Od lat „prześladuje” mnie to pytanie. Pytanie-tytuł. Tak się składa, że również dzisiejszego felietonu. Przede wszystkim jednak słynnej książki autorstwa Marii Janion.
Już nie pamiętam, czy mieliśmy ją w lekturach na studiach, czy tylko nam ją polecano. Wiem, że ją przeczytałem. Chyba nawet dwukrotnie. Ale poza „dobijającym się” nieustannie tytułem, nie pamiętam z niej już absolutnie nic.
Czy będziesz wiedział, co przeżyłeś? Zwykle to pytanie dopada mnie rano. Bo czy wieczorem będę pamiętał o wszystkich cudach, których doświadczyłem w ciągu dniach? O wszystkich tych mniej i bardziej mistycznych chwilach z codzienności? O radościach i fajnościach, których przecież bez liku, a jednak, kiedy wieczorem chce się, przed snem, podziękować za nie Bogu, nagle okazuje się, że to jednak spory wysiłek, żeby przypomnieć sobie to wszystko. Że częściej przypominają się raczej doznane przykrości, czy nierozwiązane problemy. Tymczasem:
Jonasz był w pełni świadom swojego szczęścia. Jest to szczegół może drobny, ale ważny, albowiem niektórzy spośród ludzi szczęśliwych nie wiedzą, że są szczęśliwi, a chociaż Pan obdarza ich samymi łaskami, nie dostrzegają dobroci Bożych darów. Smutek i gorycz sami sobie zadają, niewiedzą swoją obrażając Pana...
To cytat z książki „Krąg biblijny i franciszkański” Romana Brandstaettera. Cytat „wyczajony” i podsunięty kilka dni temu przez żonę.
Co jednak zrobić, by być tak szczęśliwym, jak biblijny Jonasz? Ameryki nie okryję. Jako że nasza pamięć jest zawodna, a mózg raczej lubuje się w negatywach niż pozytywach, najlepszym rozwiązaniem, które działa mi od lat (oczywiście o ile tylko o nim pamiętam), jest zapisywanie sobie na bieżąco wszystkich tych fajnych, cudnych i Bożych rzeczy, których akurat doświadczam. Smaczny posiłek, kapitalny film, piękne zdjęcie, znalezione do zilustrowani tekstu przygotowywanego na portalu, książka czytana na głos żonie (ostatnio są nią „Niksy”)… - niby nic takiego, ale kiedy wieczorem spojrzy się na tę listę, jest Moc. Boża Moc. I jonaszowa świadomość szczęścia.
Czasem porównuje się ludzkie życie do opowieści, wielkiej powieści lub księgi, wspólnie pisanej przez Boga i człowieka. Kolejne jego etapy są wtedy swego rodzaju rozdziałami, częściami, aktami. Takie codzienne zapiski byłyby więc chyba niczym jej stronice albo akapity. Uświadamiające nam to, o czym pisał Brandstaetter: że Pan obdarza nas samymi łaskami oraz pozwalające dostrzegać dobroć Bożych darów.
A więc, Szanowni Państwo, do piór! :)
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Pocieszam się, że następnym miejscem mojego pobytu będzie jakaś mogiłka.