100. rocznica urodzin sługi Bożego ks. Franciszka Blachnickiego to nie tylko czas wspomnień. To także – jak powiedział o. Wojciech Surówka OP – czas „czekania na nowego Blachnickiego”. Przed jakimi wyzwaniami stają dziś współcześni wychowawcy młodzieży, którzy w nowych realiach chcą naśladować założyciela oazy?
Pierwszym wyzwaniem, wobec którego stoi wychowawca młodzieży, jest bunt. Okres dojrzewania to czas, w którym młody człowiek „chce być sobą”. Przy czym owo stawanie się sobą ma na początku wymiar negatywny i polega na gwałtownym odróżnianiu się od tego, co mówi mu się w domu, szkole i kościele. Ks. Blachnicki potrafił skierować młodzieńczy bunt w dobrą stronę – w stronę autentycznego chrześcijaństwa i żywej wiary. A przeciw konformizmowi rodziców, zastygłej rutynie przestarzałych struktur parafialnych oraz – szczególnie mocno – przeciw totalitarnej władzy. Nieprzypadkowo ulubioną pieśnią oazowiczów była pieśń o rewolucji. Śpiewaliśmy: „W krąg przez cały świat kroczy potężna rewolucja…” Choć chodziło tu o rewolucję Ducha i Bożej chwały, czuliśmy, że chodzi tu też o rewolucję antykomunistyczną. Czuliśmy, że my także jesteśmy spiskowcami.
Bunt najczęściej skierowuje się przeciw temu, co zastane. Myśmy buntowali się przeciw władzy, która walczyła z Kościołem. Dziś władza (mniejsza o to, na ile realnie i roztropnie) chroni Kościół. Myśmy buntowali się przeciw szkole, w której na apelach śpiewano „Międzynarodówkę”. Dziś w szkole, zamiast „Międzynarodówki”, prędzej usłyszymy pieśni patriotyczne i religijne. Przykładów można by mnożyć więcej. Co innego było zastane w naszym pokoleniu, a co innego jest zastane dziś. Dlatego nasze bunty różnią się w treści. Na nagrodę zasługują więc ci, którzy potrafią przekierować współczesny bunt młodych tak, by stał się buntem przeciw rzeczywistemu złu. I którzy potrafią – jak ks. Blachnicki – nadać dobru posmak tajemnicy i przygody, zapalając do niego młodzież.
Drugie wyzwanie współczesnego wychowawcy młodzieży jest ściśle związane z czasami, w których żyjemy. Ks. Blachnicki uczył tradycyjnych cnót harcerskich: samodyscypliny, pracowitości, wytrwałości, wstrzemięźliwości, wolności od uzależnień. Były one naturalnie wpisane w życie, które jest trudne; a kto nie miał tych cnót, szybko orientował się, że przegrywa lub upada. Od śmierci ks. Blachnickiego minęło jednak kilkadziesiąt lat. W tym czasie nastąpiła rewolucja informatyczna i nastąpił ogromny wzrost poziomu życia materialnego. Życie stało się łatwe i wygodne, a liczba pokus i uzależnień zwiększyła się gwałtownie. Życie łatwe nie skłania jednak do wysiłku i zdobywania sprawności. Trzeba kogoś, kto owo pragnienie wysiłku dopiero obudzi.
Pamiętam, że istotnym elementem rekolekcji oazowych były całodzienne wyprawy otwartych oczu. Uczyły one, że Boga można odkrywać także w przyrodzie. Nie można tego jednak dokonać bez wysiłku – nie tylko duchowego, lecz także fizycznego. Współczesnemu „pokoleniu klikaczy” trudno to zrozumieć, gdyż za jednym stuknięciem w klawiaturę młodzi mają na ekranie piękne góry, a za jednym sms-em mają w domu pizzę. Do tego doszła pandemia, która sprawiła, że już nawet nie trzeba (ani nie wolno) chodzić do szkoły. W takiej sytuacji cały dzień staje się klikaniem, a co najmniej połowa tego klikania jest formalnie usprawiedliwiona. W ten sposób młodzież została „ukarana” tym, co lubi najbardziej. Najgorsze jest jednak jest to, że swego położenia nie odbiera jako zła. Konia z rzędem temu, kto ją z tego zła wyrwie.
Jest jeszcze jedno zagrożenie będące pochodną przeniesienia znacznej części życia do świata wirtualnego. W świecie tym dominują programy i gry, w których młody człowiek obcuje ze wspaniałymi gwiazdami i fantastycznymi postaciami. Przypominają one panteon bogów i herosów greckiej mitologii. Nie traktuje się ich poważnie, ale wciągają one emocjonalnie, zaspakajając potrzeby wyobraźni i niesamowitości. W ten sposób ulega osłabieniu potrzeba religijna – potrzeba spotkania z Kimś, kto jest pełnią rzeczywistości i dobra. Rzeczywisty Bóg zostaje tak przysłonięty przez wirtualnych bogów. Trudno dotrzeć do Niego komuś, kto żyje w świecie wyrafinowanych miraży i kogo zadowala to, co niezwykłe, ale nie Najwyższe.
Wychowankowie ks. Blachnickiego żyli bez komputerów. Mieli realistyczne wyczucie piękna i ograniczeń rzeczy tego świata, a historia uczyła ich, że nie ma sensu pokładać nadziei w żadnych idolach. W tych warunkach kwitło doświadczenie religijne. Potrzebujemy dziś nowego ks. Blachnickiego właśnie po to, by ponownie rozbudzić to doświadczenie. By odciągając młodych ludzi od idolatrii (nawet gdy jest to subtelna idolatria z przymrużeniem oka), wzbudzić w nich głód prawdziwego Boga.
Jak widać, jest wiele powodów, by „czekać na nowego Blachnickiego.” A ściślej, nie czekać – tylko wypatrywać, jednocześnie włączając się czynnie (każdy na swój sposób) w dzieło chrześcijańskiego wychowania młodzieży. A może jednym z takich sposobów czynnego wypatrywania mogłaby być specjalna coroczna nagroda dla duszpasterzy i wychowawców – nagroda, której mógłby patronować Sługa Boży ks. Franciszek Blachnicki? Oczywiście, nagroda nie dla splendoru, tylko po to, by pokazywać ludzi, którzy konsekwentnie i pomysłowo angażują się w proces chrześcijańskiego wychowania. I by w ten sposób inspirować innych do podejmowania współczesnych wyzwań. Może mój pomysł jest szalony, ale jak pisał ostatnio Aleksander Bańka, nadszedł czas, by „zamiast gasić pożary, zacząć je rozpalać”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).