Esej o chrześcijańskiej wolności

Najgorsza niewola? Niewola własnych zachcianek.

Reklama

Dlaczego tego i tamtego mi nie wolno, czemu Kościół ciągle czegoś zakazuje? Dość często dziś ktoś zgłasza takie pretensje. Zwłaszcza gdy upojony swobodą, jaką daje wyrwanie się z rodzinnego gniazda zapomina, że można, owszem, wkładać palce między drzwi, ale...  Dość dziwne jednak to pytania. Ujawniające, że zadający je raczej niespecjalnie zastanawiają się, czemu w moralności chrześcijańskiej tak a nie inaczej sprawa jest stawiana. No bo chyba oczywistym jest dlaczego Kościół np. zabójstwo, cudzołóstwo, kradzież czy oszczerstwo nazywa grzechem. Do większości tego co zakazane wystarczy przyłożyć prostą zasadę: „nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe” i już wszystko jasne. W innych wypadkach, zwłaszcza tych związanych z szóstym przykazaniem, trzeba ciut więcej dalekowzroczności, ale... Tak, naprawdę widać, że często przeszkadza nie treść nakazu czy zakazu, ale samo ich istnienie. Przeszkadza w sposób absurdalny, jak temu czy owemu obrączka na palcu, jak innym w szkołach krzyż albo jak to, że ktoś nosi sutannę czy habit. Przeszkadza bo bywa nieznośnym przypomnieniem, że swawole niekoniecznie mają z wolnością wiele wspólnego, a mogą kończyć się bólem głowy albo i wizytą na ostrym dyżurze.

Dwie niezauważane oczywistości

Czym jest wolność?  Chciałbym móc iść, jak Eliasz,  bez przystanku czterdzieści dni i czterdzieści nocy, a nie potrafię. Chciałbym latać, nie potrafię, chciałbym... Byłbym głupcem, gdybym istnienie takich ograniczeń uznał za brak wolności. I choć ograniczenia wynikające z przykazań nie są tym samym, co ograniczenia wynikające z faktu bycia częścią świata przyrody, to przecież akceptowanie bez większego szemrania tych drugich jasno pokazuje, że ludzka wolność nigdy nie jest całkowitą swobodą pójścia za wszystkim, czego człowiek zapragnie. Warto jednak zauważyć jeszcze ważniejszą oczywistość: chrześcijaństwo, Kościół, do niczego nie zmuszają. Z tej choćby prostej przyczyny, że nie są w stanie zmusić. Kodeks ewangelicznej moralności to zawsze propozycja. Coś co człowiek może przyjąć, ale może też odrzucić. Oo ile nie doszło też do złamania cywilnego prawa, ani więzienie ani grzywna za to nie grożą. W przeciwieństwie do głosicieli różnych nowoczesności, którzy co i rusz wysuwają żądania, by na różne sposoby karać tych, którzy myślą inaczej, Kościół pozwala człowiekowi wybierać. Jasno tylko przypominając, co może kiedyś okazać się konsekwencją takiego czy innego wyboru.

Tylko pamiętaj

Jak to napisał Kohelet, zanim przedstawił najpiękniejszy chyba w dziejach literatury opis starości?

Ciesz się, młodzieńcze, w młodości swojej,
a serce twoje niech się rozwesela za dni młodości twojej.
I chodź drogami serca swego
i za tym, co oczy twe pociąga;
lecz wiedz, że z tego wszystkiego
będzie cię sądził Bóg! (Koh 11,9)

Idź za tym, co cię pociąga, ale wiedz, że z tego wszystkiego będzie cię sądził Bóg... Jedyna bariera – przypomnienie sądu. Możesz zrywać i jeść owoce z wszystkich drzew, ale niektórymi możesz się na śmierć (wieczną) zatruć. Zniewolenie? Lepiej zatkać uszy, zamknąć oczy i żyć złudzeniami, a potem się zdziwić?

Tak, chcę „chodzić chodź drogami serca swego i za tym, co oczy me pociąga”. Nie boję się, że Bóg będzie mnie sądził za to, że pociągało mnie „marnowanie czasu” – jak to niektórzy oceniają – na długie rozmowy z przyjaciółmi. Albo że czasem wieczorami śpiewaliśmy i cieszyliśmy się, gdy wyszedł nam śpiew na trzy głosy. Tak pielęgnowaliśmy przyjaźń, bliską krewną miłości. Nie boję się też sądu za to, że lubiłem górskie włóczęgi i zachwycałem się przestrzenią. Nie boję się też, że Bóg będzie mnie sądził za to, że zmoczyłem buty przechodząc z rowerem przez bród. Nie boję się sądu za spacer po plaży czy za trzymanie liny od foka na żaglówce. Przez to wszystko karmiłem przecież ducha, bym widział więcej i dalej niż cyferki na pasku z wypłaty. W człowieku zaś dostrzegał... człowieka, nie obiekt dla różnorakich rozgrywek.  Tak, jest mnóstwo rzeczy i spraw, które mogą pociągać, a pozwolenie, by nas objęły, wcale nie sprawi, że trzeba się bać dnia sądu. A te inne, które mają czar zakazanego owocu? Cóż, może i smaczne w ustach, ale co dzieje się gdy trafią do wnętrza...

