Patrząc, jak uczniowie podrywają się w szkole na dźwięk dzwonka i jak punktualnie o piętnastej urzędnicy gromadnie opuszczają miejsce pracy, trudno przypuszczać, by ludzie nie lubili odpoczynku. No, chyba że chodzi o pracoholików.
Najpierw pomaga odnaleźć samego siebie. W ferworze codziennych zajęć człowiek zmuszony jest do myślenia… na zadany temat. Czy uczy w szkole, czy wylicza pensje, czy układa płytki w łazience, jego umysł zawsze musi skupiać się na wykonaniu pewnego zadania. Gdy odpoczywa, jego myśli mogą krążyć swobodnie. A więc i zająć się sprawami, które go naprawdę interesują czy nawet fascynują. Książka, film, refleksja nad aktualnymi wydarzeniami to luksus, na który trudno sobie pozwolić w nawale obowiązków. W ciszy spotkania z samym sobą rodzą się też filozoficzne przemyślenia nad tym, co naprawdę w życiu warto. A bezmyślne przypatrywanie się żeglującym po niebie chmurom, obserwowanie pracy mrówek, słuchanie wiatru czy odkrywanie na nowo zapachu suchych liści pomaga odpowiedzieć na najważniejsze życiowe pytania.
Dlaczego tak wielu ludzi, zwłaszcza na początku, fascynują internetowe czaty i fora? Bo mimo całej ułudy dają możliwość autentycznego spotkania z drugim człowiekiem. I to bez bagażu obciążeń przeszłością i lęku przed ewentualnymi zobowiązaniami na przyszłość. Odpoczynek – nie tylko niedzielny – to szansa na autentyczne spotkanie z bliskimi. W ferworze dnia powszedniego łatwo tylko się z nimi mijać. Niedziela, gdy – przynajmniej teoretycznie – nie trzeba się nigdzie spieszyć, to czas słuchania tego, co bliscy mają do powiedzenia. To czas budowania więzi. Miłą rozmową o niczym i poznawaniem prawdziwych potrzeb tych, których Bóg postawił na mojej drodze.
Mądrzy ludzie powtarzali kiedyś, że humanizm ograniczający się do tego co ludzkie, jest nieludzki. To prawda. Nieco górnolotnie rzecz ujmując, pustki, którą człowiek odkrywa w ciszy swojego serca – o ile nie próbuje jej zagłuszać – nie jest w stanie zapełnić żadne stworzenie. Odpoczynek jest też czasem na spotkanie z Nieskończonym. Wielkim uproszczeniem byłoby sprowadzanie tej relacji do uczestnictwa w niedzielnej Mszy, ale niewątpliwie jest ona szansą pobudzenia tej struny ludzkiego serca.
Nudno? Ciągle to samo? Ksiądz smuci na kazaniu, a organista fałszuje? Eucharystia nie jest po to, albo nie tylko po to, żeby człowiek na niej skorzystał. Jest też oddaniem czci Bogu. Owszem, modlitwa w lesie czy w domu też ma swoją wartość. Ale to wybranie się do kościoła, by razem z innymi dziękować Bogu za dzieło zbawienia, jest czymś o wiele piękniejszym. Jest pokazaniem, że wśród wszystkich spraw świata człowiek nie zapomniał, kto tak naprawdę jest szefem. No i żadna modlitwa nie da tego, co daje przyjęcie komunii świętej: możliwość zwrócenia się do tego, który autentycznie zamieszkał na dnie mojego serca.
W świecie przyrody każdy dzień jest podobny do drugiego. Jedne zwierzęta wychodzą na pastwiska, inne na polowanie. Jeśli się wylegują, to nie z powodu wolnej soboty. Jeśli całymi kilometrami wędrują, to nie dlatego, że postanowiły udać się na urlop. Kierując się instynktem nieustannie uczestniczą w pochodzie ciągle zmieniającego się wedle praw natury świata. Tylko człowiek potrafi się wyrwać z tego kieratu konieczności. Zatańczyć dlatego, że ma taką fantazję, a nie by uwieść samiczkę. Zaśpiewać, by ucieszyć swoje serce, a nie po to, by innym coś przekazać. Porzucając raz na tydzień swoje codzienne sprawy, a zwracając się ku rzeczom tak mało praktycznym pokazuje, że jest czymś więcej niż Bożym robotem.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
„Trzeba doceniać to, co robią i dawać im narzędzia do dalszego dążenia naprzód” .
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).