Miejsce rozsławione poprzez godne podziwu życie oraz grób swego założyciela, przeżyło na przestrzeni wieków bogatą historię świetności, kultury, sztuki. Skropione obficie krwią żołnierzy polskich na zawsze weszło w pamięć ludzkości.
Kolejny raz „wspinam” się na wzgórze Monte Cassino. Szeroka droga, tuż za lasem dość stromo podnosi się i wije asfaltowym zygzakiem w górę. Przede mną wyrasta imponująca ściana gruzu i zieleni, które to jeszcze kilkadziesiąt lat temu stanowiły główną linię obrony wojsk niemieckich, po wkroczeniu do Neapolu wojsk amerykańskich, tzw. słynną linię Gustawa.
Patrząc przez szybę autokaru przypatruję się miasteczku Cassino, które teraz wyłania się w całej okazałości, oglądam resztki średniowiecznej wieży, a obok wyłania się wbita w ziemię część czołgu i dziwny, zardzewiały pomnik w kształcie rozety wykonany z luf dział, które pozostały tu po 18 maja 1945 roku.
Autokar pozostaje na niewielkim parkingu tuż obok cmentarza żołnierzy polskich, miejsca które wielu Polaków uważa wręcz za świątynię i cel pielgrzymek. Mijam bramę wejściową. Zdobią ją stojące na cokole nastroszone orły, których pióra przypominają powiewające na wietrze skrzydła husarii. Sam cmentarz to monumentalny pomnik wykonany z trawertynu, z wieloma polskimi symbolami, wykutymi nazwiskami poległych i wymownym napisem wyrytym w języku polskim, włoskim i angielskim: „Za wolność naszą i waszą my żołnierze Polscy, oddaliśmy Bogu ducha, ziemi włoskiej ciało, a serca Polsce”. Tuż obok, centralnie na placu, znajduje się inkrustowany czarną tufą wulkaniczną krzyż Virtuti Militari. W serce krzyża wbudowano metalowy znicz a na krawędziach umieszczono napis: „Przechodniu powiedz Polsce, żeśmy polegli wiernie w jej służbie”.
W totalnej ciszy przechadzam się wśród nagrobków a wewnątrz gdzieś powracają wspomnienia okrutnych dni maja 1945 roku, opowiadanych mi przez mego wujka, uczestnika tych walk. Słońce pali niemiłosiernie. Czas wyruszyć dalej. Ale nim opuszczę to miejsce, na grobie dowódcy II Korpusu Polskiego gen. Andersa (który zmarł w Londynie, ale chciał być pochowany obok swych żołnierzy na tym właśnie wzgórzu) składam wiązankę czerwonych róż i modlitwę. To niesamowite, że miejsce, które było krwawym polem bitwy, dziś przemawia ciszą swych grobów i czerwonymi makami, które śmiało wychylają się ze skalistych urwisk góry Cairo, majestatycznie wznoszącej się nad okolicą, a w tle góruje benedyktyńskie opactwo. Trzeba tylko umieć patrzeć i słuchać...
Nieopodal, bo ok. półtora kilometra od cmentarza znajduje się klasztor. Został on założony przez św. Benedykta ok. 529 roku na górze, gdzie pierwotnie praktykowany był pogański kult Jowisza i Apollina, w miejscu istniejącej tu kiedyś fortyfikacji rzymskiej Municipium Casinum. Burzliwe dzieje i bogata historia miejsca charakteryzuje samo opactwo, jak i jego założyciela. Ale może po kolei...
Św. Benedykt urodził się w Nursji ok. 480 r. w rodzinie patrycjuszowskiej. Podstawowe wykształcenie zdobył w Rzymie. Tu też nabrał odrazy do szerzącego się zepsucia moralnego, umiłowania rzeczy materialnych i hołdowaniu hedonizmowi. Porzucił więc wszystko i osiedlił się wśród samotnych skał k/Subiaco, prowadząc żywot pustelnika. Okoliczni mnisi, pociągnięci świadectwem jego życia, poprosili go, by został ich przełożonym. Benedykt wyraził zgodę, lecz kiedy starał się poprawić ich zachowanie, spotkał się z ostrą niechęcią. Spróbowano go nawet otruć.
Zasadzka jednak się nie udała, bo kielich z trucizną, po uczynieniu nad nim znaku krzyża, rozpadał się na kawałki. Po tym wydarzeniu wraz z kilkoma uczniami Benedykt przeniósł się na południe i osiadał na Monte Cassino. Nikt nie wie do dziś, dlaczego wybrał akurat to miejsce, ale to właśnie tu wykorzystał swój zmysł praktyczny i przerobił pogańską świątynię na oratorium dla nowej wspólnoty, pomieszczenia dla mnichów oraz oczekiwanych pielgrzymów. Tu też dokonał ostatecznej korekty swej Reguły monachorium, będącej tzw. małym kompendium Ewangelii i tu, bliski wieku 70 lat dokończył swe ziemskie życie. Przed śmiercią jednak w swoim jasnowidzeniu, św. Benedykt wspominał o czterokrotnym zniszczeniu, jakie miało spotkać to miejsce. Co też się stało.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Mają uwydatnić, że jest to pogrzeb pasterza i ucznia Chrystusa, a nie władcy.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.