Niektórzy z nas przeżyli ten historyczny dzień w Rzymie, większość przed telewizorami i na organizowanych w wielu miejscach uroczystościach dziękczynnych. Wszędzie towarzyszyły nam wspomnienia związane z Janem Pawłem II i refleksje nad tym, czy wiernie idziemy jego śladem.
Jesteśmy mu to winni
– Niedzielne popołudnie 3 kwietnia 2005 roku. W Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Łagiewnikach trwały obchody święta Niedzieli Miłosierdzia. Jakże wyjątkowe. Dzień wcześniej do domu Ojca powrócił Jan Paweł II . Na modlitwie trwały tłumy skupionych, szczerze smutnych, ale wyjątkowo tego dnia bliskich sobie ludzi, połączonych stratą, a nade wszystko szczerą miłością do Tego, który odszedł. I właśnie wtedy kard. Franciszek Macharski mówił słowa, które były wielkim zaskoczeniem: – Dziś płaczemy po naszym Janie Pawle, ale był taki czas, kiedy bardzo cierpiał przez nas, bo nie chcieliśmy słuchać tego, co chciał nam powiedzieć! To było w 1991 roku, gdy przybył po raz pierwszy do wolnej Polski i mówił nam fundamentalne homilie o Dekalogu. Kard. Macharski przypominał gorzką prawdę o odrzuceniu, jakie spotkało polskiego Papieża ze strony rodaków. Mówił to właśnie wtedy, gdy trudno było w Polsce znaleźć kogoś, kto nie płakałby po Janie Pawle II .
Nie było mi dane uczestniczyć w 1991 roku w spotkaniach z Papieżem w Polsce, ale niedawno przypomniałem sobie wszystkie tamte homilie. Dla mnie to największe, osobiste odkrycie. To przesłanie, które mamy obowiązek ocalić. W 1991 roku Jan Paweł II , niczym Mojżesz, przybył do swojego narodu z kamiennymi tablicami, na których wyryte zostało dziesięć najważniejszych słów. Ale myśmy mieli już wtedy złotego cielca, którego blask nas oślepił. Broniliśmy się lub wręcz odrzucaliśmy fundamentalną katechezę. Zdziwili się tzw. oświeceni – czyżby Papież przyjechał po to, aby uczyć nas pacierza? Tak, ale po jego odmówieniu musimy sobie przypomnieć i nauczyć się dobrze, co znaczy: wolność, demokracja, godność człowieka, tolerancja, wolność słowa. By się nam nie myliła wolność ze swawolą, miłość z seksem i sprawiedliwość z aferami.
Najwyższy czas tę nieodrobioną lekcję, nadal aktualną i uniwersalną, na nowo odkryć, przemyśleć i nareszcie przyjąć jako testament. Niech to będzie wspaniały nasz dar dla Ojca Świętego na dzień Jego beatyfikacji.
Andrzej Wrzeszcz Bielsko-Biała
Mój święty
– Zrobiło się wielkie zamieszanie, nikt nie zwracał uwagi, że jestem na wózku, każdy nas wyprzedzał, jak na wyścigu, kto silniejszy, kto szybszy, kto bliżej stanie, kto go dotknie, a ja jak zwykle – na końcu. – Niech idą inni, mnie już wczoraj było dane z nim rozmawiać – mówię mamie. Nagle porządkowi pokazują mamie, żebyśmy szły za nimi. Znalazłam się przed samym tronem mojego świętego. – Boże – pomyślałam. – Znowu jestem tak blisko, znowu najbliżej ze wszystkich.
Nagle naprzeciw mnie otwierają się drzwi, w których pojawia się On. Idzie powolnym krokiem, lekko pochylony, ale na jego twarzy widać uśmiech. Jego spojrzenie padło na mnie, lekko się uśmiechnął, a potem uczynił ręką znak krzyża. Następnie objął spojrzeniem wszystkich obecnych. Twarz jego promieniała radością, to na nasz widok – Polaków. Z wielkiej auli dochodziły okrzyki radości, powitania, piękny polski śpiew. Teraz nastąpił czas przedstawiania poszczególnych grup Ojcu Świętemu i jego przemówienie do nas.
Pod koniec uroczystości Ojciec Święty nagle wstał i zaczął iść w moją stronę. A miał się przecież nie witać, miał nie podchodzić do nikogo! Nie wierzę własnym oczom. A on podszedł do mnie, przytulił mocno do siebie, nachylił się nade mną i powiedział mi do ucha: – Proszę cię o modlitwę, bo to wy, niepełnosprawni, cierpiący, jesteście moją nadzieją i siłą. Wy, którzy pomagacie mi dźwigać ten świat przez swoje modlitwy, cierpienia, bóle dnia codziennego. Zamarłam w bezruchu, nie umiałam pojąć, co się dzieje. Przecież to ja chciałam prosić go o modlitwę. Nie zdążyłam – to Jan Paweł II poprosił mnie. Obiecałam, że będę się modlić. Papież ucałował mnie w czoło, pobłogosławił, włożył mi do ręki różaniec i odszedł. Z niewiarygodnej radości łzy same płynęły mi po policzkach…
Miałam to wielkie szczęście być tak blisko, rozmawiać, czuć jego dotyk, uścisk dłoni, słuchać, jak mówi tylko do mnie. Tu na ziemi dane mi było spotkać Świętego Człowieka. Tak, to prawda: mam swojego świętego w niebie. Często się zastanawiam: czym sobie zasłużyłam, że tak mnie wyróżniłeś, Panie...
Marta Salamon Milówka
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).