Pośród wielu wakacyjnych rozrywek i atrakcji, jakie oferuje współczesny świat, te nastolatki wybrały dwa tygodnie w lesie. W obozie zbudowanym własnymi rękami. Bez prądu, internetu i bieżącej wody.
Kiedy docierają do lasu, stoi w swojej pierwotnej postaci. Muszą same wszystko przygotować, zbudować, zawiązać, urządzić, przynieść, zapleść i ustawić. Wszystko w sposób praktyczny i zaplanowany. Tak, by dobrze funkcjonować przez najbliższe dwa tygodnie. Pionierka trwa przez 3 dni co najmniej kilka godzin dziennie. Jak mówi klasyk: "Nie ma zmiłuj".
- Na pewno na wstępie przechodzimy mocny test - pionierka. Dlatego dobrze, gdy się szybko wyrabiamy. Musimy współpracować. Dużą wartością jest wspólne działanie zastępem lub ogólnie całą drużynę. Ja osobiście cieszę się, że robimy wszystko samodzielnie, bo uczymy się czegoś nowego, pokonujemy własne ograniczenia. Najbardziej podobają mi się wieczorne ogniska. To zdecydowanie najprzyjemniejszy moment dnia. Śpiewamy piosenki, wystawiamy różne scenki teatralne - opisuje 13-letnia Amelia Borkowska.
Jej rówieśniczka z taką samą nieukrywaną fascynacją opowiada o życiu w lesie.
- To prawda, że było czasami ciężko np. przy budowaniu obozu albo z powodu napiętego grafiku zadań. Z drugiej strony to także plus, że nigdy się nie nudzimy. Dzięki temu mamy problemu ze snem. Zmęczenie i całodzienne wrażenia sprawiają, że oczy się same zamykają. Widzimy, że zadania, które stawiają przed nami są dostosowane do naszych możliwości - przyznaje Gabrysia Chodak.
W tym roku tematem przewodnik na obozie Amelki i Gabrysi byli Galowie. Dziewczęta uczestniczyły w różnych grach, nawiązujących do tematu.
- Wyzwaniem okazała się Wielka Gra, która trwała cały dzień, od godziny 9 do 19. Z mapą odszukiwałyśmy różne punkty w okolicy i realizowałyśmy różne zadania. To podsumowanie tego, czego uczyłyśmy się w ciągu roku na zbiórkach i sprawdzenie naszych umiejętności - opowiada Amelia.
Jakich umiejętności? Np. wiązania węzłów, objaśniania symboliki krzyża harcerskiego, śladów zwierząt i szyfrów. Oprócz tego survival w czystej postaci z przeskakiwanie potoków i poruszaniem się po dzikim terenie.
- Komary? Mnie prawie w ogóle nie pogryzły - mówi z dumą Amelia
- A u mnie odwrotnie - dopowiada Gabrysia
- Co do jedzenia, to ja w domu też sobie przygotowuje, więc nie miałam z tym problemu. Jedyna różnica jest taka, że tutaj na ogniu, a w domu na kuchence elektrycznej albo gazowej - oświadcza Amelia.
- Ja lubiłam pilnować ognia przy gotowaniu, trzeba regularnie dokładać. A z prysznicami to… no... nie ma ich w lesie. Myłyśmy się w miskach. Czasem z tym ciężko, gdy jest kiepska pogoda. Można złapać trochę deszczówki na plecy (śmiech) - przyznaje Gabrysia.
13-latki zgodnie oświadczają, że bez wahania, jak będzie okazja, chętnie wybiorą się drugi raz na taką przygodę.
W innym obozie równie pozytywne i energiczne nastroje. Pogoda dopisuje, czas na kolację. Drewno skwierczy pod polową kuchnią. Woda garnku zaczyna się gotować.
- Najbardziej hardkorowe jest wstanie rano. Pobudkę mamy o 7.30. Nieźle jak na wakacje, prawda? - pyta zaczepnie Helenka Krzywiecka.
- Momentami doskwiera nam zimno w nocy. Na pryczach trzeba spać w kurtkach w śpiworze i nie zawsze jest wygodnie, ale temperatura spadła raz nawet do 6 stopni - informuje z fascynacją Julia Jurczyk. Przyznaje z kolei, że za dnia bywają chwilę, że człowiek roztapia się z gorąca w pełnym umundurowaniu np. podczas warsztatów.
- Komary? Ojej, nie dają nam spokoju. Na początku obozu nie było z tym problemu, ale lekka zmiana pogody i nagle są z nami na każdym kroku. Mam całe pogryzione nogi - mówi Julia, drapiąc się na wspomnienie o insektach.
- A mnie serce ciągnie do mojego wygodnego łóżka w domu - dodaje Helena, jakby chciała zakończyć już temat wrednych komarów.
Tym wszystkim niby narzekaniom towarzyszy jednak uśmiech, radość i wielka energia. Bo to, o czym mówią dziewczęta, tworzy tylko jedną stronę medalu, którą zdecydowanie przykrywa ta druga.
- Bardzo lubię na obozie konkurs kulinarny, bo uwielbiam gotować. Gotowanie w polowych warunkach nie sprawia mi problemu, wręcz przeciwnie, to świetna zabawa - informuje z nieukrywaną dumą Julia.
- A mnie urzekają nasze wspólne wieczorne ogniska i wystawianie scenek np. pantomimy. Ćwiczymy grę sceniczną dostając jakiś konkretny temat do zrealizowania. Jest wtedy dużo śmiechu - stwierdza Helenka.
Spędzanie czasu 24 godziny na dobę w lesie buduje piękne wspomnienia i jest niezapomnianą przygodą. Co istotne, w niej główną rolę nie gra smartfon, telewizor, kołdra, czy laptop, lecz plandeka, menażka, scyzoryk i sznurek.
Gdzie przeżyjesz taką przygodę? U Skautów Europy, w Stowarzyszeniu Harcerstwa Katolickiego "Zawisza" - warto sprawdzić tę propozycję dla dzieci.
Zobacz zdjęcia z obozu harcerskiego poniżej!
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.