Remigiusz Kwieciński prowadzi zakład fotograficzny. Wykonuje zdjęcia, ale potrafi też naprawić aparat. Pomimo zabiegania kilka nocy w miesiącu poświęca tym, którzy muszą przystanąć…
Ks. Sławomir Czalej: Kiedy po raz pierwszy odebrałeś telefon zaufania?
Remigiusz Kwieciński: – To było 20 lat temu. Wyrzucono mnie z pracy w Wojewódzkim Przedsiębiorstwie Handlu Wewnętrznego, któremu podlegały zakłady naprawy sprzętu fotograficznego. W 1990 r. zacząłem pracować na własny rachunek i współpracować z telefonem zaufania.
Ale 20 lat temu chyba miałeś więcej czasu niż dzisiaj?
– Paradoksalnie tak. Ja w ogóle często zadaję sobie pytanie o czas. Mamy go wszyscy tyle samo, wszyscy podlegamy tym samym ograniczeniom i jest to chyba kwestia ustawienia sobie priorytetów. Niemniej przyznaję – nie jest to łatwe. Staram się znaleźć czas na dyżur i biorę tylko te nocne, od 21 do 6 rano, a po nich prosto do pracy. Bo wcześniejsze są od 16 do 21. Ponadto od dwóch lat jestem kierownikiem telefonu zaufania. Trudno też znaleźć czas na sprawy urzędowe, ot, chociażby na organizowanie szkoleń dla osób w nim pracujących.
A dlaczego przychodzą ludzie, żeby dyżurować przy telefonie? Czy jest to telefon świecki?
– Tak, świecki. Kiedy w 1967 r. zakładał go na Pomorzu „ojciec” telefonu zaufania w Polsce, prof. Tadeusz Kielanowski, z ówczesnej Akademii Medycznej, partia uważała go za swojego człowieka. Był on zresztą wojującym ateistą, dopóki nie odszedł pojednany z Bogiem, ale to już abp Tadeusz Gocłowski mógłby o tym więcej powiedzieć… W każdym razie on firmował przedsięwzięcie, choć większość osób dyżurujących wywodziła się wówczas z duszpasterstwa akademickiego oo. pallotynów w Gdańsku. Wydaje mi się, że dzisiaj istnieją dwa rodzaje motywacji, żeby tu pracować. Pierwszy dotyczy pewnie osób z duszpasterstw, które w ten sposób chcą służyć Panu Bogu. Ale są i ludzie, którzy w ten sposób chcą też pomóc… sobie.
Ale telefon zaufania to miejsce, czy tylko numer?
– Zdecydowanie miejsce.
Czy konieczne są specjalne predyspozycje?
– Umiejętność słuchania z uwagą. Ale nie tak, jak nasi politycy czy celebryci, żeby w chwili na oddech rozmówcy wcisnąć swoje trzy grosze. Kiedy zakładano w Gdańsku pierwszy taki telefon, podobny powstawał także we Wrocławiu. Jednak obydwie instytucje różniło wszystko. Gdański był bowiem oparty na wolontariacie, choć wtedy to słowo jeszcze nie istniało, i nazywano go społecznym. Natomiast ten we Wrocławiu był telefonem profesjonalnym. Toczyło się wiele dyskusji, który jest lepszy. Co się okazało? Wiem to na podstawie przeprowadzonych badań. Kiedy dzwoni ktoś w ostrym kryzysie psychicznym, to wysłuchanie tej osoby, wczucie się w jej sytuację jest tak samo skuteczne, gdy robi to zarówno wolontariusz amator, jak i zawodowy psycholog. Są u nas ludzie różnych zawodów, psycholodzy, pedagodzy, ale także pracownik stoczni czy biblioteki.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nie było ono związane z zastąpieniem wcześniejszych świąt pogańskich, jak często się powtarza.
"Pośród zdziwienia ubogich i śpiewu aniołów niebo otwiera się na ziemi".
Świąteczne oświetlenie, muzyka i choinka zostały po raz kolejny odwołane przez wojnę.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.