Liturgii Godzin (brewiarz z godziną czytań, jutrznią, modlitwą w ciągu dnia, nieszporami i kompletą). A jej wyjątkowość na tle innych wspólnych modlitw...

Nie tylko nasze, ale głownie Boże dzieło

Tym razem sięgnijmy nie do Katechizmu Kościoła Katolickiego, ale do jego Kompendium (w skrócie KKKK :-)). Łatwiejsze to do ogarnięcia, choć...  Co to jest liturgia?

Liturgia jest celebrowaniem misterium Chrystusa, w szczególności Jego Misterium Paschalnego (...). W niej przez znaki dostrzegalne wyraża i dokonuje się uświęcenie człowieka, a Mistyczne Ciało Jezusa Chrystusa, to jest Głowa ze swoimi członkami, sprawuje pełny kultu publiczny należny Bogu (KKKK 218).

Zauważmy najpierw to pierwsze zdanie:  uczestnicząc w liturgii uczestniczymy w tajemniczy sposób w Chrystusowym dziele. Trudne i zaskakujące dla człowieka przyzwyczajonego myśleć o Chrystusie jako o przeszłości, ale tak to jest. „Przez liturgię Chrystus, nasz Odkupiciel i Arcykapłan, kontynuuje w swoim Kościele, z Kościołem i przez Kościół dzieło naszego odkupienia”  - czytamy tym razem w KKK (1069). Jakby zanurzamy się w tym co zrobił Chrystus dwa tysiące lat temu. Po co?

To już w kolejnym zdaniu. Dokonuje się przez to nasze uświęcenie – czytamy. Zyskujemy owoce zbawczego działania Chrystusa – wyjaśnią autorzy obu katechizmów nieco dalej. Liturgia jest więc jakby źródłem, z którego możemy czerpać dla naszego uświęcenia. Bóg przez nią udziela nam swoich łask. W sposób pewny, bo związany z sakramentami (o ich istocie za chwilę więcej). W celebracji sakramentu chrztu będą to łaski związane z tym sakramentem odpuszczenie grzechów, uczynienie dzieckiem Bożym. Przy celebracji sakramentu pokuty i pojednania będzie to głownie łaska odpuszczenia grzechów, w sakramencie Eucharystii to wszystko, co daje nam przyjmowanie Ciała i krwi Chrystusa. W liturgii, zwłaszcza przez sakramenty, Bóg udziela nam w sposób pewny swoich łask, dokonuje naszego uświęcenia.

Koniecznie trzeba jednak zwróci też uwagę na ostatnią myśl zawartą w przytoczonej wcześniej definicji liturgii. Że w niej „Mistyczne Ciało Jezusa Chrystusa, to jest Głowa ze swoimi członkami, sprawuje pełny kultu publiczny należny Bogu”. Tak, liturgia jest oddawaniem czci Bogu. Przez Kościół w zjednoczeniu z Chrystusem. Razem z Nim. Dlatego pełnym, najlepszym. Bo Chrystus swoją wiernością Bogu aż do śmierci oddał Bogu najlepszą cześć. A w liturgii właśnie w tym Jego dziele uczestniczymy. Widać to szczególnie w Mszy świętej: sprawujemy ją wierni wskazaniu „to czyńcie na moją pamiątkę”, karmimy się podczas niej wydanymi za nas Ciałem i Krwią Chrystusa...

Warto więc zauważyć: liturgia to uczestnictwo w tym, czego dokonał Chrystus. Ma swój „nurt zstępujący” – od Boga do nas, ludzi, dający nam zbawienie i uświęcenie. Jak dały nam je śmierć i zmartwychwstanie Jezusa. Ma też swój „nurt wstępujący” – od nas ludzi, wespół z Chrystusem, do Boga. Jak On przez swoją śmierć oddał w najlepszy sposób cześć Bogu – bo był Mu wierny aż do śmierci – tak my, sprawując liturgię oddajemy najlepszą część Bogu. Jak to wyrażone zostało w mszalnej Wielkiej Doksologii: „Przez Chrystusa, z Chrystusem i w Chrystusie, Tobie, Boże Ojcze wszechmogący, w jedności Ducha Święta wszelka cześć i chwała przez wszystkie wieki wieków”. Tak, Amen, Amen, Amen.

