Monte Cassino

Miejsce rozsławione poprzez godne podziwu życie oraz grób swego założyciela, przeżyło na przestrzeni wieków bogatą historię świetności, kultury, sztuki. Skropione obficie krwią żołnierzy polskich na zawsze weszło w pamięć ludzkości.

W roku 577 klasztor został zniszczony przez Longobardów. Odbudowany na polecenie papieża Grzegorza II powrócił do lat świetności. Potem w roku 883  napadli na niego Saraceni i po spenetrowaniu i zrabowaniu spalili. Odbudowany został dopiero w XI wieku pod przewodnictwem opata Dezyderego (przyszłego papieża Wiktora III). W r.1349 trzęsienie ziemi znów niszczy opactwo i  to niemal doszczętnie, pozostawiając z całości tylko trochę murów. I  znów zostaje odbudowane. Niestety, w 1944r. podczas bombardowania, w przeciągu trzech godzin ulega ono ponownie całkowitemu zniszczeniu. W sumie, w masowych nalotach lotniczych zrzucono na klasztor 596 ton bomb, nie licząc działań artylerii. Stało się to wbrew instrukcji gen. Eisenhowera określającej, by na froncie włoskim oszczędzać obiekty zabytkowe. Miejsce modlitwy, nauki i schronienia w tych dniach dla setek bezbronnych cywilów zamieniono w jedno, wielkie rumowisko grzebiące licznych uchodźców.

To, co dziś można podziwiać na Monte Cassino zostało dobudowane na podstawie dawnych wzorów architektonicznych w duchu maksymy „tam, gdzie było i tak, jak było”, częściowo z oryginalnych elementów i dekoracji. Prace rekonstrukcyjne trwały 10 lat i w całości sfinansowane zostały przez państwo włoskie. Obecne piękno opactwa wydaje się wręcz niemożliwe do opisania (tekst poniżej będzie tylko nieśmiałym opisem wrażeń). Tak naprawdę to trzeba je zobaczyć samemu...

Zwiedzanie rozpoczynam od dziedzińca wejściowego (trasę wejścia do klasztoru zmieniono zaledwie kilka lat temu). W tym miejscu wznosiła się kiedyś świątynia Apollina, którą św. Benedykt przekształcił w oratorium dla wspólnych modlitw zakonników, dedykując ją św. Marcinowi,  biskupowi z Tours. Podczas prac rekonstrukcyjnych w 1953 r. odkryto tu ślady fundamentów tego oratorium wraz z małą absydą. Miejsce jest też o tyle niezwykłe, że to tu zmarł, jak podaje biograf świętego, papież Grzegorz Wielki, Benedykt „stojąc podtrzymywany przez kilku mnichów, po przyjęciu Eucharystii”. Wydarzenie to upamiętniono częściowo zachowaną antyczną mozaiką i współczesną, dużą kompozycją z brązu (dar kanclerza Niemiec, honorowego rycerza Zakonu Krzyżackiego, Konrada Adenauera).

Idąc dalej docieram do tzw. dziedzińca Bramantego. Plac nazwany tak, bo swym przestronnym, spokojnym rozkładem przypomina styl wielkiego architekta renesansu. Wybudowany w 1535 roku dziedziniec ma 30 m szerokości i 40 m długości łącznie ze schodami łączącymi go z frontowym portykiem dziedzińca głównego. Z jego tarasów w kierunku zachodnim rozpościera się wspaniała panorama okolicznych miejscowości. Środek dziedzińca zdobi ośmiokątna studnia otoczona kolumnami korynckimi oraz posągi św. Benedykta i św. Scholastyki.

Statua św. Benedykta przetrwała prawie nietknięta zniszczenia wojenne. Pochodzi z 1735 r. i jest dziełem Campiego z Carrary. U jej spodu widnieje napis: „Błogosławiony, który przychodzi w imię Pańskie”. Statua św. Scholastyki to kopia. Zdobi ją napis: „Przyjdź moja gołębico, przyjdź, będziesz ukoronowana”. Stoję w milczeniu i patrzę na kamienne twarze świętego rodzeństwa (byli bliźniakami) i muszę przyznać, że coraz bardziej mnie intrygują. Ich historie życia, umiłowanie Boga i radość służenia innym są wręcz niesamowite, tak proste i tak bogate zarazem. Przysłowie mówi, że przykład jest ponoć zaraźliwy. I oby...

Czas iść dalej. Pokonuję rząd schodów, wznosząc się ku górze, do frontowego portyku głównego dziedzińca. Tuż obok mnie dostrzegam szarawoniebieskie marmurowe nisze kryjące posągi dwóch papieży: Urbana V, benedyktyna, który przyczynił się do odbudowy Monte Cassino po trzęsieniu ziemi i Klemensa X słynącego z hojności wobec klasztoru. Nim przekroczę próg dziedzińca głównego, oglądam się jeszcze wstecz. Widok jest niesamowity. Rozległy dziedziniec z białego kamienia wraz z zawieszoną nad nim loggią, zwaną rajską, delikatnie dotykają błękitnego nieba. Pełna harmonia. Odnoszę wrażenie, jakby wszystko zawisło w bezruchu. Prawie nic też wewnątrz nie burzy tego spokoju. Zbliża się południe, jest tu mało turystów i pielgrzymów, a mnisi o tej porze  trwają na modlitwie. Nic więc nie przeszkadza mi, by spokojnie doświadczać tego miejsca...

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
31 1 2 3 4 5 6
7 8 9 10 11 12 13
14 15 16 17 18 19 20
21 22 23 24 25 26 27
28 29 30 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11