Czy nie szkoda nam niekiedy, że pewne teksty przekonują przekonanych? Zastanawiam się, co po ich logicznym wywodzie, świetnie dobranych przykładach, trafnej puencie…
Jeśli ktoś uważa, że tytułowa metoda dotyczy – dajmy na to – sposobu na poprawę kondycji świata, myli się bardzo. Jest to sposób na poprawę kondycji włosów, metoda nakładania odżywki i innych mazideł, koniecznych w każdej łazience. Co nam, chrześcijanom, jednak przeszkadza, by to modnie obecnie sformułowanie klucz wykorzystać w inny sposób, do poprawiania kondycji świata właśnie? (Minusy tegoż: trzeba zabieg powtarzać regularnie!).
Tak to już jest, że żyjąc wśród rozmaitych internetów, możemy tysiąc rzeczy potępić w czambuł, na trzy tysiące narzekać, ale możemy również nauczyć się wykorzystywać ten wirtualny świat, czerpać zeń nieoczywiste czasem inspiracje.
Przed świętami na przykład zachęca się nas do dobrego ich przeżycia. Nazywa się to dzisiaj tak ładnie „dbaniem o relacje”. Nie sposób jednak oprzeć się wrażeniu, że chodzi w gruncie rzeczy o to, by podarować bliskiej osobie elegancki gadżet, związany z jej osobowością czy zainteresowaniami, bo to niby świadczy o naszej dobrej znajomości owego delikwenta. Nie mówię, że nie, może i świadczy. Co jednak, jeśli znając kogoś doskonale, nadal mamy prezentową pustkę w głowie?
Prostej recepty na dbanie o relacje niestety nie wymyślono. Być może zresztą w wielu wypadkach nie chodzi o to, by coś dawać, dodawać, a odjąć właśnie? Konia z rzędem bowiem temu, kto nie odetchnął z ulgą, bo pewne relacje wraz z pandemią rozluźniły się czy zostały pozbawione pewnej związanej kontaktowaniem się „kłopotliwości”. I nie, nie piszę tu o rodzącym głupie uśmiechy stwierdzeniu: „Szkoda, że teściowa w tym roku nie przyjedzie na święta”. Jednak w naszym otoczeniu nie brakuje czasem ludzi, których obecność i zachowanie w oczywisty sposób nam szkodzą. I dbanie o te najważniejsze w naszym życiu relacje polega właśnie na tym, aby zachować pewien zdrowy dystans do tego czy owego, do tej czy innej sprawy, aktywności. Jakie to jednak sprawy, które osoby?
W każdym razie zamiast „dbaj”, mamy „kup”, czyli w zasadzie czytajmy to jako „zrób”, a jeszcze lepiej „nie rób”… Uff. Napisano już wiele na temat nieadekwatności tytułów do prezentowanych treści. Czy jednak sam fakt, że z artykułu nie dowiemy się tego, czego się po tytule spodziewamy – nie może nas czegoś nauczyć? (Hm, czy ja zachęcam tu do takiego układania tytułów katolickich treści, by niezorientowany czytelnik, chcąc nie chcąc, kliknął naszą chrześcijańską „markę”?)
Czy media katolickie mają jednak niezorientowanych odbiorców? Bo czy nie szkoda nam niekiedy, że pewne teksty przekonują przekonanych? Zastanawiam się, co po ich logicznym wywodzie, świetnie dobranych przykładach, trafnej puencie… Z założenia krąg ich czytelników czy słuchaczy jest ograniczony do sięgających po dany prasowy tytuł czy stronę www. Jak zadbać o to, by takich osób było jak najwięcej?
Same pytania, a niewiele odpowiedzi…
Cóż nam pozostało? Może jednak metoda modlących się dłoni? Tylko pamiętajmy: regularnie toto trzeba, jak najczęściej.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.