Zauważmy jeszcze, bardziej już na marginesie głównych rozważań, że liturgia to nie zwykła wspólna modlitwa. To nie coś, co każdy ksiądz czy grupy wiernych mogłaby kształtować wedle własnego uznania, żeby zaspokoić gusta wiernych. W ten sposób można kształtować – byle z pobożnością - każde inne nabożeństwo, ale nie liturgię. Z nią trzeba pochodzić z wielkim pietyzmem. Bo przez tajemniczą łączność z męką, śmiercią i zmartwychwstania Jezusa jest najważniejszym źródłem naszego uświęcenia. I jest, niezależnie czy bardziej czy mniej nabożnie sprawowana, najlepszym modlitewnym sposobem na oddanie czci Bogu. Bo przez Chrystusa, z Chrystusem i w Chrystusie. Modlitewnym, bo nie chcę wchodzić w rozważania, czy lepszym nie jest święte życie czy nawet oddanie życia dla Chrystusa...

Siedem pewnych źródeł Bożej łaski

Napisałem, że liturgia związana jest (prócz liturgii godzin, która jest głownie oddawaniem Bogu czci) ze sprawowaniem sakramentów. To one są tą studnią, z której czerpiemy z owoców śmierci i zmartwychwstania Chrystusa. Czas przypomnieć sobie bliżej czym właściwie są.

My mówimy sakrament. To z łacińskiego sacramentum – przysięga, zobowiązanie. Grecy (czyli prawosławni) mówią misterion – tajemnica. Oni więc zwracają uwagę bardziej na to, że przez nie w tajemniczy sposób łączą z Bogiem, z Jego łaską. Łacinnicy mocniej akcentują pewność działania w nich Bożej łaski; Bóg przysiągł, Bóg  się zobowiązał. Ale nie koncentrujmy się na samej nazwie. Przeczytajmy jak zdefiniowano sakrament w Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego (224):

Sakramenty są widzialnymi i skutecznymi znakami łaski, ustawionymi przez Chrystusa i powierzonymi Kościołowi, przez które jest nam udzielane życie Boże. Jest ich siedem: chrzest, bierzmowanie, Eucharystia, pokuta, namaszczenie chorych, kapłaństwo, małżeństwo.

Zauważmy:

  • Sakrament to widzialny znak. Słowo, gest. W chrzcie na przykład polanie wodą i słowa „ N. ja ciebie chrzczę w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego”.
  • To znak skuteczny. Czyli na pewno dający to, co z nim związane. Inaczej niż w zwykłej modlitwie, w której Bóg da po swojemu; w sakramencie Bóg da na pewno to, co z tym sakramentem związane. Bo sam się zobowiązał.
  • To znak ustanowiony przez Chrystusa. Niektóre z nich wyraźnie, inne mniej, ale wskazuje się na praktykowanie ich w Kościele czasów Apostołów. Musiały więc jakoś od Chrystusa pochodzić.
  • To znak powierzony Kościołowi. To on je sprawuje, nie pojedynczy chrześcijanin, nawet ksiądz czy biskup. I dodajmy, to też znak dla Kościoła. Bo to one budują jego świętość.
  • Przez ten znak udzielane jest człowiekowi życie Boże, czyli jego łaska. Inna w każdym sakramencie oczywiście. Bierzmowanie będzie przede wszystkim dawało Ducha Świętego, sakrament pokuty – pojednanie z Bogiem po grzechu, sakrament małżeństwa umocnienie w miłości. Ale ich źródłem zawsze będzie Bóg.

Są więc sakrament udziałem w tym, co wysłużył nam Chrystus. „To, co było widzialne w naszym Zbawicielu, przeszło do jego misteriów” pisał św. Leon Wielki.

Sakramenty zakładają wiarę przyjmującego je, ale też „karmią ją, umacniają i wyrażają”. Nie są więc tylko jakąś formą nagrody za wiarę. Są też skuteczne niezależnie od duchowej dyspozycji tego, który je sprawuje. Dają łaskę nawet wtedy gdyby ksiądz, który je sprawuje, był w stanie grzechu ciężkiego. Bo to nie od niego pochodzi ich moc, ale od działającego w nich Chrystusa. Ich skutki w życiu człowieka zależą jednak w jakiejś mierze od tego, który je przyjmuje, od jego współpracy z otrzymaną łaską. To trochę tak jak z rowerem: jest super, ale dopóki nie wsiądziesz i nie zacznie pedałować, sam nigdzie cię nie zawiezie.

Po co je przyjmować? Ich przyjmowanie, przynajmniej niektórych –  choćby chrztu i komunii – jest wedle tego, co o nich myślimy, konieczne do zbawienia. Nikt oczywiście  nie chce w ten sposób ograniczać Boga, od którego ostatecznie zbawienie człowieka zależy, ale to wskazanie na normalna, wskazaną nam przez Chrystusa drogę do zbawienia.  W ten sposób sakramenty stają się poniekąd zadatkiem przyszłego życia wiecznego, bo już tu na ziemi wiążą nas z Bogiem...

I tyle tytułem ogólnego wprowadzenia do rozumienia sakramentów, niech wystarczy.