Zdecydowanie nie wszystkiego w życiu trzeba spróbować. Jak nigdy nie zamierzałem próbować jak to jest siedzieć w więzieniu, być bezdomnym włóczęgą albo harować od świtu do nocy w kopalni złota za miskę ryżu, tak i nie upieram się, że muszę w imię bycia wolnym koniecznie spróbować innych, które fałszywie nazywa się „wszystkim”.  Mam oczy, mam rozum. Gdy widzę na ulicy dowody tego, że ktoś nie posprzątał po swoim pupilu, to nie upieram się, że muszę maszerować równym krokiem...

Z dobrym przewodnikiem

Nazywają to konstytucją królestwa. Albo częściej – kazaniem na górze. Jezus, niczym Mojżesz, przedstawia w kilku rozdziałach Ewangelii Mateusza fundamentalne zasady chrześcijańskiego życia. W nawiązaniu do – a jakże – prawa innego Proroka z Góry, Mojżesza i „jego” dziesięciu przykazań. I...

Prawdę mówiąc nie trzeba mnie przekonywać: w żadnym wypadku i żadnej mierze nie chcę być tym, który czynem, albo choćby tylko słowem, uderza w drugiego człowieka. Poczucie siły, możliwość wyrządzenia komuś krzywdy, nie tylko nie są mi potrzebna dla poczucia wolności, ale więcej: właśnie sięganie po takie środki uznałbym za zniewolenie. I to w najgorszym wydaniu: bycia niewolnikiem samego siebie, swoich kaprysów, własnego ego.

Z tego samego powodu nie chcę też, by moje oczy patrzyły pożądliwie i by na pożądaniu koncentrował się mój umysł. Nie chcę. Wolę spojrzenie, myśli i rozmowy czyste. Bez rozgrywki. A kłamstwo? Nie ma w nim nic pociągającego. Odwet? Małostkowy, niegodny wolnego człowieka. Być dobrym dla nieprzyjaciół? To tak pod prąd tego, co czasem chciałaby zraniona ludzka duma, że na pewno wyraz wielkiej  wolności. Czystość zamiarów w sprawie pobożności? Bez tego pobożność nie byłaby autentyczna. Nieprzywiązywanie się do dóbr materialnych, a zdanie się każdego dnia na łaskawość Boga? Trudne, ale przecież i tak w każdej sekundzie życia człowiek od Boga zależy. Łudzić się, że jest inaczej, to dopiero zaślepiające zniewolenie.  A ostrożność w sądach? Przecież to lepsze niż z powodu sądu zbyt surowego wyjście, choćby tylko przed samym sobą, na zapyziałego głupka. Tak, nie trzeba mnie przekonywać, że pięknie jest dawać innym to, co sam chciałbym też od innych otrzymać. Kazanie na górze mnie nie niewoli. Przeciwnie, pomagając ominąć zastawione przez egocentryzm sidła, prowadzi ku wolności.

Ale najpiękniejsze jest to, co owo kazanie na górze rozpoczyna. Osiem, właściwie dziewięć błogosławieństw. Hymn ku czci wolności. Odważnej i wielkodusznej wolności, która szukając tego, co dobre, szlachetne i piękne, potrafi wznieść się ponad przyziemność.

Dziewięć szczytów wolności

Ubóstwo? W duchu? Często słyszę zżymanie się na to, ile jacyś cwaniacy znowu zagarnęli „naszego”, jak sprytnie i bezkarnie oszukali.  Ale Jezus ma rację: nie musi wprawiać mnie to w zły humor. Przecież mam tyle, że mi wystarcza i nawet więcej. Po co płakać, że klamka w drzwiach do łazienki nie ze złota albo że samochód bez najnowszych bajerów? Widzę, słyszę, mogę dotykać, czuję zapachy i smaki. Wszystko co na tym świecie piękne może moje zmysły zachwycić. Bo dzięki tym zmysłom to wszystko moje. (No, może prócz pieczeni, której zapach dolatuje z kuchni sąsiada). Bo do cieszenia się nimi nie potrzeba mi zamkniętego w pancernej szafie aktu własności wszystkich tych dóbr. Słońce, wiatr, chmury na niebie, deszcz, burza... trawy na połoninach, czerwieniejące jarzębiny i pachnące żywicą kosówki – są moje. Bo dzięki oczom  je widzę, dzięki uszom to co da się usłyszeć, słyszę. Bo mogę nieraz dotknąć albo i  poczuć w nozdrzach... Po co mi akty własności?

