Miejsce rozsławione poprzez godne podziwu życie oraz grób swego założyciela, przeżyło na przestrzeni wieków bogatą historię świetności, kultury, sztuki. Skropione obficie krwią żołnierzy polskich na zawsze weszło w pamięć ludzkości.
Wkraczam na dziedziniec Bazyliki Katedralnej. Zbudowany on został w 1513 roku wg planów Antoniego Młodszego z Sangallo i zwany jest Dziedzińcem Darczyńców. Nazwa wywodzi się od sponsorów klasztoru, zwłaszcza papieży i monarchów, których posągi umieszczono tutaj w latach 1666-1724. Cały plac zdobią, wykonane z szarego i czerwonego granitu, kolumny połączone czystą, renesansową linią, idealnie komponującą się z fasadą bazyliki, na frontonie której, w tympanonie, widnieje herb Monte Cassino i jego opatów. Stanowi go wspięty na tylnych łapach lew.
Bazylika Katedralna wita mnie przyjemnym chłodem. Odbudowana wg XVI- i XVII- wiecznej linii architektonicznej i dekoracyjnej, przygniata swym bogactwem. W oczy kłują zdobienia sklepień, marmurowe inkluzje, elewacje, freski, obrazy. Na suficie dostrzegam jednak dziwne, puste miejsca. Nieodrestaurowane po bezpowrotnym zniszczeniu fresków Luca Giordana ciągle czekają na artystę godnego wypełnić pustkę po geniuszu malarstwa włoskiego baroku. Nad drzwiami bazyliki widnieje duży (ok. 50m2 powierzchni) fresk Annigoniego przedstawiający „Chwałę św. Benedykta”. Fresk przyciąga wzrok, jest wielce wymowny, pełno w nim symboliki. Stający centralnie prawodawca otoczony jest przez zakonników, biskupów i zakonnice, którzy żyli w świętości, krocząc drogą jego Reguły. Na dole wyróżniają się trzy postacie papieży: św. Grzegorz Wielki (pierwszy biograf świętego), Paweł VI (który konsekrował w 1964 bazylikę i ogłosił św. Benedykta patronem Europy) i św. Wiktor III (opat, który nadał Monte Cassino wielki splendor, wzbogacając je o kodeksy z miniaturami, mozaiki, emalie czy liturgiczne złotnictwo wschodniej roboty). Tuż obok, na półlunetach, przedstawione są postacie ze Starego Testamentu, Abraham i Mojżesz, z którymi to św. Benedykt posiada szczególne pokrewieństwo w wierze.
Nawą główną idę w stronę ołtarza. Bocznymi schodami wchodzę do prezbiterium. Mijam grobowiec Piotra Medyceusza i kaplicę Matki Bożej Bolesnej i zatrzymuję się przed bogato zdobionym ołtarzem głównym. Łacińska inskrypcja wyryta na cartoglio z czarnego marmuru ogłasza wszystkim: „św. Benedykt i św. Scholastyka tak, jak za życia nigdy nie byli rozłączeni duchowo, tak samo i po śmierci nie są rozłączone ich ciała”. Przyglądam się temu miejscu z zaciekawieniem. Wszak to tu, pod marmurową płytą złożona jest urna z brązu z doczesnymi szczątkami świętego rodzeństwa. Mimo upływu lat i licznych zniszczeń, odpowiada dokładnie miejscu, które sam św. Benedykt kazał przygotować na grób dla siebie i swej siostry bliźniaczki. Niesamowitym jest fakt, że ocalał on nietknięty z ostatnich działań wojennych, gdy pocisk przeciwlotniczy, mimo iż wbił się pomiędzy dwa przeciwległe stopnie, nie wybuchł. Podczas prac rekonstrukcyjnych grobowiec ten został otwarty, a szczątki poddano rozpoznaniu kanonicznemu i medycznemu, które potwierdziło autentyczność relikwii.
Przyglądam się w milczeniu niezwykłym postaciom. Nie znam dokładnie życiorysu św. Scholastyki (choć wiem, że w jakiś sposób jej życie zawsze było podobne do życia brata, którego od najmłodszych lat podziwiała i naśladowała), ale sam św. Benedykt mimowolnie kojarzy mi się z ewangeliczną opowieścią o Marcie i Marii. Jego słynna maksyma „Ora et Labora” jest czystą syntezą zachowania się tych dwóch kobiet z Betanii. Zachowania, które ukazuje, że pracy, zatroskaniu i zabieganiu winno towarzyszyć zatrzymanie się, słuchanie, kontemplacja, adoracja i zachwyt Bogiem. Wszystko to razem musi stanowić normę chrześcijańskiego życia. Tych postaw nie wolno rozdzielać. Nie można bowiem zamknąć się na tym, co otacza, co porusza się, co stanowi znak postępu, ale trzeba zdobywać się na odwagę nieustannego pójścia do przodu, bez zatracania tego, co najważniejsze. Pójście do przodu ma oznaczać wzrastanie! Samo poruszanie się bowiem, bez rozwoju duchowego będzie tylko i wyłącznie jałowym biegiem, w którym zagubi się szybko własna tożsamość, cel i sens życia.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).