O świętych szczątkach i innych relikwiach.
Faktem jest, że takie cuda się zdarzają. Spontaniczne uzdrowienia mają miejsce po dziś dzień w Lourdes i wydaje mi się, że nic nie przemawia za tym, że w średniowiecznych miejscach pielgrzymkowych dochodziło do podobnie niezwykłych i zagadkowych wydarzeń. Tym bardziej, że i ja wiem o pewnym współbracie, który został w Lourdes uleczony z nieuleczalnej choroby. Cierpiał na stwardnienie rozsiane – i powrócił z Lourdes jako osoba zdrowa. Znałem dobrze tego brata. Nie był świętoszkiem, nie był też dziwaczny czy histeryczny. I przez trzydzieści lat życia, które zostały mu ofiarowane po tym zaskakującym uleczeniu, był rzeczywiście uzdrowiony z tej choroby.
Dla mnie takie niewyjaśnione uzdrowienia są dowodem na to, że wiara może przenosić góry. I z tego względu jestem za tym, aby o cudach mówić w szerszym sensie. Cudów nie można rozumieć jedynie materialnie czy biologicznie. Nie dotykają one wyłącznie ciała i jego ułomności. Według mojego rozumienia powodują przede wszystkim przemianę na płaszczyźnie duszy i ducha, a to działanie wydaje mi się najważniejsze w cudach czynionych przez Jezusa Chrystusa.
„Twoja wiara cię uzdrowiła” – te słowa Jezusa towarzyszą większości jego cudownych uzdrowień (Łk 17, 19). Brzmi to tak, jakby nagłe uleczenie nie było niczym innym, jak skutkiem ubocznym wiary, a więc gotowością do odczuwania pełnej ufności Bogu. I ten, kto w taki sposób pojmuje te słowa, ma z pewnością rację. Jestem przekonany, że Jezus wypowiedział je właśnie w tym sensie. Nie próbował z chorymi, którzy do niego przychodzili, czynić po prostu tego, z czym nie poradziła sobie ówczesna wiedza medyczna. Nie odczarowywał ich chorób. Nie był również lepszym lekarzem. Cuda Jezusa były znakiem nowych czasów, które z nim nadeszły. Znakiem nowego czasu wiary, znakiem nowego czasu miłości – a miłość, jak i wiara są siłami, które triumfują nad wszelkimi chorobami. Dzięki tym siłom człowiek dochodzi do ładu z Bogiem, jak i w nie mniejszym stopniu z drugim człowiekiem, a to działa uzdrawiająco na duszę i ciało.
Z praktycznego punktu widzenia można powiedzieć: przyczyny każdego ucisku i licznych zmian chorobowych organów znajdują się w duszy. Gdy jakaś troska wgryza się w duszę, wówczas wgryza się również i w ciało. Gdy jednak dusza staje się wolna poprzez doświadczenie miłości i siły wiary, wówczas i ucisk może nagle zniknąć, a ciało może doświadczyć takiego samego zbawienia jak dusza. Ciało i dusza są ze sobą związane i kiedy raduje się dusza, wówczas radość odczuwa także i ciało. Z tego względu nigdy nie zaprzeczę, że Bóg może działać uzdrawiająco w człowieku. Czy jednak dlatego możemy tak spokojnie mówić o cudach?
Powiedziałbym, że tak: pod warunkiem wszakże, że pod pojęciem cudów rozumiemy coś innego niż człowiek średniowiecza. Takie cuda jak latające pieczyste z Santo Domingo należą do magicznego świata wyobrażeń, z którym nauki przyrodnicze ostatecznie zrobiły porządek. Cuda w takim rozumieniu to zwyczajna abrakadabra. Dlaczegóż jednak Bóg w jakiś sposób, który nie poddaje się naszemu sceptycznemu spojrzeniu, nie miałby ingerować w przyrodę? On jest Stwórcą. I nie urządził swojego stworzenia w taki sposób, by przemijało według zegarka. Kiedy więc pojmujemy cuda jako znak całkowitego uzdrowienia, uleczenia duszy i ciała, wówczas i my wierzymy w cuda.
Fragment książki „Dokąd pielgrzymujemy. Dawne drogi i nowe cele”
Notker Wolf OSB urodził się 21 czerwca 1940 r. w Unterallgäu (Bawaria). W 1961 r. wstąpił do benedyktyńskiego opactwa Sankt-Ottilien. Studiował filozofię, teologię, zoologię, chemię i historię astronomii. Od 1971 r. wykładał filozofię w rzymskim Anselmianum. Od roku 1977 był arcyopatem największego benedyktyńskiego klasztoru w Europie. W roku 2000 został wybrany Opatem Prymasem, zastępując Marcel’a Rooney’a.
Odnotowano ofiary śmiertelne, ale konkretne liczby nie są jeszcze znane.
Biskup zachęca proboszczów do proponowania osobom świeckim tego rodzaju posługi.
Nauka patrzy na poczęte dziecko inaczej niż na zlepek komórek.