Niedziela, duża parafia w centrum dużego miasta. Pełen kościół, do Mszy wychodzi sam ksiądz. Tydzień później usługuje dwóch ministrantów, na oko studenci. Młodych chłopców brak. Być może testują nową grę komputerową, a może boją się, że służba przy ołtarzu to dziś niezły obciach.
Inwestycja w siebie
„Jesteście elitą młodzieży” – takie słowa przynajmniej raz do roku padają do ministrantów z ambony kościoła św. Gerarda w Gliwicach. Swym podopiecznym przypomina o tym ks. Adrian Kaszowski, zwykle podczas Mszy w intencji wspólnoty ministranckiej. Pewnie robi się wtedy ciepło w sercach młodych ludzi, bo choć służąc nie zdobywają językowych certyfikatów czy umiejętności gry na kolejnym instrumencie, to jednak inwestują w siebie. Kiedyś, gdy było wielu ministrantów, ponoć (jak mówiono z przymrużeniem oka) wyrastali z nich księża, policjanci i... złodzieje. Dziś, gdy są młodą elitą, raczej na pewno wyrosną na porządnych ludzi.
Z klubem sportowym przegramy
Z ks. Jackiem Skorniewskim, diecezjalnym duszpasterzem Liturgicznej Służby Ołtarza, rozmawia Paweł Jurek.
Paweł Jurek: W wielu parafiach istnieje problem nowych „powołań” ministranckich. Co może być tego powodem?
Ks. Jacek Skorniewski: – Mniej dzieci przystępuje do I Komunii Świętej, mniej jest uczniów w szkołach, więc dzieci i młodzieży w grupach parafialnych również jest mniej. To efekt niżu demograficznego.
Może jedną z przyczyn jest również brak „atrakcyjności” grup ministranckich, które przegrywają z innymi propozycjami wielkiego świata?
– Nie jesteśmy po to, żeby konkurować i proponować atrakcyjniejsze formy od tego, co proponuje świat. Na grupy ministranckie trzeba patrzeć z zupełnie innego punktu widzenia. Nie chodzi o to, by być bardziej konkurencyjnym od klubu sportowego, bo wtedy zawsze przegramy. Można grać w piłkę, chodzić na języki czy różne kółka w szkole, być bardzo zajętym, a oprócz tego znaleźć czas na służbę przy ołtarzu. To wyzwanie dla duszpasterza w parafii, żeby służba ministrancka nie utrudniała chłopcom zaangażowania w życie. Konkurencji nie pokonamy.
Ważna jest chyba osobowość opiekuna ministrantów?
– Wspólnoty ministranckie są bardzo wrażliwe na osobę księdza. Jeśli poświęca czas i serce dla tej wspólnoty, to ona kwitnie. Bywa jednak, że ksiądz ma mniejszy talent do prowadzenia ministrantów, nie ma dla nich czasu i wtedy grupa upada. Jeśli w parafii ministranci pięknie służą i angażują się w duszpasterstwo, także diecezjalne, to na pewno jest to odbicie pracy opiekuna.
Skoro jednak ministrantów jest mniej, to za jakiś czas bardzo mocno możemy odczuć brak powołań kapłańskich. – Księży już jest mniej, podobnie jak kleryków w seminariach. Jeśli problem będzie się pogłębiał, to możemy się doczekać jeszcze mniejszej liczby powołań. Jan Paweł II nazwał kiedyś grupy ministranckie preseminarium. Zatem jeśli będzie mało ministrantów, to prawdopodobnie będzie też mniej księży.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
„Trzeba doceniać to, co robią i dawać im narzędzia do dalszego dążenia naprzód” .
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).