W życiu potrzebny jest rytm i równowaga, jeżeli ma ono być istotnie dobre.
O ile układ zabudowań na wzór budynków klasztornych praktycznie jest dla większości z nas nieosiągalny, to jednak wzajemny związek, jaki wprowadzają one symbolicznie między różne dziedziny naszego życia, pozostaje jako coś istotnie ważnego, o czym powinniśmy pamiętać, a może powinniśmy odkryć na nowo. Nawet w najmniejszym domu czy jednopokojowym mieszkaniu muszą być wydzielone miejsca, gdzie gotujemy, jemy, śpimy. Czy nie możemy rozwinąć tę zasadę i potraktować poważnie coś, co jest powszechną praktyką na Wschodzie, włączając do wymienionych miejsc jeszcze jedno, choćby bardzo maleńkie, które wskazywałoby na fakt, że w naszym życiu obecny jest Chrystus. Po prostu powieszona ikona, obraz czy postawiona świeczka, iluminowany tekst, będą przypominać, że wśród wzajemnie przenikających się przestrzeni naszego dnia, we wszystkich sprawach Chrystus ma swoje miejsce.
Wciąż zbyt łatwo uważa się za niezależne od siebie różne elementy życia chrześcijańskiego: nabożeństwa publiczne, modlitwę osobistą, codzienną pracę, milczenie, naukę, przyjaźń, wypoczynek i całą resztę, i proces ten pogłębia się. Ideał równowagi benedyktyńskiej nie jest celem samym w sobie. Jest tylko środkiem prowadzącym do całkowitej integracji, przemieniającej całego człowieka tak, że możliwe staje się coraz pełniejsze doświadczanie Boga. O ile całkowicie spełni się ono u końca tej drogi, kiedy wejdziemy do pełnej radości Wielkanocnej, to jednak prawdą jest także, że Bóg jest obecny i osiągalny tu i teraz, w tej chwili i w tym konkretnym zajęciu. Nie ma podziału na to, co święte z jednej strony i świeckie z drugiej. Każdy z elementów naszej istoty i całe życie, które z nich wypływa, domagają się szacunku, gdyż mają swój udział w naszej drodze do Boga. Tak więc staje się to wielką afirmacją. Jedność osoby i harmonia życia codziennego, która z niej wypływa, są kluczowym wymiarem benedyktyńskiej wizji życia wspólnotowego, równowagi i umiarkowania, które znajdują się u podstaw "Reguły".
Uważam jednak, że ostatni i niesłuszny wniosek, jaki może wynikać z tych rozważań nad równowagą i umiarem benedyktyńskim, to ten, że jest to łatwa droga. Nie oznacza ona bezpiecznej gry i nie jest to przepis na miernotę. Wręcz przeciwnie, jest niezwykle wymagająca. Równowaga nie oznacza kompromisu, lecz scalanie skrajnych wartości, których siłę musimy uznać, a nie odrzucać. Życie benedyktyńskie ukazuje nam, jak zachować równowagę między przeciwnymi biegunami. Mnich żyje w ciągłym napięciu pomiędzy stałością a przemianą, tradycją a przyszłością, między indywidualnością a wspólnotą, posłuszeństwem a inicjatywą, pustynią a targowiskiem, działaniem a kontemplacją. W rzeczywistości dokładnie na tym polega paradoks życia chrześcijańskiego. Spotykamy się z tym w Biblii, a "Reguła" wyraża to, gdyż czerpie z tego właśnie źródła. Stwierdzamy, że rzeczy są różne od naszych wyobrażeń o nich. Kiedy św. Benedykt wskazuje swoim mnichom, jak wspinać się po drabinie do Boga, oznacza to równocześnie zstępowanie w pokorę i wyrzeczenie się samego siebie. Ten sam paradoks znajdujemy w Ewangelii i psalmach, kiedy mówią, że w ciemnościach widzimy światło, w śmierci znajdujemy życie, że jesteśmy napełniani, gdy oczyszczamy się, a najszczęśliwsi jesteśmy nie wtedy, gdy bierzemy, ale gdy dajemy. To, co mogłoby być rozdarciem i rozbiciem, może posłużyć jako środek do budowania całości i równowagi.
Fragment książki „Szukanie Boga. Droga św. Benedykta”
Esther de Waal, córka anglikańskiego pastora, po studiach historycznych w Cambridge pracowała naukowo w Leicester University oraz w Newnham. Po wyjściu za mąż w 1960 r. uczyła w Cambridge i Nottingham. Od kiedy jej mąż został dziekanem, rozpoczęła pracę na Kolegium Teologicznym Lincolna. Po przeprowadzce do Canterbury łączyła obowiązki żony I matki czterech synów z intensywną pracą naukową. Od 1971 r. kierowała pracą studentów na Uniwersytecie Otwartym i uczyła historii w seminarium pastorów w Canterbury. W roku 1982 z grupą Amerykanów rozpoczęła „doświadczenie benedyktyńskie”.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).