A smutek? Wolałbym nie. Ale przecież o niebo lepiej smucić się z powodu różnorakich przeciwności losu niż być tym, który bezdusznie bawi się wśród płaczących. Jeszcze gorzej zaś byłoby być tym, który owe przeciwności zgotował innym. Podobnie z pragnieniem sprawiedliwości i znoszeniem prześladowań: lepiej być z tymi, którzy ich w swoim życiu doświadczają, niż z tymi, którzy dziś triumfują, ale jutro, gry wróci Król...

... Świat zachęca dziś: bądź głośny, pokaż się, niech cię ludzie zapamiętają, daj im poczuć, jak ważny jesteś! To miałaby być droga ku wolności? Na której ciągle musiałbym innym i sobie coś udowadniać? Lepiej cicho się usunąć, nie rozpychać łokciami. Nie muszę być wielki. Ważne, żeby ktoś, najlepiej sam Bóg, powiedział o mnie „to dobry człowiek”... A powiedzą tak nie wtedy, gdy karki przeciwników wdepczę do ziemi, ale gdy będę miłosierny. I wobec nędzy materialnej i wobec nędzy duchowej. Swojego materialnego bogactwa i tak nie zabiorą przecież do wieczności. Wręcz przeciwnie, będę go miał w niebie więcej, jeśli tu więcej rozdam. Podobnie z miłosiernym przebaczaniem. Im więcej odpuszczę winowajcom, tym pewniej za moje winy Bóg nie zakuje mnie w kajdany....

... Brudne serce jest jak brudne okulary. Nie pozwala zobaczyć piękna. Wszystko z jego perspektywy wydaje się brudne albo brudem podszyte. I rodzi obawę: zostanę oszukany, zostanę zdradzony, wykorzystają mnie... Gdy patrzę czystym sercem nie ma tych obaw. Nie dlatego, że w swojej naiwności nie dostrzegam niebezpieczeństw. Dlatego, że z perspektywy czystego serca to, że zostanę oszukany, zdradzony, że mnie wykorzystają, nie ma większego znaczenia. Niewiele albo i nic nie tracę. Bo widzę wiele innego dobra. Zwłaszcza tego nieco przykurzonego pyłem codzienności i dlatego dla ludzi patrzących przez ciemne okulary zła mało atrakcyjnego. Ono nie jest oszukane....

... Tak, miał też rację Jezus, gdy szczęśliwymi nazwał tych, którzy wprowadzają pokój. Nie, nie tych, którzy zwyciężają: tych którzy wprowadzają pokój. Zwycięstwa, także te w codziennych ludzkich wojenkach, często są zarzewiem nowych wojen. A te wcześniej czy później niszczą. Pokój to szansa na bezpieczne rozładowanie nagromadzonej w spirali nienawiści negatywnej energii. Pokój pozwala cieszyć się życiem. Dla bycia wolnym bardziej niż zwycięstwa – przecież fortuna kołem się toczy –  trzeba więc pokoju.

Ale najwięcej o wolności powiedział chyba Jezus z w ostatnim, dziewiątym błogosławieństwie. „Szczęśliwi jesteście, gdy  wam urągają i prześladują was, i gdy z mego powodu mówią kłamliwie wszystko złe na was”. Gdy tak się dzieje, gdy ludzie urągają, prześladują i kłamią na nasz temat, istnieje pokusa, by się odciąć. Nie będą urągać, nie będę prześladować, nie będą oczerniać. Mnie to nie dotknie. Wystarczy przyłączyć się do tej większości. Wystarczy. Ale jaka to wolność płynąć z prądem, skoro się wie, że to co czyste i naprawdę piękne znajduje się raczej wyżej, bliżej  źródła?

Być najpełniej sobą

Człowiek szuka dobra. Chce kochać i być kochany. To bardziej czy mniej uświadomione pragnienie każdego człowieka. Kiedy wybiera przeciw miłości...

Wspomnijmy jeszcze raz źródło. Teraz ciut inaczej. Jego istotą jest, że dzieli się wodą, pozwala jej z siebie wypływać, prawda? Gdyby zamiast tego zaczęło zazdrośnie strzec swojej wody przestałoby być tym, czym jest. Podobnie ze świecą. Może być ładna, ale jeśli nie płonie i nie spala się tracąc swój wosk... Po co by była?

Z człowiekiem jest podobnie. Gdy zamiast bezinteresownie dawać miłość zamyka się w egocentryzmie i chce tę miłość zachować tylko dla siebie, czy ewentualnie dla tych, którzy do grosza odpłacą mu tym samym, przeczy swojej naturze. Nie będąc zaś sobą nie może być wolny. A nie będąc wolny może być owszem, wesoły, zadowolony z siebie. Ale nie szczęśliwy.

 

 

 

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama