8 grudnia w Oranie odbyła się beatyfikacja bp. Pierre’a Claverie i towarzyszy. To zakonnicy i siostry zamordowani przez islamistów w latach 1994–1996.
Znaliśmy ich w codzienności. Byli tacy jak my, zwyczajni. Nie odznaczali się szczególnymi cechami, które pozwalałaby sądzić, że pewnego dnia będziemy świadkami ich beatyfikacji. To raczej okoliczności sprawiły, że stali się wyjątkowi. Dziś ich śmierć jest postrzegana jako dar życia dla Jezusa i Algierczyków. Ich postawa jest świadectwem – mówi s. Danuta Kmieciak, od 28 lat w Algierii.
Wybór Oranu na uroczystość był dla wielu zaskoczeniem. Poza biskupem wszyscy oni żyli i działali w diecezji Algieru. W Algierze w 1938 r. urodził się też późniejszy biskup. Jako ordynariusz Oranu urząd sprawował od 1981 r. do śmierci 1 sierpnia 1996 r. Zginął w eksplozji bomby podłożonej pod drzwi jego domu. W gronie pozostałych męczenników algierskich są siostry, ojcowie i bracia z kilku zgromadzeń zakonnych. To ofiary wojny w Algierii w latach 1991–2000, kiedy front islamskich fundamentalistów wystąpił przeciw rządowi i obcokrajowcom. – Wtedy zginęło kilkaset tysięcy Algierczyków, w tym kilkudziesięciu imamów. Zostali zamordowani za to, że nie zgadzali się z islamem politycznym, który wkroczył do kraju – mówi s. Danuta.
Pamięć
W Algierze przez 2 lata s. Danuta pracowała z pochodzącym z Belgii o. Charles’em Deckersem. Był jednym z czterech ojców białych zabitych 27 grudnia 1994 r. w Tizi Ouzou, gdzie misjonarze żyli wśród muzułmańskiej ludności od 1946 r. Ojcowie zostali zamordowani podczas świętowania 70. urodzin o. Charles’a i imienin o. Jeana Chevillarda. Islamiści, czterech w mundurach, podjechali pod ich dom i otworzyli ogień. – Podczas pogrzebu ojców całe miasto zamarło. Wszyscy udali się na cmentarz. To było bardzo mocne przeżycie – wspomina misjonarka.
– Charles był ikoną, człowiekiem, który zostawił ślad. W sklepie, kawiarenkach wszyscy pamiętają père Deckersa – dodaje o. Mariusz Bartuzi z tego samego zgromadzenia. – Co roku w rocznicę jego śmierci ludzie przychodzą do naszego domu. To muzułmanie. Chcą powspominać. Wysłano nawet petycję do władz Tizi Ouzou, aby imieniem Charles’a nazwać ulicę. To wyraz szacunku.
Siostra Danuta wspomina s. Odette Prévost, która jest w gronie towarzyszy bp. Claverie. – We wspólnocie były trzy siostry. Jedna wyjechała, bo nie była w stanie żyć w takiej napiętej sytuacji. Siostra Odette z drugą siostrą została. Islamiści postrzelili obie. Siostra Odette zginęła na miejscu. Druga, chociaż ciężko ranna, przeżyła. Będzie na uroczystości beatyfikacyjnej swojej współsiostry – zauważa misjonarka.
Mnisi
Historia trapistów z Tibhirine uprowadzonych w nocy z 26 na 27 marca 1996 r. przez terrorystów Zbrojnej Grupy Islamskiej, jest znana, dzięki filmowi „Ludzie Boga”. Okoliczności śmierci zakonników do dziś pozostają nieznane. Ich klasztor Naszej Pani z Gór Atlasu był miejscem spotkania mnichów z muzułmańskimi sąsiadami. Powołanie Christiana de Chergé, przeora wspólnoty, umocniło wydarzenie z 1959 r., kiedy podczas wojny o niepodległość Algierii życie ocalił mu muzułmanin Mohammed, sam zamordowany dzień później. „W krwi tego przyjaciela wiedziałem, że moje powołanie do naśladowania Chrystusa miało na celu życie w kraju, w którym otrzymałem największy dar miłości” – zapisał po latach de Chergé.
– Tibhirine było oazą spokoju. Przy bramie klasztornej mieścił się budynek dla gości, otwarty dla wszystkich. Przy klasztorze było wielkie gospodarstwo rolne. U mnichów pracowało wielu muzułmanów z sąsiedniej wioski – wspomina o. Dariusz Zieliński. W latach 1991–1993 jako kleryk ojców białych odwiedzał mnichów z Tibhirine. – Bracia znali doskonale arabski. Modlili się w tym samym czasie co muzułmanie. Tak podkreślali jedność z ludźmi – wspomina.
Gdy sytuacja w kraju stała się niebezpieczna dla zakonników, władze lokalne i biskup nalegali na ich wyjazd. – Nie potrafili. Żyli wśród tych ludzi od lat. Jestem przekonany, że muzułmanie inaczej patrzyli na chrześcijaństwo dzięki mnichom – dodaje o. Zieliński.
Piasek
– Tego dnia kiedy ich uprowadzono, świat jakby się zmienił. Dwa miesiące nie wiedzieliśmy, co się z nimi dzieje – opowiada Lidia B., dziewica konsekrowana. W Algierii przeżyła 34 lata. Bardzo dobrze znała trapistów. – O ich uprowadzeniu dowiedziałam się u kard. Duvala. Zaprosił na obiad naszą wspólnotę z domu św. Augustyna. Przyjechaliśmy, nic nie wiedząc. Tam mówią nam: „bracia z Tibhirine zostali uprowadzeni”. Przez kolejne tygodnie niecierpliwie czekaliśmy na jakieś informacje o nich. Gdy potem zbrojna grupa islamska ogłosiła, że mnichom podcięto gardła, niepewność się skończyła. Już nie było napięcia, lęku o to, co się z nimi dzieje, czy cierpią, co przeżywają... – wspomina.
Msza pogrzebowa odbyła się w bazylice pw. Naszej Pani Afryki w Algierze. To była niedziela Trójcy Świętej. Braci żegnano razem z kardynałem.
– Ksiądz kardynał zmarł 30 maja. Wcześniej miał operację. Ciężko się z niej wybudzał. Przeżył jeszcze kilkanaście dni. Wiedział, że ojcowie zostali uprowadzeni. Ta sytuacja na pewno wpłynęła na jego stan. Zmarł w dniu, kiedy ogłoszono, że odnaleziono głowy braci. Ale on już o tym się nie dowiedział – opowiada Lidia. Podczas pogrzebu trumna kardynała stała na środku bazyliki. Potem wniesiono siedem trumien. – Ustawiono je półkolem wokół trumny kardynała. Nikt wtedy nie wiedział, że jest w nich piasek i głowy trapistów. Myśleliśmy, że są ciała braci. Podczas Mszy śpiewano bardzo długo pieśń, powtarzając: „Będę szedł za Tobą, pokaż mi drogę”. To było przejmujące. Ale był już pokój. Najgorsze było oczekiwanie.
Lidia dodaje, że pierwszą część swego testamentu ojciec Christian de Chergé pisał w ich domu pw. św. Augustyna. Zawarł w nim m.in. słowa: „Gdyby pewnego dnia zdarzyło się (…) że padnę ofiarą terroryzmu (…) pragnąłbym, aby moja wspólnota, mój Kościół, moja rodzina pamiętali, że moje życie było oddane Bogu i temu krajowi. (…) By potrafili związać moją śmierć z tylu innymi, które są równie okrutne, lecz pozostają ledwie zauważone i bez- imienne. Moje życie nie jest więcej warte niż jakiekolwiek inne. Ale też nie jest warte mniej. (…) Chciałbym, gdy ten moment nadejdzie, mieć umysł na tyle jasny, bym mógł prosić o przebaczenie Boga i wszystkich moich bliźnich i równocześnie przebaczyć z całego serca temu, który ugodzi we mnie (…) Moja śmierć zapewne okaże się argumentem na rzecz tych, którzy szybko zdefiniowali mnie jako naiwnego idealistę. (…) Ale niech ci ludzie wiedzą, że wtedy (…), jeśli Bóg zechce, będę mógł zobaczyć Jego dzieci islamskie, tak jak On je widzi, ludzi ogarniętych światłością chwały Chrystusa, owocu Jego Męki (...) Za życie utracone, całkowicie moje i całkowicie ich, dziękuję Bogu (…) Do tego »dziękuję« (…) włączam (…) także ciebie, przyjacielu mojej ostatniej minuty, który nie będziesz wiedział, co czynisz. Tak, ciebie też do mojego »dziękuję« włączam i do mojego »A Dieu – Z Bogiem«, którego widzę także w twojej twarzy. By dane nam było się spotkać, jak dobrym łotrom, w raju: bo tak spodobało się Bogu, który jest Ojcem nas obu. Amen. Inch’Allah”.
Męczennicy algierscy, którzy zostali beatyfikowani 8 grudnia 2018 r.:
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W diecezjach i parafiach na całym świecie jest ogromne zainteresowanie Jubileuszem - uważa
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.